Szwajcarzy o sporze polsko-izraelskim. Wskazują, kto ma rację
Premier Benjamin Netanjahu zabiega o względy Polski, a równocześnie traktuje ją szorstko. Czy jedynym powodem jest kampania wyborcza w Izraelu? I czy możliwy jest w przyszłości kompromis? - analizuje "Neue Zuercher Zeitung".
"Polacy mają oczywiście rację. Zostali zaatakowani przez nazistów, bronili się bohatersko, nie szczędząc wielkich ofiar. Mówienie o 'polskich obozach', rozpowszechnione jest wśród bezmyślnych dziennikarzy i mediów społecznościowych, jest głupie i oburzające. Kilkaset tysięcy Polaków pomagało Żydom, ryzykując często życiem. Niezliczona rzesza Żydów zawdzięcza Polakom życie. Byłoby dobrze, gdyby świat dobitniej i częściej to doceniał" - pisze Ulrich Schmid w czwartkowym wydaniu największej opiniotwórczej gazety szwajcarskiej "Neue Zuercher Zeitung".
"Prawdą jest jednak także to, że istniał polski antysemityzm, że wielu Polaków kolaborowało z nazistami i chętnie wydawało swoich żydowskich współobywateli na rzeź. Wielu Żydów bardzo boleśnie pamięta o polskim antysemityzmie, który w ówczesnej Europie nie był zjawiskiem odosobnionym" - kontynuuje autor korespondencji z Jerozolimy.
"Polska kolaboracja jest udowodniona i jest przedmiotem naukowych badań" - podkreśla Schmid. Jak dodaje, dla wielu starszych wiekiem aszkenazyjskich Izraelczyków, którzy wyemigrowali z Europy Wschodniej, Polacy pozostali do dziś antysemitami.
Świat powinien docenić odwagę Polaków
"Byłoby dobrze, gdyby świat docenił odwagę i ofiarność Polaków, a Polacy uznali swoje grzechy i podchodzili do nich z dystansem" - uważa dziennikarz "NZZ".
Zdaniem autora nowelizacja ustawy o IPN, nawet jej zmieniona później wersja, jest "problematyczna" i nie świadczy o spokojnym podejściu. Pomimo tego, izraelscy politycy mogliby trzymać się faktów i zrezygnować z afrontów (wobec Polski). Zdaniem Schmida istnieją trzy powody, dlaczego postanowili postąpić inaczej.
Powody werbalnego ataku Netanjahu na Polskę
Na pierwszym miejscu Schmid wymienia kampanię wyborczą, w której dla Netanjahu każdy głos jest na wagę złota. Premier Izraela "zabiega o każdy głos", a złośliwe uwagi o Polsce "mogą być pomocne".
Po drugie, pisze Schmid, wielu Izraelczyków złości "purytańska postawa" Polaków. "Żydów aszkenazyjskich, którzy cierpieli podczas wojny, nie trzeba przekonywać. Dla wielu to, co dzieje się w Polsce, jest fałszowaniem historii" - czytamy w "NZZ".
Autor pisze, że atakując Polskę, Netanjahu "próbuje ukryć swoje knowania z prawicowymi, ksenofobicznymi i często także antysemickimi przywódcami". "Wielu (Izraelczyków) krytykuje go za popieranie Viktora Orbana, który szczuje przeciwko żydowskiemu miliarderowi George'owi Sorosowi" - tłumaczy Schmid.
Czytaj więcej:
Polacy, mąciciele w Brukseli?
"Fakt, że antypolskie wypowiedzi prowadzą do skandalu, jest dla Netanjahu z pewnością obojętny. Premier chce oczywiście nadal zabiegać o Wschodnich Europejczyków, także Polaków. Są oni pożyteczni jako głosiciele patriotycznej, konserwatywnej tożsamości i jako mąciciele w Brukseli, w znienawidzonej UE” - pisze Schmid.
Najważniejsza jest jednak kampania wyborcza, kwestia sojuszu musiała zostać odłożona na bok - wyjaśnia dziennikarz "NZZ".
Zobacz także: Budka o burzy między Polską a Izraelem. "Kolejna porażka polskiej dyplomacji"
Jego zdaniem obecny konflikt nie przesądza o dalszym rozwoju wypadków. Netanjahu wie, że w każdej chwili będzie mógł zmienić swoją postawę na bardziej rozsądną. W dyskusji o tym, w jakim stopniu Polska jako naród ponosi odpowiedzialność za indywidualne zbrodnie swoich obywateli, możliwy jest kompromis - uważa Schmidt.
Kompromis w przyszłości możliwy
Jego zdaniem Izrael docenia, że w Polsce, w przeciwieństwie do Francji, Belgii, Włoch i innych krajów europejskich, nie powstał faszystowski, proniemiecki czy kolaborancki rząd.
"Izrael i Polska są dwoma specjalnymi, pod względem historycznym niemal jak syjamscy bliźniacy, zrośniętymi ze sobą narodami, z których każdy ma swoją narrację ofiary, która jest zazdrośnie pielęgnowana. To skłania do stałego szukania błędów po drugiej stronie. Z tego powodu kolejne spory wiszą dosłownie w powietrzu" - konkluduje Schmid w czwartkowym wydaniu "NZZ".