Tajna wizyta u Merkel. Polityczny dylemat Jarosława Kaczyńskiego

Latem 2016, w Meseberg pod Berlinem miał miejsce jeden z osobliwszych epizodów w 12-letnim okresie rządów Angeli Merkel. Ta wizyta unaocznia polityczny dylemat Jarosława Kaczyńskiego.

Tajna wizyta u Merkel. Polityczny dylemat Jarosława Kaczyńskiego
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Katarzyna Bogdańska

W ukryciu przed wszędobylską prasą 12 lipca 2016 pod zamek Meseberg, jednej z rządowych rezydencji, podjechały dwie ciemne limuzyny na polskich rejestracjach. W jednej z nich siedział prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Potajemna wizyta polskiego polityka u Angeli Merkel była próbą nowego startu w trudnych niemiecko-polskich relacjach. Jednocześnie uwidocznia ona przedziwny rozdźwięk między zakulisowymi próbami zbliżenia i publicznie podsycanymi konfliktami.

Kaczyński musiał się przemóc

Aby zrozumieć, dlaczego akurat Kaczyński, który w roku 2011 jeszcze zarzucał Niemcom, że chcą tworzyć nowe imperium, udał się z tak niezwykłą wizytą do Niemiec, nie trzeba nawet sięgać daleko w przeszłość. Impulsem wyzwalającym ten zwrot był 23 czerwca ubiegłego roku, kiedy to większość Brytyjczyków zagłosowała w referendum za opuszczeniem Unii Europejskiej. To było dla Polaków szokiem i skłoniło prawicowy rząd do zmiany sposobu myślenia – uważa jeden z niemieckich dyplomatów. Od tego czasu bowiem w całej UE jak w polu magnetycznym od nowa ustala się polityczne bieguny.

Jeszcze do czerwca 2016 rząd w Warszawie na forum UE chował się zawsze za hamującą integrację unijną Wielką Brytanią. A teraz nagle polskiemu rządowi groziło, że zostanie we wspólnocie bez partnera.

Wtedy właśnie Kaczyński kazał wysondować, czy Merkel przystałaby na spotkanie z nim. Niemiecka strona, ze względów bezpieczeństwa, odmówiła takiego potajemnego spotkania w Polsce, tym bardziej, że Kaczyński nawet nie piastuje żadnego stanowiska w rządzie. Dlatego 67-letni polityk musiał się przemóc i przyjechać do Mesebergu. Towarzyszyli mu zaufani doradcy: Adam Bielan i Zdzisław Krasnodębski. Co do celu misji Kaczyński szybko wyłożył karty na stół. Jako bardzo osobisty prezent przywiózł szefowej niemieckiego rządu obraz przedstawiający dom, w którym urodziła się matka Angeli Merkel – tak jak wygląda on dziś.

Odejście od antyniemieckiego kursu?

Zbliżenie z Berlinem i bezpośredni, osobisty kontakt z szefową niemieckiego rządu zdają się być w tym czasie absolutnie niezbędne, ponieważ od czasu przejęcia rządów przez PiS w 2015 r., dwustronne relacje Polski i Niemiec pogorszyły się. PiS wdrożył reformę sądownictwa i mediów, które przyniosły mu wciąż jeszcze ciągnący się konflikt z Unią Europejską. Wiele dwustronnych kooperacji nawiązanych z rządem Tuska obumarło ze względu na nowy kurs Warszawy, nacechowany sceptycyzmem wobec Niemiec i UE.

Jeszcze w kwietniu 2016 Kaczyński krytykował, że w Niemczech panuje bez mała dyktatura. Szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski stwierdził, że współpraca z Niemcami i Francją w ramach tak zwanego Trójkąta Weimarskiego jest przestarzała. Przy czym rząd Niemiec, biorąc wzgląd na trudne zaszłości historyczne, zawsze starał się, by stroną w konflikcie na temat deficytu praworządności w Polsce była UE. W żadnym wypadku nie może stać się on sporem niemiecko-polskim – mówiono wtedy w berlińskich kołach rządowych. Zaznaczano, że trzeba przetrzymać wszelkie prowokacje prawicowych hardlinerów, którzy dążą do takiego przedstawiania tego sporu, by podgrzewać narodowe uczucia.

Angela Merkel ze swej strony, krytykę pod adresem polskiego rządu sprzedawała jako podszytą trucizną pochwałę. Jako wychowana w NRD Niemka zawsze z podziwem patrzyła na rozwój sytuacji w sąsiednim kraju – opowiadała podczas spotkania z premier Beatą Szydło. –„Solidarność" wycisnęła piętno także na moim życiu” – przyznała kanclerz. – Z tamtego okresu wiemy, jak ważne jest pluralistyczne społeczeństwo i niezależne sądownictwo oraz media. Wtedy tego wszystkiego było brak.

Osobisty kontakt dla budowania nowych mostów

Rozbieżności wyszły na światło dzienne także pamiętnego 12 lipca, kiedy Merkel i Kaczyński spacerowali po ogrodzie w Mesebergu. Podczas kolacji dyskusje toczyły się dalej przy niemieckim i włoskim winie. – Wyobrażenia Kaczyńskiego w kwestiach europejskich są naprawdę inne, a jego spojrzenie skierowane raczej wstecz – ubolewał jeden z unijnych dyplomatów. Jednak bezpośredni kontakt rozluźnił chociaż trochę atmosferę. Obecny w Mesebergu prof. Krasnodębski określił potem to spotkanie nawet jako „ciepłe”. Szef PiS-u chce i potrzebuje bowiem poukładanych relacji z Niemcami.

Dlaczego są one potrzebne, o tym pisała premier Szydło na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Przyszłość Unii Europejskiej w wysokim stopniu zależy od dobrego porozumienia między Warszawą i Berlinem”. A Polska, pomimo całej krytyki, potrzebuje Unii Europejskiej już choćby ze względu na to, że jest największym odbiorcą środków z brukselskiego budżetu. A teraz właśnie rozpoczynają się następne negocjacje finansowe ze wspólnotą.

Szydło jednak nie wspomniała o tym, że Niemcy są już od dawna największym partnerem handlowym Polski. Poza tym Polacy, ze względu na Rosję, coraz bardziej obawiają się o swoje bezpieczeństwo – zaznacza Nicolai von Ondarza, ekspert ds. europejskich z Fundacji Nauka i Polityka (SWP). Nawet polski rząd ma obecnie wątpliwości, jak dalece można polegać na nowej administracji Donalda Trumpa jako sojusznika w kwestiach obronności. Dlatego Warszawa próbuje prowadzić podwójną strategię tzn. chce zagwarantować sobie bezpieczeństwo jako prymus w NATO, jednocześnie silniej wspierając europejską politykę bezpieczeństwa. Takie postępowanie znów ustawia Warszawę u boku Niemiec.

Skutkiem tego jest absurdalna zgoła przepaść: w polityce wewnętrznej rząd PiS w dalszym ciągu pielęgnuje antyeuropejskie i antyniemieckie resentymenty i w wewnątrzpolitycznym kursie nie dokonuje żadnych korekt. Ale na płaszczyźnie Unii Europejskiej zmiany nastroju są zauważalne. Już kiedy Merkel w sierpniu 2016 po decyzji Brytyjczyków o Brexicie, w ramach podróży po Europie Wschodniej, przybyła do Warszawy, widoczny stał się jeden mały, ale wymowny szczegół: podczas konferencji prasowej z premier Szydło nagle w tle znów widać było unijne flagi.

Merkel jednocześnie krytykowana i chwalona

W stanowisku Polski można zaobserwować też merytoryczną przepaść: Warszawa okazuje wprawdzie regularnie swoją irytację na temat planowanego gazociągu Nord Stream II, którym gaz z Rosji ma popłynąć przez Bałtyk do Niemiec i z którego niemiecki rząd nie ma zamiaru zrezygnować. Ale także polscy dyplomaci przyznają, że nawet dla konserwatystów Merkel jest właściwie faworyzowaną niemiecką i europejską partnerką, najpóźniej od kryzysu rosyjsko-ukraińskiego. Bo nie tylko angażuje się tam energicznie na rzecz pokoju, ale też mimo szkód dla niemieckiej gospodarki, napiera na sankcje UE wobec Rosji.

Sprzeczności te widać też u samego Kaczyńskiego: jeszcze w lutym 2016 krytykował, iż „Pani Merkel jest w Europie absolutnym numerem jeden i to nie jest zdrowa sytuacja”. Jednocześnie opowiada się za jej ponownym wyborem w wyborach do Bundestagu we wrześniu 2017, bo nigdy nie wypowiadała się antypolsko. Wręcz przeciwnie: odkrycie w 2013 roku jej polskich korzeni ze strony ojca było w Polsce sensacją.

Kiedy w lutym 2017 Merkel ponownie przyjeżdża do Warszawy, tym razem wita ją nie tylko premier Szydło, ale też całkowicie oficjalnie Kaczyński – ku zaskoczeniu wszystkich nawet zarejestrowanym przez kamery pocałunkiem w rękę. Po rozmowie w dobrym nastroju chwali przed polskimi dziennikarzami polepszenie stosunków z Niemcami. Przy czym w decydującym dla niego punkcie nie ruszył się ani na krok: Merkel odmówiła mu spełnienia życzenia – zapobieżenia drugiej kadencji przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska.

– Ale nie można przeceniać tematu Tuska – ostrzega ekspert Fundacji Nauka i Polityka Nicolai von Ondarza. Chodzi tu o prywatną wojnę Kaczyńskiego, który obarcza Tuska współwiną za śmierć swojego brata bliźniaka. W rzeczywistości także ten polski rząd w większości tematów bez problemu współpracuje z Brukselą. Co jeszcze bardziej znamienne: rząd PiS bez szemrania zaakceptował deklarację UE ws. przyszłości Wspólnoty przyjętą w 60. rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich. A zawarty w niej zapis o woli ściślejszej współpracy i o Europie różnych prędkości jest przeciwieństwem tego, czego oficjalnie ciągle domaga się Kaczyński – ograniczenia kompetencji UE.

Polska wyizolowana w UE

Zmianie nastawienia pomaga też najwyraźniej to, że obecnie nawet w klubie państw Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry) Polska wydaje się wyizolowana. Panuje wprawdzie zgoda co do oporu wobec unijnych kwot relokacji uchodźców, ale od Brexitu nastroje w innych wschodnioeuropejskich państwach UE diametralnie się zmieniły. Nagle także premierzy Czech i Węgier opowiadają się za wspólną armią unijną. W sporze wokół ponownego wyboru Tuska na szefa RE partnerzy zostawili rząd w Warszawie samemu sobie i nie zgłosili sprzeciwu. Przebywający nieco później w Berlinie premier Słowacji Robert Fico był jeszcze bardziej dobitny: „Słowacja nie widzi się w przyszłości w pierwszym rzędzie jako część Grupy Wyszehradzkiej, tylko jako część Unii Europejskiej”. Kraje bałtyckie i tak już od dawna podkreślają, że nie chcą mieć nic, absolutnie nic wspólnego z antyeuropejskim kursem Polski.

Dotyczy to też innych w UE. Przed szczytem w Rzymie spotkały się cztery duże kraje UE: Francja, Hiszpania, Niemcy i Włochy, żeby rozmawiać o przyszłości UE. Polska, też czująca się dużym państwem unijnym, nie została zaproszona. A wskazywanie na Europę różnych prędkości również jest jasną zapowiedzią w stronę Warszawy, że nikt nie ma zamiaru dać się powstrzymać jej antyintegracyjną retoryką. We Francji trzech z czterech wiodących kandydatów na prezydenta przyjęło zdecydowanie prorosyjskie i raczej krytyczne wobec Polski stanowisko. Pewnie dlatego polscy partnerzy podkreślają w rozmowie z agencją Reuters, że przede wszystkim Szydło, ale też prezydent Duda, wstawiają się u Kaczyńskiego za zbliżeniem z Berlinem. W przeciwieństwie do mało podróżującego szefa PiS, dzięki regularnym podróżom dobrze znają atmosferę na arenie międzynarodowej.

Wszystko to może sprawiać, że tuż przed wizytą w Niemczech polska premier domagała się silnej UE. Polska jej potrzebuje już choćby po to, by w negocjacjach z Wielką Brytanią ws. Brexitu mogły być chronione interesy wielu polskich emigrantów żyjących na Wyspach. – Bez niemieckiej pomocy nie da rady – podkreśla unijny dyplomata. W niedzielę Merkel i Szydło otworzyły wspólnie targi w Hanowerze, których krajem partnerskich jest w tym roku Polska.

Ryzykowna uprzejmość wobec Berlina

Z punktu widzenia polityki wewnętrznej próba zbliżenia się do Berlina jest dla szefa PiS jednak ryzykownym posunięciem. – Pracujemy nad poprawą stosunków z Niemcami, ale musimy mieć ścisłą kontrolę nad tym, co może być upublicznione, a co nie – opisuje ten dylemat polski polityk. Przez lata PiS dostarczał pożywki antyniemieckim uczuciom starszych Polaków. – Polacy i Niemcy braćmi? Mam naprawdę nadzieję, że pan Kaczyński na to nie pozwoli, w przeciwnym wypadku straci moje zaufanie – ostrzega na przykład Wanda Lewandowska, 74-letnia zwolenniczka PiS, której rodzina zginęła w II wojnie światowej z rąk Niemców. Nie myślą tak co prawda wszyscy, bo według sondażu CBOS od 1993 r. liczba Polsków pozytywnie nastawionych do Niemiec podwoiła się, wzrastając do 50 procent. Ale zdanie Wandy Lewandowskiej podziela znaczna część elektoratu PiS.

W polskich kręgach rządowych patrzono więc krytycznie, kiedy w lutym Kaczyński sam wspomniał o tajemnym spotkaniu z Merkel – nie wnikając w szczegóły. – Nie można tak po prostu powiedzieć, że spotkanie miało miejsce, ale było tajne – zwłaszcza wobec bardzo konserwatywnego elektoratu, który nie ufa Niemcom i którego wsparcie PiS zawdzięcza właśnie zdystansowaniu się od Niemiec – słychać z kręgów zbliżonych do Prawa i Sprawiedliwości.

Przeczytaj także:

Źródło: DW/Andreas Rinke, Lidia Kelly (RTRD)/Elżbieta Stasik

Źródło artykułu:WP Wiadomości
angela merkelspotkanieniemcy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (138)