Szwedzcy Demokraci. Byli faszystami i krzykaczami. Teraz są drugą siłą w Szwecji
Jeszcze kilka lat temu temat imigracji był dla polityków w Szwecji wrażliwym zagadnieniem. Dziś mówią o nim wszyscy. To za sprawą Szwedzkich Demokratów, skrajnie prawicowej partii, która po nadchodzących wyborach ma szanse zostać drugim ugrupowaniem w kraju.
03.09.2018 | aktual.: 03.09.2018 16:02
Od lat Szwedzcy Demokraci byli partią wyklętą. Ze względu na swoje korzenie i antyimigranckie poglądy byli nazywani faszystami i neonazistami, a inne partie roztaczały wokół nich "kordon sanitarny". Teraz mają szansę stać się drugą partią w kraju, zdobywającą nowych wyborców i narzucającą tematy w dyskusjach. Dzięki nim po raz pierwszy od dawna szwedzka polityka budzi zainteresowanie na całym kontynencie.
Wiodący temat jest jeden: imigracja. Odkąd w 2015 roku do gościnnej 10-milionowej Szwecji przybyło ponad 400 tys. migrantów i uchodźców, ton debaty politycznej w kraju zaczął się zmieniać, a skrajna prawica rosnąć w siłę. Ostatnie tygodnie kampanii przed niedzielnymi wyborami podkreśliły ten problem w spektakularny sposób. W Goeteborgu złożone z imigrantów gangi podpaliły w jeden dzień 80 samochodów, "rozsławiając" miasto na całym świecie. A razem z samochodami, wystrzeliły też notowania Szwedzkich Demokratów. Według ostatnich notowań mogą liczyć na 20 procent głosów i drugie miejsce za rządzącymi socjaldemokratami (choć jeden z sondaży daje im nawet pierwsze miejsce z 24 proc. głosów).
Przeczytaj również: Seria podpaleń w Goeteborgu
Jak prawica stała się cool
Jak mówi w rozmowie z WP dr Wojciech Lieder, skandynawista z Uniwersytetu Gdańskiego, to zupełnie nowy fenomen w szwedzkiej polityce.
- Niemal przez cały okres od II wojny światowej polityka w Szwecji wyglądała tak samo: długie okresy dominacji socjaldemokratów przerywane epizodami rządów centroprawicowych Moderatów. Ten spokojny i pragmatyczny obraz zaczął zmieniać się w 1991, kiedy na scenie pojawiła się Nowa Demokracja, która wprowadziła emocję, agresywną retorykę i "kiełbasę wyborczą". W 2006 roku schedę po niej przejęli właśnie Szwedzcy Demokraci - mówi ekspert. Jak dodaje, od tego czasu wywodzące się z faszystowskich środowisk ugrupowanie z "partii krzykaczy" zaczęło zmieniać się w ważną część politycznego układu. I równocześnie starać się łagodzić swój wizerunek.
- Zaczęli flirtować z elektoratem Moderatów. Zaczęli częściej występować w telewizji. Młody lider Jimmy Akesson wyrzucił najbardziej radykalnych polityków, a partia rozmyła swoje postulaty, z których zostało "odchudzone mleko" - mówi Lieder.
Wygładzanie reputacji nie było pełnym sukcesem. W ubiegłym tygodniu dziennik "Expressen" wykrył, że kilku kandydatów partii było w przeszłości członkami nazistowskiego Frontu Narodowo-Socjalistycznego. Niektóre z najbardziej radykalnych postulatów - "repatriacja" uchodźców i referendum w sprawie "Swexitu" - pozotały w programie partii. Za politykami SD ciągną się też dawne wypowiedzi. Były sekretarz partii Bjoern Soeder stwierdził np., że Żydzi i Lapończycy nie są Szwedami, zaś inny polityk Mattias Karlsson narzekał, że słynny piłkarz Zlatan Ibrahimović nie zachowuje się jak Szwed, ze względu na jego język ciała i manieryzmy. Co więcej, pozostałe ugrupowania wciąż podtrzymują bojkot współpracy z SD, co w efekcie pozbawia ich szans na rządzenie.
SD wyznacza trendy
Nie znaczy to jednak, że ich wzrost notowań jest bez znaczenia. Już w obecnej kadencji, jako trzecia partia w Riksdagu, Szwedzcy Demokraci byli "języczkiem u wagi". Teraz ich rola prawdopodobnie jeszcze wzrośnie. Tym bardziej, że ich rosnąca popularność przekłada się na postawę ugrupowań z nurtu i na tematy, które pojawiają się w kampanii.
- To jest czysty pragmatyzm. Wszystkie partie mainstreamowe czują na sobie oddech Szwedzkich Demokratów. Dlatego pojawiają się deklaracje o uszczelnieniu granic. Każda odpowiedź na temat imigrantów jest odnotowywana przez wyborców - tłumaczy Lieder.
W obecnej kampanii socjaldemokraci obiecują zaostrzenie kar za gwałty i przestępstwa z użyciem broni, koniec z zapomogami dla nieudokumentowanych migrantów i przyspieszenie deportacji. Moderaci chcą natomiast ograniczenia świadczeń dla uchodźców.
- Za sprawą Szwedzkich Demokratów teraz wszyscy rozmawiają o imigracji. Jeszcze cztery lata temu to był problematyczny temat - stwierdził politolog Patrik Ohberg z Uniwersytetu w Goeteborgu, cytowany przez dziennik "The Independent".
Odpowiedź na realne problemy
Jak tłumaczy Lieder, jest tak dlatego, że szybki napływ imigrantów stał się realnym i odczuwalnym problemem dla Szwedów.
- W samym Malmoe co roku jest co najmniej kilkadziesiąt przypadków eksplozji granatów. Do tego dochodzi do strzelanin, użycia noży. Mam znajomych, z całkiem zamożnej dzielnicy miasta, którzy przeprowadzili się na obrzeża, bo tam jest bezpieczniej - mówi ekspert. Przemoc to zwykle efekt działania grup przestępczych, które samoistnie "wciągają" nowych przybyszów. - Imigranci jadą tam, mając wyobrażenie idealnego, dostatniego kraju jak ze zdjęć z Instagramu. Ale kiedy przyjeżdżają, okazuje się, że nie mogą się z nikim dogadać, a obyczaje są zupełnie inne. Więc spokój i bezpieczeństwo znajdują u osób, które mówią tym samym językiem, mają ten sam stosunek do kobiet i zdobywają środki do życia z "aktywności biznesowej". I to jest duży problem w południowej Szwecji - tłumaczy.
Przeczytaj również: Strzelanina w Malmoe. Nie żyją trzy osoby
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl