Tajemnice wokół uwolnienia francuskich dziennikarzy
Francuski rząd zapewnia, że nie zapłacił okupu za dwóch porwanych w Iraku dziennikarzy, a ich uwolnienie we wtorek wynika z działań wywiadu i krytycznego stanowiska Francji wobec polityki USA w Iraku. Media podkreślają, że to nie tłumaczy, dlaczego niewola dziennikarzy trwała aż cztery miesiące.
23.12.2004 | aktual.: 23.12.2004 13:46
Minister obrony Michele Alliot-Marie powiedziała w czwartek, że przyjdzie czas na ujawnienie pewnych szczegółów całej operacji, "bo Francuzi mają prawo je poznać". Ma to nastąpić po przesłuchaniach, jakie czekają teraz Christiana Chesnota i Georges'a Malbrunota.
Prasa jednak wątpi, czy tak się stanie. Podkreśla, że wszystkie działania w sprawie zakładników były prowadzone w największej dyskrecji, bez żadnych przecieków do prasy, więc teraz nie ma powodu, aby ujawniać tajniki działania służb specjalnych i francuskiej dyplomacji.
Minister powtórzyła, że Francja nie zapłaciła okupu za zakładników, a gdyby tak zrobiła, opinia publiczna byłaby poinformowana. Dlaczego mielibyśmy to ukrywać? W takich sprawach trzeba wyrażać się bardzo jasno - powiedziała. To samo powiedział rzecznik rządu Jean-Francois Cope.
Oficjalnie ujawniono niewiele. Rząd przyznał, że doprowadzenie do uwolnienia dziennikarzy jest zasługą francuskiego wywiadu, czyli DGSE, i podkreślił jego znakomitą pracę. Prasa pisze, że zaangażowani byli także służący tam komandosi.
Nie chodziło jednak o spektakularną operację odbicia zakładników, tylko o długotrwałe, czasem zrywane negocjacje, prowadzone przez pośredników. Kilka razy wyznaczono datę i miejsce przekazania zakładników. Ostatecznie odbyło się to we wtorek po południu na odludnych zachodnich przedmieściach Bagdadu.
Media podały, że brało w tym udział kilkunastu francuskich komandosów i że "dla bezpieczeństwa porywaczy" Francuzi nie poinformowali służb amerykańskich ani irackich. Pośrednio przyznała to w radio France Info minister Alliot-Marie, która powiedziała, że oswobodzenie dziennikarzy było "wyłączne francuską operacją", prowadzoną na miejscu przez nieujawnioną liczbę funkcjonariuszy, zaś w Paryżu - przez liczący sto osób sztab w Ministerstwie Obrony.
Konserwatywny dziennik "Le Figaro" jest w tej sprawie sceptyczny. Wskazuje, że dziennikarze odlecieli w środę z Bagdadu na pokładzie francuskiego samolotu C130, używanego przez DGSE. Zgodę na wykorzystanie bagdadzkiego lotniska i korytarzy lotniczych nad Irakiem musieli wydać Amerykanie, przynajmniej taki był ich udział w sprawie - pisze gazeta.
Zdaniem "Le Figaro", porwanie dziennikarzy było od początku pomyłką. Stali się zakładnikami przypadkowo, w niewoli przebywali cztery miesiące tylko dlatego, że "porywacze nie wiedzieli, co mają z nimi zrobić", a żądania porywaczy, by Francja zrezygnowała z zakazu noszenia muzułmańskich chust w szkołach, były wymyślone na gorąco.
Uwolnienie dziennikarzy przeciągało się, bowiem w Islamskiej Armii w Iraku nie było zgody co do ich losu - pisze "Le Figaro". Dla lewicowego "Liberation" w całej sprawie "jest więcej pytań niż odpowiedzi". Gazeta podkreśla, że nic nie tłumaczy, dlaczego niewola Francuzów trwała cztery miesiące, podczas gdy innych porwanych w Iraku - o ile uchodzili z życiem - udawało się uwolnić znacznie szybciej.
Dziennik wątpi w szczególności w deklaracje premiera Jeana-Pierre'a Raffarina, że Francja doprowadziła do uwolnienia zakładników bez spełniania jakichkolwiek warunków porywaczy.