Szwedzkie manowce

Laicki fundamentalizm, nie radząc sobie z rosnącą w Szwecji mniejszością muzułmańską oraz z własnymi problemami w edukacji, chce zlikwidować szkoły religijne.

Szwedzkie manowce
Źródło zdjęć: © Gość Niedzielny | pap/Uwe Gerig

05.11.2007 | aktual.: 05.11.2007 11:15

Czasy, kiedy Szwecja kojarzyła się nam z silnym luteranizmem, minęły dawno i bezpowrotnie. To jednak Szwedom nie wystarcza. Postanowili wymazać wszelkie ślady religii z życia publicznego. Obecnie za wroga świeckości państwa zostały uznane szkoły religijne.

Szwedzki minister edukacji Jan Björklund z Ludowej Partii Liberałów ogłosił 14 października, że rząd planuje wprowadzenie daleko idących ograniczeń w działalność niezależnych szkół religijnych. W Szwecji istnieje 470 tzw. szkół niezależnych, wśród których 44 mają charakter religijny. Istota zamierzeń ministra jest dość jasna i wyziera z jego słów, iż „uczniowie powinni być ochronieni przed każdym rodzajem fundamentalizmu”. Wtóruje mu Nalin Pekgul z partii S-kvinnor (odpowiednik polskiej Partii Kobiet), mówiąca o edukacji w szkołach religijnych: „Nie sądzę, abyśmy powinni pozwalać na urządzanie dzieciom prania mózgu w tych szkołach”.

Lekcje religii bez religii

Na lekcjach w szkole, wedle propozycji Björklunda, nie będzie się omawiać spraw związanych z religią, jak gdyby chodziło o jakieś obiektywne prawdy – wszystko musi być rozpatrywane z naukowej perspektywy. Żaden nauczyciel nie może zasugerować uczniom, iż sprawy religii dotyczą jakiejś obiektywnej rzeczywistości. Te świeckie dogmaty od dawna obowiązywały w szkołach państwowych, teraz jednak zastosowanie ich wobec szkół religijnych oznacza praktycznie ich koniec. Nowe wytyczne ministerstwa edukacji muszą jeszcze zostać zaakceptowane przez szwedzki parlament i wtedy mają wejść w życie w 2009 r. Sprzeciw wobec nowego prawa może kosztować daną szkołę bardzo wiele, włącznie z likwidacją. Rząd grozi też bardzo surowymi karami. Jednym z naczelnych argumentów za takimi zmianami jest problem muzułmańskich imigrantów w Szwecji, których jest około 450 tys. Muzułmanie prowadzą swoje szkoły, ale w opinii rządu ich dzieci mało asymilują się (czyli zeświecczają) ze społeczeństwem szwedzkim. Drugi argument, przytaczany
często w przeszłości, odrzuca w ogóle sens istnienia szkół religijnych jako niepotrzebnych w ramach świeckiego państwa. Wedle rządu, dobra religia to martwa religia, czyli taka, którą można wprawdzie prywatnie kultywować, ale która nie może mieć żadnego związku ze sferą publiczną – ta jest sferą świętej świeckości. Mamy tu do czynienia z częstym paradoksem demokracji współczesnej, która choć opiera się na idei wolności przekonań, słowa, równości wobec prawa, tolerancji wobec inności, to sama nie potrafi okazać tolerancji mniejszościom religijnym, które chcą zachować swoją tożsamość. Niedawno przeprowadzona kontrola szkół niezależnych, w tym religijnych, pokazała, iż realizują one państwowy program. A zatem – taka jest chyba logika rządu – skoro nie można zarzucić szkołom religijnym łamania przepisów, trzeba je tak zmienić, aby szkoły nie mogły ich nie złamać.

Lekcje religii są w Szwecji obowiązkowe, ale od 1969 r. mają charakter wiedzy o religii i pozbawione są wszelkich elementów wyznaniowych (przedtem lekcje religii dotyczyły tylko chrześcijaństwa). Lekcje te mają w zamierzeniu ukazywać wartości demokratyczne, równość płci, tolerancję, multikulturalizm. Celem ich jest takie pokierowanie uczniami, aby mogli sami uporać się ze swymi życiowymi problemami. Organizacja skupiająca szwedzkich nauczycieli religii, założona w 1969 r., zaznacza, iż nie jest to przedmiot wyznaniowy, ale podkreśla, iż religia jest istotna dla życia ludzkiego, kultury i historii, i powinna być nauczana w szkołach. Nauczyciele podkreślają potrzebę tego przedmiotu szczególnie teraz, kiedy Szwecja stała się krajem wielokulturowym. Religia ma stać się szkołą demokracji i uczyć życia w takim społeczeństwie.

Szwecja – lider ateizmu

A społeczeństwo to przoduje w Europie pod względem poziomu ateizmu – według raportu Komisji Europejskiej z 2005 r. tylko 23 proc. Szwedów wierzy, że Bóg istnieje. Nie przeszkadza to jednak znacznemu procentowi Szwedów (77 proc. społeczeństwa) w przynależności do luterańskiego Kościoła Szwedzkiego, choć od 2000 r., kiedy to przestał on być Kościołem państwowym, rośnie liczba osób występujących. W 2006 r. opuściły Kościół 59 302 osoby – głównie z powodów ekonomicznych, gdyż przynależność do Kościoła wymaga podatku w wysokości 1,19 proc. dochodów. Z około 7 mln nominalnych członków Kościoła tylko 400 tys. uczestniczy w obrządkach religijnych. Zaraz po luteranach sytuują się pod względem liczebności muzułmanie, potem katolicy (150 tys.) i prawosławni (ok. 100 tys.), zielonoświątkowcy (85 tys.) i inne tzw. wolne Kościoły. Istnieje też praktykująca mniejszość żydowska (10 tys.).

Ta ostatnia doświadczyła ostatnio boleśnie starcia z wojującą świeckością państwa. Jedna z niezależnych szkół żydowskich w Gothenburgu straciła licencję z powodu oddzielnego nauczania dziewcząt i chłopców. Gerhard Eriksson z Narodowej Agencji ds. Edukacji stwierdził, iż nauczanie w oddzielnych grupach płciowych jest niezgodne ze szwedzkim prawem. Dyrektor zamkniętej szkoły Alexander Namder skwitował to stwierdzeniem: „Moim zdaniem decyzja ta płynie z lewicowych przekonań i nie jest oparta na pedagogicznych przesłankach. Jest przecież wiele religijnych szkół w Anglii czy innych normalnych krajach, gdzie chłopcy i dziewczęta nauczani są oddzielnie”.

Szwedzkie szkolnictwo ma poważne problemy, które wymagają przemyślenia od podstaw całego systemu edukacji. Narodowa Agencja ds. Edukacji ogłosiła w sierpniu 2007 r., że po dziewięciu latach obowiązkowej nauki w szkole aż 11,4 proc. szwedzkich dzieci nie spełnia wymogów, by iść do szkoły średniej. Tak źle nie było nigdy. Dla wielu krytycznych intelektualistów jest to klęska szwedzkiej edukacji. Mówi się też o problemie absolwentów szwedzkich szkół średnich nie potrafiących poprawnie czytać lub liczyć. W tych warunkach ograniczanie swobody działania szkół religijnych można odczytać jedynie jako działanie czysto ideologiczne bądź odwracanie uwagi opinii publicznej od prawdziwej istoty problemu.

Bartosz Wieczorek, politolog, filozof, publicysta

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)