Tajemnica papieskiego cudu
O tym, czy uzdrowienie z choroby Parkinsona francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre jest wytłumaczalne z punktu widzenia nauki i jak na ten cud zareagowało środowisko pacjentów i lekarzy rozmawiamy ze specjalistą neurologiem doktorem Dariuszem Koziorowskim, przewodniczącym fundacji "Żyć z chorobą Parkinsona".
28.04.2011 | aktual.: 29.05.2018 14:52
WP: Paulina Piekarska, Anna Kalocińska: Uzdrowienie z choroby Parkinsona francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre uznano za cud potrzebny do beatyfikacji Jana Pawła II. Watykan stwierdził, że jest to przykład "niewytłumaczalnego medycznie wyzdrowienia". Jak lekarz, który na co dzień zajmuje się tą chorobą, reaguje na tego typu wiadomość?
Dr n. med. Dariusz Koziorowski: - Trzeba oddzielić kwestię nauki i medycyny od wiary. Jeżeli podejdziemy do sprawy w sposób czysto naukowy, to teorię o uzdrowieniu łatwo podważyć. Dla osoby niewierzącej wyjaśnienie będzie proste: prawdopodobnie postawiono złą diagnozę. Szacuje się bowiem, że około 25-30% przypadków zdiagnozowania choroby Parkinsona jest błędne. W świetle współczesnej medycyny nie można się z niej wyleczyć. Z drugiej jednak strony jeżeli przejdziemy na stronę czysto religijną, to na czym polega cud? Właśnie na tym, że staje się coś, co z punktu widzenia nauki jest niemożliwe. Albo ktoś wierzy, albo nie.
WP: Jak na ten cud reaguje środowisko lekarzy?
- Nie ma szerszego odzewu w środowisku – ani pozytywnego, ani negatywnego.
WP: Czy postawienie diagnozy w przypadku choroby Parkinsona jest bardzo trudne?
- Nie ma żadnego testu, który w stu procentach mógłby potwierdzić, że rzeczywiście mamy do czynienia z tym schorzeniem. Dlatego lekarze przyjmują okres pięciu lat, podczas którego obserwują pacjenta. Pozwala on na wyeliminowanie innych schorzeń i stwierdzenie, czy dana osoba rzeczywiście cierpi na Parkinsona. Prawidłowa diagnoza jest bardzo ważna, ponieważ jedną z metod leczenia tej choroby jest zabieg, polegający na założeniu elektrod do tzw. głębokiej stymulacji mózgu. To fantastyczne narzędzie terapeutyczne, którym posługujemy się coraz częściej. Niestety jest skuteczne tylko w przypadku Parkinsona. Ponieważ jest to leczenie inwazyjne, musimy mieć pewność, że pacjent nie cierpi na jakieś inne schorzenie. Temu właśnie służy ta pięcioletnia obserwacja.
WP: Jakie schorzenia objawami przypominają chorobę Parkinsona?
- Tak i jest ich dość dużo, m.in. choroby neurozwyrodnieniowe, które także są nieuleczalne. Zaliczamy do nich postępujące porażenie nadjądrowe i zanik wieloukładowy. Te dwie jednostki najczęściej są mylone z chorobą Parkinsona. Inna, rzadziej występująca, to zespół korowo-podstawny. Podobne objawy mogą występować również w wielu innych schorzeniach neurologicznych, na przykład w chorobie Alzheimera, czy u osób, które przebyły udar mózgu. Wielu neurologów spotyka się również z psychogennymi przypadkami choroby Parkinsona, gdzie na skutek różnych zaburzeń psychiatrycznych pacjenci wykazują objawy tej choroby, ale tak naprawdę jej nie mają. W neurologii mamy całe bogactwo takich chorób.
WP: Nie dziwi pana, że spośród wielu „cudów” Watykan wybrał akurat przypadek uzdrowienia z choroby Parkinsona?
- Tak naprawdę bardzo ciężko jest wybrać cud, którego nie można by było zakwestionować. Weźmy choroby nowotworowe. Jeśli u pacjenta z zaawansowanym nowotworem doszło do samoistnej remisji, wiele osób uznaje to za cud. Ale my wiemy przecież, że remisje się zdarzają. Medycyna zna wiele takich przypadków, są opisywane od wielu dziesiątek lat. Z niewiadomych przyczyn dochodzi do mobilizacji układu immunologicznego i samoistnego zwalczenia nowotworu.
WP: Czasami samym lekarzom trudno jest wytłumaczyć niektóre przypadki wyzdrowień. W książce „Cud w medycynie” wielu wybitnych lekarzy opowiada o swoich doświadczeniach z „cudami”. Czy pan również zna przypadki trudne do wytłumaczenia z punktu widzenia medycyny?
- Często obserwujemy takie sytuacje. Niejednokrotnie wydawało nam się, że pacjent jest w tak złym stanie, że nie przeżyje, a mimo wszystko wychodził z choroby w miarę obronną ręką. Pamiętam młodego pacjenta z bardzo rozległym udarem, który doznał obrzęku mózgu. Miał bardzo duży deficyt neurologiczny. Dziś ten człowiek żyje, sam chodzi, w miarę dobrze funkcjonuje. Z takimi przypadkami spotykamy się wielokrotnie. Czasami są też sytuacje odwrotne – wydaje nam się, że choroba nie jest bardzo ciężka, rokowania są dobre, a pacjent umiera. Medycyna nadal jest sztuką. Wciąż nie potrafimy w stu procentach przewidzieć przebiegu choroby. Człowiek jest bardzo złożonym mechanizmem, wpływa na niego dużo czynników.
WP: Na razie lekarze wciąż nie potrafią jednak znaleźć skutecznego lekarstwa na chorobę Parkinsona. To jest bezradność medycyny?
- Patrząc przez pryzmat dzisiejszej wiedzy muszę przyznać, że całkowite wyleczenie jest niemożliwe. Po prostu komórki nerwowe giną i nic nie jest w stanie ich zastąpić. Nawet leczenie komórkami macierzystymi jest tylko protezowaniem, leczeniem objawów, nie skutków. Na razie medycyna nie wynalazła metody odbudowywania obumarłych komórek.
WP: Informacja o zakonnicy, która wyzdrowiała, wielu osobom może dać nadzieję, że i one z tego wyjdą.
- Nadzieja jest potrzebna nam wszystkim do życia.
WP: Czy pacjenci rozmawiają z panem na temat uzdrowieniu siostry Marie Simon-Pierre?
- Sporadycznie o nim wspominają, ale nie zmieniają przez to swojego zachowania. Codziennie jesteśmy bombardowani już tak wieloma faktami, sensacjami, że podchodzimy już do takich spraw na dystans. Nieraz jesteśmy może nawet zbyt sceptyczni.
WP: W cudownym uzdrowieniu francuskiej zakonnicy kluczową rolę miała odegrać wiara i modlitwa jej i innych sióstr z jej zgromadzenia. Czy część chorych zamiast brać leki zaczęła modlić się o cud?
- Jak na razie nie spotkałem się z takimi przypadkami.
WP: Osoby pozytywnie nastawione do walki z chorobą mają zwykle lepsze rokowania.
- Nie ma reguły, ale pozytywne nastawienie na pewno bardzo pomaga we współpracy lekarza z pacjentem. Co zresztą jest sprawą podstawową, bo przy obecnym dostępie do całej gamy leków czy nowych terapii, zwykle można zaoferować jakąś alternatywną, bardziej odpowiadającą pacjentowi formę leczenia. Niestety nieraz przychodzą do mnie osoby cierpiące na Parkinsona, które przez wiele lat – czego dowiaduję się z wywiadu – robili wszystko, żeby nie brać leków. Przez co ich stan uległ znacznemu pogorszeniu, a one same zostały przykute do łóżka. W wielu przypadkach wcale nie musiało do tego dojść, bo - szczególnie na początku choroby, co zwyczajowo nazywamy „miodowym miesiącem”, który na szczęście trwa znacznie dłużej – są najlepsze rokowania i szanse na najlepszą poprawę ruchową. Dlatego tak ważne jest też regularne przyjmowanie leków.
WP: W najbliższych latach możemy się spodziewać przełomu w leczeniu Parkinsona?
- Schorzenia neurozwyrodnieniowe są tematem bardzo eksplorowanym. Na świecie prowadzony jest teraz szereg różnego rodzaju badań związanych z nowymi metodami leczenia lub próbujących udoskonalać narzędzia już dostępne. Do tego dochodzą coraz szersze narzędzia diagnostyczne, diagnostyka genetyczna, która cały czas się rozszerza i na szczęście jest w Polsce prowadzona. Większość ośrodków na świecie koncentruje swoje działania na poszukiwaniu leków, które spowodowałyby wolniejszy postęp choroby lub całkowicie ją zahamowały.
Póki co leków na cudowne uzdrowienie nie powinniśmy jednak oczekiwać. Bo takiej szansy – przynajmniej z naukowego punktu widzenia, nie mówię tu o wierze – na razie nie ma. To, co będzie dostępne na świecie do diagnostyki i leczenia, będzie dostępne również u nas. Tyle tylko, że jeszcze finanse muszą na to pozwolić. Bo jeżeli ubezpieczyciel nie będzie refundował tych nowych metod leczenia, to one będą tylko na papierze. I w żaden sposób nie będzie można z nich skorzystać, albo będzie tylko niewiele osób, które będzie na to stać.
Dr n. med. Dariusz Koziorowskijest specjalistą neurologiem. Pracuje jako adiunkt w Klinice Neurologii Wydziału Nauk o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, jest członkiem Zarządu Sekcji Schorzeń Układu Pozapiramidowego Polskiego Towarzystwa Neurologicznego i przewodniczącym rady fundacji „Żyć z chorobą Parkinsona”. Absolwent I Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W 2006 roku uzyskał tytuł doktora nauk medycznych.