T.Lis: Tusk chce zostać prezydentem

Notowania premiera bez zmian, rządu - lekko w dół, prezydenta - lekko w dół. Oczywiście "lekko w dół" prezydenta, to więcej niż "lekko w dół rządu", bo prezydent do tracenia ma coraz mniej. W normalnej sytuacji deklaracja jedynej gwiazdy naszej piłkarskiej reprezentacji, że on woli grać przy pustych trybunach niż przed prezydentem RP byłaby dla tego ostatniego katastrofą, ale o jakiej katastrofie można mówić, gdy "Irasiad", "Roger Perejro", "trener Benhałer" i "bramkarz Borubar", to codzienność.

T.Lis: Tusk chce zostać prezydentem
Źródło zdjęć: © Archiwum

25.06.2008 | aktual.: 26.11.2010 14:23

Porozmawiajmy więc poważnie, czyli o notowaniach rządu. Nic istotnego się w nich nie dzieje, ale może się niedługo zdarzyć. W najbliższych miesiącach będziemy bowiem wiedzieli z niezbitą pewnością, czy rząd chce na serio wprowadzać jakieś reformy, czy też je wyłącznie pozoruje. Donald Tusk stosuje polityczną taktykę "play it safe", za wszelką cenę chce unikać zbyt wielkiego politycznego ryzyka. Ponieważ za dwa lata chce zostać prezydentem, jest to taktyka zrozumiała. Ale czy na pewno jest słuszna? Nad rządem Tuska krąży widmo rządu Buzka.

Obecna ekipa panicznie boi się, że wielkie reformy oznaczają wielkie straty dla ugrupowania rządzącego, a niewykluczone, że także jego dezintegrację i atrofię. Pytanie tylko czy ta diagnoza jest słuszna. Czy właśnie dlatego AWS przestała istnieć? Otóż mam wrażenie, że zniknęła ze sceny politycznej z zupełnie innych powodów. Najpierw okazało się, że koalicja AWS-Unia Wolności jest niespójna, potem koalicja się rozpadła, po drodze okazało się, że premierem niby jest Jerzy Buzek, a tak naprawdę rządzi ktoś zupełnie inny, na zakończenie zaś AWS nie tylko popękała, ale się rozkawałkowała przypominając to coś, co zbierano kilka lat wcześniej, by AWS skleić. To nie reformy zabiły AWS. To ludzie AWS-u zabili AWS.

Rząd SLD też nie zbankrutował przez jakieś zmiany, które przeprowadzał, ale przez korupcję i relatywizm moralny tamtej ekipy. Za reformy zapłaciła ekipa Mazowieckiego, ale zdruzgotały ją nie reformy. Zniszczyła ją konfrontacja ze zdeterminowanym w kierunku zdobycia prezydentury Lechem Wałęsą (wspieranym przez braci Kaczyńskich, którzy wtedy nie wiedzieli jeszcze - ha, ha - że Wałęsa był wstrętnym agentem SB), z którym Mazowiecki nie potrafił się dogadać. Nie ma więc dowodów, że jakakolwiek ekipa traciła władzę przez reformy. Nigdy też po '89 roku nie było tak, że jakaś ekipa straciła władzę przez brak reform. A ja tu ryzykuje tezę, że pierwszą władzą, która władzą może przestać być w efekcie braku reform, a nie reform, jest ekipa Donalda Tuska.

Koniunktura do zmian jest wspaniała, ich nieprzeprowadzenie może więc zostać ukarane. Zaniechanie bywa w polityce takim samym błędem jak złe czy głupie działanie. I z tego punktu widzenia byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby rząd się na poważne reformy zdecydował. Zrobić coś i wygrać - fantastycznie, zrobić coś i przegrać - ocalić można chociaż honor, nie zrobić nic i przegrać, to klęska. Premiera i jego ludzi czeka trudna łamigłówka. Być może jednak już się zdecydowali i wybrali - mała stabilizacja, koniunkturalizm, ścibolenie. Jeśli tak, może nawet wygrają, ale Polska niestety nie wygra razem z nimi.

Tomasz Lis specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)