Tajne/poufne. Na uzbrojenie wydajemy miliardy, a nie wiemy za co

Niczym lwica młodych - tak Agencja Uzbrojenia broni wszelkich danych o zakupach dla polskiej armii. Robi to, choć wszystkie lub prawie wszystkie informacje na ten temat podają bądź nasi partnerzy z NATO, bądź producenci, od których broń kupujemy.

Agencja Uzbrojenia utajniła dane dotyczące liczby zakupionych MQ-9B SkyGuardian, choć tajemnicy z tego nie robił nawet sam producent
Agencja Uzbrojenia utajniła dane dotyczące liczby zakupionych MQ-9B SkyGuardian, choć tajemnicy z tego nie robił nawet sam producent
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Za czasów kierowania Ministerstwem Obrony Narodowej najpierw przez Antoniego Macierewicza, a potem przez Mariusza Błaszczaka otrzymanie jakiejkolwiek informacji na temat zakupów graniczyło z cudem. Przejrzystość działań i wydatków nie istniała.

To się miało zmienić, bo Polacy powinni wiedzieć, dlaczego decydujemy się wydać miliardy złotych na taki, a nie inny sprzęt. Nowy minister Władysław Kosiniak-Kamysz i szef Sztabu Generalnego, gen. Wiesław Kukuła obiecali skruszenie tego betonu. Na razie trzyma się on jednak mocno.

Co prawda zaczęły pojawiać się komunikaty dotyczące potencjalnych zagrożeń ze strony statków powietrznych naruszających polską przestrzeń powietrzną. Więcej można było się również dowiedzieć o planach wojska. Więcej, ale nadal niewystarczająco, aby obywatele mogli patrzeć władzy na ręce.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Są informacje, których utajnienie jest w obecnych czasach niemożliwe lub niecelowe – mówi dr Michał Piekarski, specjalista ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Przykładowo, informacja o posiadaniu określonego sprzętu wojskowego nie musi być niejawna, jeśli ten sprzęt, np. samolot jest i tak łatwy do zauważenia. Budowy nowej dywizji czy brygady też nie da się ukryć. Ponadto oprócz interesu bezpieczeństwa państwa jest też interes przejrzystości wydatków publicznych.

Amerykańska jawność

We wrześniu Michał Gajzler z "Dziennika Zbrojnego" opublikował fragment oficjalnego i publicznego dokumentu Departamentu Obrony USA, z którego wynika, że Polska kupi 400 pocisków powietrze-ziemia AGM-158 JASSM-ER. Tymczasem w Polsce o takiej liczbie krążyły jedynie niepotwierdzone informacje w kuluarach. To dlatego, że MON utajniło skalę zakupów, ograniczając się jedynie do podania kwoty, jaką wydano.

W grudniu, na pytania dotyczące liczby zakupionych MQ-9B SkyGuardian - zaawansowanych bezzałogowych statków powietrznych - wraz z wyposażeniem dodatkowym za niemal 1,270 mld złotych, Agencja Uzbrojenia odpowiedziała, że informacja jest niejawna. A to dość kluczowa kwestia, bo nie wiadomo czy kupiono dwa bezzałogowce i znacznie przepłacono, a może cztery i była to okazja.

Z pomocą przyszedł sam producent. Firma General Atomics Aeronautical Systems wydała własny komunikat prasowy dotyczący sprzedaży bezzałogowców do Polski. Dzięki temu wiadomo, że kupiliśmy trzy egzemplarze MQ-9B SkyGuardian z dwiema stacjami kierowania i kontroli lotów oraz pakiet logistyczny obejmujący trzyletnie wsparcie szkolno-logistyczne.

Polski podatnik ponownie więc dowiedział się, na co rząd wydaje pieniądze dzięki Amerykanom. Dlaczego tak się dzieje, choć jeszcze przed dekadą transparentność była znacznie większa, a przetargi na zakup sprzętu były obowiązkowe, jak zjedzenie śniadania?

Tajne. Koniec, kropka

Obecnie rządząca koalicja wykorzystuje te same mechanizmy, które stosował rząd Prawa i Sprawiedliwości. Swego czasu Inspektorat Uzbrojenia, zwany obecnie Agencją Uzbrojenia, nie chciał poinformować, czy śmigłowce S-70i Black Hawk dostarczone do JW Grom będą wyposażone w sondę do tankowania w powietrzu, która jest standardowym wyposażeniem amerykańskich śmigłowców wojsk specjalnych. Wówczas zasłaniano się tym, że tego typu wyposażenie jest objęte klauzulą niejawności. Wystarczyło poczekać na pierwsze zdjęcia opublikowane przez MON, aby uzyskać odpowiedź, że sondy nie ma. Czy takie działanie miało sens? To pytanie oczywiście retoryczne.

Wówczas MON tłumaczył się, że Polska jest krajem przyfrontowym i tego typu informacje ułatwiłyby pracę rosyjskim agentom. Warto przy tym zwrócić uwagę na Finlandię i kraje bałtyckie. One nie tylko mają długą granicę z Federacją Rosyjską, ale także znaczną mniejszość rosyjską. Nie przeszkadza im to informować, nie tylko ile wydano na sprzęt wojskowy, ale także, jakie jest jego wyposażenie i co obejmuje pakiet logistyczny. W Polsce to niewyobrażalne.

Tajność nade wszystko

W Polsce skalę utajniania informacji zostały określone w art. 5 Ustawy z dnia 5 sierpnia 2010 r. o ochronie informacji niejawnych. Wyróżniane są cztery klauzule tajności "ściśle tajne", "tajne", "poufne" i "zastrzeżone". Instytucje państwowe mogą je nakładać wedle własnego uznania.

Często jednak, jak w przypadku sondy do tankowania w powietrzu na śmigłowcach S-70i, czy liczby zakupionego sprzętu dochodzi do nadużyć prawa do utajniania. To ogranicza obywatelowi kontrolę nad działaniami polityków. Nawet w przypadku udzielenia odpowiedzi na pytania, można odnieść wrażenie, że Agencja Uzbrojenia odpowiada w taki sposób, aby nie udzielić informacji.

- Polityka informacyjna polskiego resortu obrony stanowi prawdziwe wyzwanie i to nie tylko dla dziennikarzy – zauważa Jakub Link-Lenczowicz, wydawca Militarnego Magazynu MilMag. - Niekiedy trzeba się wykazać naprawdę dużą znajomością tematu, aby wyciągnąć właściwe wnioski.

- Jako punk odniesienia warto wskazać metody Amerykanów. Pomimo zaangażowania w wiele konfliktów i działanie służb wrogim USA, agencja DSCA potrafi przekazać szczegółowe informacje dotyczące zakresu oraz kosztu potencjalnych i realizowanych kontraktów zbrojeniowych – dodaje Link-Lenczowicz.

W Stanach Zjednoczonych od 1966 r. obowiązuje Freedom of Information Act, na którego mocy każdy ma prawo dostępu do informacji o działaniach instytucji federalnych. Można się dzięki temu dowiedzieć, jakie urządzenia statek powietrzny ma zamontowane na pokładzie, ile ich kupiono i jakie podatnik poniósł koszty. Utajniane są jedynie szczegóły techniczne, które przeciwnikowi mogłyby ujawnić rzeczywiste zdolności sprzętu. Amerykanie utajniają jedynie to, co faktycznie ma znaczenie.

- Ważniejsze od liczby posiadanych samolotów są informacje o szczegółach pracy ich radarów czy systemów identyfikacji swój-obcy, czy szczegółowe charakterystyki uzbrojenia – zauważa dr Piekarski.

- To one mogą być dla przeciwnika najcenniejsze, bo mogą pomóc opracować taktykę walki, tak jak Amerykanom w taktyce walki z japońskimi myśliwcami Zero pomogło przejęcie nieuszkodzonego egzemplarza i przeprowadzenie ćwiczebnych walk. Dlatego teraz Amerykanie czy Brytyjczycy nie ukrywają np. liczby samolotów F-35, czy nazwy wyposażenia, ale gdy jeden z nich wpadł do morza, szybko podjęto akcję poszukiwań, by potencjalny przeciwnik nie poznał rzeczywistych możliwości.

W Polsce istnieje możliwość prawna uzyskania informacji, która uzyskała klauzulę tajności. Zgodnie z art. 9 ust. 1 ustawy z 2010 r., w przypadku stwierdzenia zawyżenia lub zaniżenia klauzuli tajności, odbiorca materiału może zwrócić się o dokonanie stosownej zmiany. Kolejny ustęp informuje, że w przypadku "odmowy dokonania zmiany lub nieudzielania odpowiedzi w ciągu 30 dni od daty złożenia wniosku o zmianę klauzuli tajności, odbiorca materiału może zwrócić się odpowiednio do ABW lub SKW o rozstrzygnięcie sporu". Nikt jeszcze do tego się nie posunął.

Do czasu publikacji tekstu ani Agencja Uzbrojenia, ani Centrum Operacyjne MON nie odpowiedziały na pytania, dlaczego polski podatnik musi się dowiadywać się o liczbach zakupionego sprzętu z komunikatów amerykańskiego rządu lub producentów.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (153)