Ta Unia jest niewidzialna
Tego, że Polska jest w Unii, większość
naszych zachodnich sąsiadów nie zauważyła. Chociaż...
Przedsiębiorcy próbują przebić się przez polską biurokrację, a
zakupowi turyści narzekają na wyższe ceny - opisuje "Gazeta
Lubuska".
02.05.2005 | aktual.: 02.05.2005 09:38
Godz. 15.00, przejście graniczne w Zasiekach. W kolejce na wjazd do Polski czeka kilkadziesiąt samochodów. Tablice rejestracyjne Cottbus, Forst... Kilkaset metrów dalej na pasażerów tych aut czeka kilkudziesięciu handlowców z bazaru, który na dobrą sprawę jest rówieśnikiem unijnej Polski. Na razie wygląda siermiężnie, jak te w Gubinie czy Słubicach u progu swojej kariery.
- Tak naprawdę niemal codziennie musimy wieść spór z odwiedzającymi nas Niemcami - mówi handlująca na targowisku Mariola Kozioł. - Klienci wmawiają nam, że od Unii wszystko jest u nas droższe, my im dowodzimy, że nic, przynajmniej jeśli chodzi o ceny, się nie zmieniło.
Wolfgang Wentz zapewne nawet nie wie, że stał się symbolem. Unijnej historii Gubina. Przed rokiem włodarze tego przygranicznego miasta marzyli o tym, że u nich będą instalowali się niemieccy przedsiębiorcy szukający dróg obniżenia kosztów produkcji. Pierwszy był właśnie Wentz, który na terenie dawnej Cariny otworzył firmę produkującą klimatyzatory. Nic wielkiego, na początek raptem pięć osób.
- Nie trudno powiedzieć, dlaczego to zrobiłem - mówi niemiecki przedsiębiorca. - W tej chwili w Niemczech wszystko nastawione jest na zysk, przepisy premiują wielkich, silnych. Obniżenie kosztów to jedyna szansa na przetrwanie, zwłaszcza dla małych i średnich. Wszyscy będą musieli to zrobić, ja postanowiłem wyprzedzić konkurencję. Oczywiście nie wszystkim znajomym to się podoba.
Władze Gubina przyjęły go z otwartymi ramionami. Później zaczęły się jednak tzw. schody. Chociażby z polską biurokracją, które wcale nie jest mniejsza niż niemiecka. Jest tylko inna. Aby się z nią uporać musiał poprosić o staranny rozkład jazdy co powinien zrobić niemiecki przedsiębiorca. O taką instrukcję obsługi Polski.
- Nasze lęki także były na wyrost, nadzieje, niestety, też - przyznaje burmistrz Gubina Lech Kiertyczk. - Niemcy nie kupili u nas nieruchomości. Inwestycje są raczej śladowe, chociaż mamy coraz większe nadzieje. Na przykład powstaje już rozlewnia niemieckiego piwa, drukarnia... Mamy kolejne propozycje.
Na liście unijnych porażek Kiertyczak na pierwszej pozycji wypisuje klęskę jego pomysłu skrócenia okresów przejściowych w zatrudnianiu Polaków w Niemczech. Na początek miała być uchylona furtka dla mieszkańców pogranicza. Nic z tego nie wyszło. Są jednak i jaskółki - propozycja Niemców, aby gubiński dworzec autobusowy służył polskim i niemieckim przewoźnikom. Powstanie polsko-niemieckiej fundacji mającej zbierać fundusze na odbudowe gubińskiej fary... (PAP)