Na prawdziwym SOR decydują się losy zdrowia, życia lub śmierci. Kogo selekcjoner uzna za przypadek pilniejszy, ten szybciej otrzyma pomoc. Swój specyficzny SOR mają najwyraźniej również politycy. Trafił tam poza kolejką minister zdrowia Łukasz Szumowski. Diagnoza ekspresowa - chory musi się trzymać na uboczu.
Początek sierpnia. Gdańsk. Na chodniku przewraca się starsza kobieta. "O Boże, słychać poruszone głosy". Nikt się nie odsuwa, nikt nie przechodzi dalej. Leżąca ma rozbitą prawą część twarzy, która gwałtownie puchnie. Ciężko podnieść ją z ziemi. Jest zakrwawiona, przerażona i zdezorientowana. Jedni podają wodę, inni chusteczki higieniczne. Ktoś poświęca kolorową bandanę.
"Dzwońcie po karetkę" – radzą ludzie.
"Nie pojadę, nie pojadę, nie dzwońcie. Proszę, nie dzwońcie" – powtarza z uporem krwawiąca. Kończy się na dowiezieniu jej na SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy) taksówką.
Po godzinach koronawirus nie zagraża
Jest około 16.30. Wejścia do rejestracji strzeże chłopak i dziewczyna w mundurach moro. Może WOT, ale to nieważne. Oboje przejęci i zaangażowani. Mierzą temperaturę, nakazują dezynfekcję rąk. "Z chorą wchodzi tylko jedna osoba" – zaznaczają.
Po rejestracji od pierwszej selekcji zależy, jak szybko zostanie zbadana 76-letnia kobieta. Tętno ponad 200, spod zakrwawionej maseczki nadal sączy się krew. W głowie jej bliskich kotłują się pytania – czy nie uszkodziła sobie czaszki, czy nie doszło do jakiegoś wylewu. Mówi cały czas niezbornie. Dopiero teraz zaczyna skarżyć się na rosnący ból ręki.
Dostaje numerek i opaskę zieloną, czyli w teorii może trafić do lekarza za co najmniej dwie godziny. Niżej jest już tylko opaska niebieska (ktoś podobno czekał z nią na lekarza 17 godzin), wyżej żółta (godzina oczekiwania), pomarańczowa (do 10 minut) i czerwona (to najcięższe przypadki).
"Nie może pani nic pić" – poucza ją ratownik medyczny.
Mija czas. Sprzed wejścia najpierw znika młoda żołnierka, a wkrótce po niej jej kolega. Koniec z mierzeniem temperatury, dezynfekcją rąk pod ich kontrolą. Która to może być? 18, a może 19. Najwyraźniej wtedy koronawirus przestaje być groźny. Wtedy do poczekalni może już wejść - i wchodzi – każdy. Jak chce i kiedy chce.
Żeby nie przedłużać – starsza pani zakończyła wizytę w szpitalu pół godziny po północy (po ośmiu godzinach). Podobno – według innych okupujących poczekalnię - to szybko. Szczęśliwie RTG i tomografia nie wykazały wewnętrznych urazów. Dostała zastrzyk przeciwtężcowy i środku przeciwbólowe.
"Polityczny SOR"
Przypomniałem sobie tą historię, gdy Łukasz Szumowski poinformował o rezygnacji ze stanowiska ministra zdrowia.
Zbyt mało wiadomo o jej prawdziwych powodach. Czy był mężem opatrznościowym, który przeprowadził nas w miarę bezpiecznie przez pierwsze miesiące epidemii? A może rację mają ci, którzy postrzegają go jako urzędnika działającego na oślep, którego decyzje "upolityczniły" koronawirusa?
W końcu zgodził się na majowe wybory korespondencyjne, które ostatecznie się nie odbyły. Nie powiedział również "nie" wyborom czerwcowym. Zamykał nas w domach, kiedy przypadków zachorowań było w miarę niedużo, a równocześnie zakończył lockdown, gdy zaczęło ich przybywać.
Raz uważał, że maseczki są niepotrzebne, a zaraz potem, że bez nich dopadnie nas wirus.
Plątał się pan minister i kluczył. W międzyczasie policjanci dzielnie gonili nas za przebywanie w parkach, a leśnicy wyganiali z lasów.
Na wyjaśnienia czeka również sprawa zakupu przyłbic, maseczek i respiratorów, dokonywanych przez resort Łukasza Szumowskiego i jego byłego już wiceministra Janusza Cieszyńskiego. Okoliczności tych wielomilionowych wydatków nadal budzą wątpliwości.
Tak samo, jak wyjaśnienie, dlaczego przeprowadzaliśmy tak mało testów.
Ustępując ze stanowiska, Łukasz Szumowski podkreślał, że o jego decyzji wiedział dużo wcześniej premier Mateusz Morawiecki, prezes PiS Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda.
W "dużo wcześniej" można powątpiewać. Jeśli by tak było, następcę ministra Szumowskiego poznalibyśmy już w dniu, w którym podał się do dymisji (o tym, że został nim Andrzej Niedzielski, premier poinformował w czwartek po południu. Wtedy też kilkakrotnie usłyszeliśmy niepokojące słowo "eksperyment). A następca byłby już wdrażany do pracy przez ustępującego poprzednika. Sytuacja jest zbyt poważna.
Za kilka tygodni sezon grypowy nałoży się na epidemię koronawirusa. Trudno jednoznacznie przewidzieć jaki wpływ na rozwój epidemii będzie miał powrót uczniów do szkół.
Konia z rzędem temu, kto odpowie na pytanie – jak rozróżnić chorych na grypę od tych zakażonych koronawirusem. Jak wtedy poradzi sobie personel medyczny już teraz obciążony ponad miarę?
Dlatego człowiek rządzący ministerstwem zdrowia, musi być już "ogarnięty", a nie poznawać dopiero resort. Musi być pewny dokonywanego przez siebie triażu (segregacji pacjentów) tu i teraz. Nie za miesiąc, dwa czy za pół roku.
Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Łukasz Szumowski trafił na specyficzny "polityczny SOR". Obsługują tam sprawnie i ekspresowo. Selekcjoner od razu uznał, że pacjentowi Szumowskiemu przysługuje opaska czerwona, czyli musi trafić do lekarza natychmiast. Diagnoza okazała się banalnie prosta - pacjent będzie żył, ale musi się trzymać z dala od pierwszej linii politycznego frontu.
Prawdziwych powodów tej diagnozy możemy jeszcze długo nie poznać. Pewne jest jedno – nie mogło chodzić o "podkrążone oczy", za które tak pięknie dziękowali ministrowi koledzy z PiS.