"Szwecja ma pełne prawo zastopować Gazociąg Północny"
Szwecja ma nie tylko prawo, ale także
możliwość przeciwstawienia się rosyjsko-niemieckiemu Gazociągowi
Północnemu po dnie Bałtyku i powinna to zrobić, bo leży to w jej
interesie - napisał dziennik "Dagens Nyheter".
12.02.2008 | aktual.: 12.02.2008 14:19
Autorem artykułu jest prof. Krister Wahlbaeck, wieloletni ekspert szwedzkiego MSZ w dziedzinie bezpieczeństwa, profesor politologii związany m.in. z Uniwersytetem Harvarda w USA.
W dziedzinie prawa Wahlbaeck powołuje się na artykuły 79-80 ONZ- owskiej Konwencji Morskiej, która głosi, że państwa na obszarze swych stref ekonomicznych mają prawo podejmować działania zapobiegające zanieczyszczeniom mórz. Takie niebezpieczeństwo niesie koncepcja budowy Gazociągu Północnego. Dlatego Szwecja ma pełne prawo domagania się od inwestora, by udowodnił, że nie istnieje alternatywa lądowa, która takich zagrożeń nie powoduje.
Jednak inwestor - Nord Stream (NS) - jest spółką nietypową, uważa autor. Czując poparcie Kremla pozwala sobie na nonszalancję. Jest nią np. zbycie milczeniem postawionego jeszcze w lutym 2007 roku pytania w tej sprawie przez rząd fiński. Helsinki dwa tygodnie temu musiały to pytanie ponowić.
Podobną nonszalancję NS widać w stosunku do Polski, która jest w tym wypadku naturalnym krajem tranzytowym. Odpowiedź NS na pytania Szwecji o trasę m.in. przez Polskę jest nie do zaakceptowania. Sprowadza się do stwierdzenia, że nie jest zgodna z "koncepcją biznesową". Jeśli tak, to "panowie powinni zmienić koncepcję, albo Gazprom poszukać nowych współpracowników" - napisał Krister Wahlbaeck.
Już samo zagrożenie środowiska przez naruszenie na wielką skalę osadów dennych i uwolnienie do wód Bałtyku zgromadzonych przez stulecia trucizn i metali ciężkich dowodzi, że ta inwestycja nie leży w interesie Szwecji - podkreślił Wahlbaeck. Jego zdaniem Sztokholm nie może też zaakceptować opinii, że planowany Gazociąg Północny ma "status inwestycji UE". Taki sam status inwestycji unijnej powinna mieć też opcja lądowa.
Wytaczane są argumenty o solidarności wobec Niemiec i innych potrzebujących gazu państw unijnych. "Zapomina się, że solidarność taka powinna obowiązywać także wobec nowych państw UE, w tym np. Polski" - zauważa Wahlbaeck. "Obiekcje Polski winny liczyć się tym bardziej, że Niemcy okazały jaskrawy brak solidarności z nami (Szwecją), gdy w 2003 roku (ówczesny kanclerz Niemiec Gerhard) Schroeder i (prezydent Rosji Władimir) Putin ogłaszali plan bałtyckiego gazociągu. Robili to bez prób najprostszych konsultacji z państwami, których strefy ekonomiczne zamierzali wykorzystywać" - dodaje.
Zdaniem Wahlbaecka trzeba brać pod uwagę obawy, że stawianie przeszkód przez Sztokholm może grozić szwedzkim inwestycjom w Rosji. Należy więc wyważać plusy i minusy działań. Starając się uniknąć ewentualnych represji ze strony potężnych sąsiadów nie można rezygnować z przestrzegania praw i konwencji międzynarodowych.
Do rachunku zysków i strat trzeba jednak wprowadzić możliwość naruszenia poziomu bezpieczeństwa w regionie Bałtyku. "Byłoby co najmniej nierozsądne, gdyby Szwecja ułatwiła Rosji uzyskanie - jak oni to nazywają 'strategicznego obiektu' w centrum Bałtyku, w korytarzu biegnącym przez morze od północy na południe. (...) Linia (gazociągu) na mapie mająca oddzielić państwa bałtyckie od Zachodu w przyszłości może skusić Rosjan, by przyjąć ją za linię wyznaczającą ich strefę wpływów" - ostrzega autor.
W polityce Rosji zauważa się niepokojące tendencje, np. "mało wyrafinowane próby" nacisków na Estonię czy Polskę. Nadzieją są tu przyszłe zmiany w sferze polityki, do tego jednak "potrzeba czegoś więcej niż sympatycznej powierzchowności Miedwiediewa" (kandydata w wyborach prezydenckich, który najprawdopodobniej zastąpi Putina) - konkluduje Krister Wahlbaeck. (mg)
Michał Haykowski