Szykowali "Giwerę" na policjanta
Przestępca związany z łódzką "ośmiornicą" otrzymał zlecenie zabójstwa policjanta z Wydziału Kryminalnego Komendy Rejonowej Policji w Radomsku. Kiedy jednak usłyszał, że dostanie za "robotę" 30 tysięcy złotych oraz kradzionego mercedesa, wyśmiał swoich rozmówców. – Zadzwońcie, jak zbierzecie dwa razy tyle – powiedział na odchodne.
19.03.2004 | aktual.: 19.03.2004 09:14
Zleceniodawcy takiej kwoty nie mieli, postanowili więc poszukać killera wśród miejscowych przestępców. Domniemanymi zleceniodawcami byli członkowie gangu braci K. (Marka i Sławomira), który zajmował się kradzieżami samochodów. Powodem, dla którego chciano pozbyć się policjanta, była jego niezwykła skuteczność. Złodzieje wyliczyli ponoć, że stracili przez niego 300 tysięcy złotych.
– To jest pies na złodziei – zachwalają aspiranta koledzy z komendy rejonowej. – Bandyci mieli zamiar porwać dzieci funkcjonariusza, a następnie zwabić go w wybrane miejsce – powiedział o planowanym morderstwie nadkomisarz Tomasz Klimczak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Prokuratura twierdzi, że zabójcą funkcjonariusza miał być Włodzimierz K. ps. Giwera. Mężczyzna jest poszukiwany listem gończym.
Weszli z hukiem
Przed tygodniem na "Giwerę" zastawiono zasadzkę. Akcja brygady antyterrorystycznej, przeprowadzona 10 marca o świcie, była efektowna, bo wysadzono drzwi do posesji i domu w Dmeninie pod Radomskiem – ale bezcelowa. Włodzimierz K., który prowadzi firmę zajmującą się handlem maszynami rolniczymi, akurat wyjechał do Francji po zakup części.
Żona Włodzimierza K. złożyła zawiadomienie do prokuratury o napaści policjantów. Była oburzona, że w ten sposób funkcjonariusze traktują spokojnych obywateli. – Nie wyszło, ale nie mogliśmy czekać, aż zabiją naszego kolegę, a potem dopiero szukać sprawców – mówi pracownik operacyjny Komendy Wojewódzkiej Policji.
Podczas akcji 10 marca zatrzymano Piotra O. ps. Bokser i Tomasza K., którzy według policji są powiązani z gangiem braci K. Postawiono im zarzut niepowiadomienia o planowanym zabójstwie policjanta.
Obaj zostali zwolnieni za kaucją 7 tysięcy złotych. "Boksera" broni Szymon Zyberyng, jeden z najbardziej znanych radomszczańskich adwokatów, były prokurator. Piotr O. jest sławny nie tylko w miejscowym środowisku przestępczym. W ubiegłym roku pytał o niego Interpol.
– To bzdura, że O. jest związany z braćmi K. – usłyszeliśmy w Radomsku. – Bracia są za mali, żeby współpracować z "Bokserem", on nigdy nie puścił pary z ust i dlatego ma bardzo mocne układy. Sprawa jest mocno naciągana, bo bracia K. nigdy nie mieli 30 tysięcy gotówką, a tak naprawdę potrafią kraść wyłącznie małe fiaty.
Jak wpadli bracia K.
Gang Sławomira i Marka, czyli braci K., karanych wcześniej za kradzieże, był rozpracowywany od pół roku. Jako pierwszy wpadł Sławomir – podczas ubiegłorocznego dnia Wszystkich Świętych. Właściciel cinquecento, skradzionego sprzed Nowego Cmentarza w Radomsku, zdążył zobaczyć dwóch mężczyzn, odjeżdżających jego pojazdem. Radomszczańska policja zarządziła obławę i złodzieje zostali ujęci. Jednym z nich był Sławomir K.
W styczniu z przejeżdżającego przez Radomsko żuka wypadł fotel samochodowy. – Auto zostało zatrzymane przez policję i okazało się, że są w nim kradzione części, przewożone z posesji Marka K., drugiego z braci – mówi Wojciech Auguścik, rzecznik prasowy radomszczańskiej policji. Odkryto wtedy około 200 pociętych fragmentów pojazdów, głównie od cinquecento. Były też karoserie co najmniej dziesięciu aut.
Marek K. zniknął. Prokuratura podejrzewa, że otrzymał informację o planowanym zatrzymaniu. Kilka dni później K. został znaleziony w podradomszczańskim gospodarstwie. Został zatrzymany 13 stycznia, gdy z dwoma mieszkańcami posesji rozkręcał kolejne cinquecento, skradzione przed kościołem w Gidlach.
Kule w wiadrze
W trakcie przeszukań znaleziono broń palną i przestrzelone metalowe wiadro, na którym sprawdzano rozrzut pistoletu. Czy strzały oddał Włodzimierz K.? Nie wiadomo...
Funkcjonariusze twierdzą, że Włodzimierz K. lubi broń, stąd pseudonim Giwera. Wcześniej pożyczał pistolet od brata, który pracował w komisariacie policji w Kobielach Wielkich. Wojciech K., zwany "Pączkiem", napisał raport o chęci odejścia ze służby, na co przystali jego przełożeni. Niebawem byłym funkcjonariuszem zainteresowała się katowicka prokuratura. Jest podejrzewany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, trudniącej się haraczami i wyłudzaniem odszkodowań komunikacyjnych.
Brak zaufania
Przesłuchania świadków w sprawie usiłowania zabójstwa aspiranta z wydziału kryminalnego przeprowadzili funkcjonariusze z wydziału dochodzeniowo-śledczego KRP w Radomsku, następnie sprawę przekazano do Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
W tygodniu poprzedzających akcję KWP ośmiu oficerów wydziału, jak jeden mąż, poszło na zwolnienia lekarskie, choć wiedzieli, że ich koledze grozi niebezpieczeństwo. Nie było to wprawdzie tchórzostwo wobec przestępców, a rozgrywki wewnętrzne w komendzie rejonowej, ale głupio wyszło...
O akcji z udziałem brygady antyterrorystycznej wiedziało tylko dwóch policjantów z wydziału kryminalnego w Radomsku. Chciano uniknąć przecieku informacji do przestępców...
Mariusz Goss,
Andrzej Młynarski