Szukali w Polsce schronienia, zostaną deportowani. "Powrót to będzie koszmar"
Uciekli z Gruzji przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Przez pięć lat ubiegali się w Polsce o status uchodźcy. Dzieci wysłali do polskiej szkoły, nauczyli się języka. Teraz zapadła decyzja: muszą opuścić kraj w ciągu trzydziestu dni. - Powrót do Gruzji będzie straszny - żali się Irma w rozmowie z Wirtualną Polską. Jest dla nich tylko jeden ratunek.
23.10.2017 | aktual.: 23.10.2017 15:55
Gdy byłem w ośrodku dla cudzoziemców niedaleko Podkowy Leśnej, poprosiłem o rozmowę z mieszkańcami. Pracownicy natychmiast wskazali kandydatów. - Rodzina wzorowa, jest u nas już kilka lat, mówią po polsku, pochodzą z Gruzji - opisywali. Teraz grozi im deportacja.
Pięć lat starań o pobyt
- Nasze życie wygląda bardzo dobrze. Pracują tu ludzie, którzy dobrze nas traktują i zawsze pomagają – mówiła Irma pod koniec sierpnia. Spotkaliśmy się w jej skromnym, wypełnionym gruzińskim rękodziełem, pokoju.
Mieszka już pięć lat w odizolowanym od świata ośrodku dla cudzoziemców. Cały ten czas ubiegała się wraz z rodziną o status uchodźcy. Decyzja za każdym razem była ta sama: odmowa. Ostatnio jednak dostali najgorszą wiadomość z możliwych. Władze zdecydowały, że chcą ich deportować.
- To bardzo ciężka sytuacja, bardzo nam trudno. Mamy mało czasu. Nie wiemy, co będzie dalej – martwi się Irma dzisiaj.
Nękali ich, nachodzili, grozili
Uciekli z Gruzji przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Mąż Irmy był wtedy wojskowym. Któregoś dnia pełnił nocną wartę wraz z dwoma innymi żołnierzami. Na jego oczach jeden z nich zamordował drugiego. Mąż Irmy doniósł o zabójstwie, a mordercę skazano na dziewięć lat więzienia.
Lata mijały i minął też wyrok. Morderca wyszedł z więzienia. Zaczął nachodzić rodzinę Irmy, nękać ich, grozić. Miał znajomości w policji, więc służby nie interweniowały. Mąż Irmy musiał uciekać, jednak rozłąka z rodziną okazała się zbyt trudna. Zdecydowali, że sprzedadzą dom i wyjadą razem. Trafili do Brześcia, a stamtąd do Polski.
Deportacja to "skreślenie przyszłości"
- Powrót do Gruzji to będzie koszmar - żali się Irma. - Przede wszystkim dla dzieci. Tutaj mają życie, a nie w Gruzji - dodaje.
Gio i Mate chodzą do szkoły w Podkowie Leśnej. Jeden z nich zaczął od zerówki, drugi od pierwszej klasy. Obracają się w towarzystwie swoich polskich przyjaciół, przez co lepiej mówią po polsku, niż gruzińsku. - Czasami nawet pytają, co to znaczy, jak rozmawiamy po gruzińsku – zdradza nam Irma. - Tu mają kolegów, ulubionych nauczycieli, wszystkie wspomnienia. Z Gruzji nie pamiętają nic - martwi się matka chłopców.
- To są wulkany energii – śmieje się pani Zuzanna, która rodzinę Irmy zna od pięciu lat. – Jednak są już bardziej Polscy, niż Gruzińscy. Mogę to ocenić jako psycholog. Deportacja to skreślenie przyszłości dla tych dzieci – stwierdza poważniejszym tonem. Dzieci musiałyby zostawić całe dotychczasowe życie.
Jedyny ratunek? Pobyt humanitarny
- Uratujmy Gio i Mate przed deportacją! Pozwólmy im zostać w Polsce! - nawołują autorzy listu do Komendanta Głównego Straży Granicznej. Tym ratunkiem może być pobyt humanitarny, który ze względu na dobro dzieci, mógłby zostać im udzielony. List w tej sprawie podpisało ponad osiem tysięcy osób.
Gdy dostaną już pozwolenie na pobyt, niemal natychmiast będą musieli znaleźć mieszkanie i pracę. - Patrzę z optymizmem, bo nie mamy innego wyjścia. Trzeba mieć optymizm, żeby żyć dalej - mówi o przyszłości Irma. - Możemy pracować gdziekolwiek, gdzie będzie miejsce. Mój mąż ma doświadczenie na budowie - dodaje.
Ich los jest teraz w rękach polskich władz. Irma żyje w większej niepewności, niż przez wszystkie ostatnie lata. - Najważniejsze, żeby dostać pozwolenie i żyć w Polsce. Wszystko inne jest na drugim planie - podsumowuje.