Sztuka czy sztuczka?
Gdański sąd uznał artystkę Dorotę Nieznalską za winną obrazy uczuć religijnych w instalacji "Pasja". Praca przedstawiała wkomponowaną w krzyż fotografię męskich genitaliów. Artystka została skazana na pół roku ograniczenia wolności polegającego na nieodpłatnej pracy na cele społeczne przez 20 godzin miesięcznie. Bydgoscy artyści nie są zgodni w ocenie postępowania zarówno D. Nieznalskiej, jak i sądu. Na przykład dyrektor BWA "tego by nie pokazał".
Sztuka obrazoburcza ma w Polsce długą tradycję. Wystarczy przypomnieć obraz "Szał" Podkowińskiego, który pod koniec XIX wieku sprowokował gwałtowne protesty. Wywołała je sportretowana przez malarza naga kobieta na koniu. Trudno wyobrazić sobie reakcję ówczesnej publiczności, gdyby pokazano jej dzieło Doroty Nieznalskiej, skoro nawet w dzisiejszych, "postępowych" czasach wywołało ono skandal. Sąd w Gdańsku uznał, że w tym przypadku wolność artystyczna naruszyła uczucia religijne wielu osób. Wymierzona artystce kara nie ma precedensu w historii polskiego sądownictwa, nic dziwnego więc, że wywołała żywe reakcje, także w bydgoskim środowisku artystycznym.
Malarz Jerzy Puciata jest w swoistym kłopocie, bo z jednej strony optuje za tym, aby nie ograniczać artystom wolności wypowiedzi, z drugiej jednak strony - uważa, że nie można takich rzeczy, jak "Pasja" pokazywać w instytucjach publicznych, a odpowiedzialność powinna spaść na organizatora ekspozycji, na której dzieło gdańskiej plastyczki zostało pokazane.
- Artysty nie można karać, artysta ma prawo do nieograniczonej wolności, ale odbiorca ma prawo do tego, by nie być poniżanym przez tego rodzaju ekspozycje. Uważam, że jeśli ktoś otrzymuje dyplom za pracę przedstawiającą piramidę z wypchanych zwierząt, jak słynna pani Kozyra, to jest to chore. Jest to po prostu robienie ludziom wody z mózgu - uważa J. Puciata, który twierdzi, że nie zdarzyło mu się stworzyć czegoś, czego ze względów obyczajowych obawiałby się pokazać.
Dyrektor Biura Wystaw Artystycznych Wacław Kuczma zastanawia się, ile zyskałby, gdyby wyszedł z BWA i pod kościołem rozebrał się, robiąc coś nieprzyzwoitego.
- Pewnie zrobiłoby się o mnie głośno i pewnie przełożyłoby się to na moje zarobki, więc mógłbym zrobić taką rzecz, tylko PO CO? Sztuka przede wszystkim musi mieć jakiś sens. A dzieło pani Nieznalskiej jest ukierunkowane na zszokowanie widza i dlatego ja bym tego nie pokazał.
A jednak - paradoksalnie - dyrektor Kuczma broni gdańskiej plastyczki: - W zasadzie artyście wolno wszystko, nie wolno mu tylko zabijać i wyrządzać krzywdy innym ludziom. Nikt nie może odbierać artyście możliwości swobodnej wypowiedzi. Wyrok sądu w Gdańsku od razu przypomniał mi czasy komunistyczne, kiedy artystom narzucano co im wolno, a czego nie wolno. Przy okazji też wyrok dopomógł w karierze Doroty Nieznalskiej, która teraz pewnie zacznie pokazywać swoje prace w świecie - dodaje W. Kuczma.
Rzeźbiarz Michał Kubiak woli nie wypowiadać się wprost na temat wyroku, jak i samej instalacji "Pasja", ponieważ - jego zdaniem - kryteria oceny dzisiejszej sztuki są bardzo płynne.
- To jest kwestia przepisów. Jeśli dzieło jest obrazoburcze, to autor powinien za to odpowiedzieć. Przesunęły się natomiast granice i trudno dziś odróżnić dzieło sztuki od kiczu - uważa bydgoski rzeźbiarz.
O dziwo, pogląd najbardziej krytyczny wobec gdańskiej plastyczki wyraził przedstawiciel młodszej generacji bydgoskich artystów - Maciej Świtała, absolwent architektury wnętrz na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych - szkoły, którą ukończyła również Nieznalska.
- Należę do ludzi, którzy uważają, że człowiek musi ponosić konsekwencje swojego postępowania. Dorota Nieznalska nie może obrażać się na wyrok sądu, powinna przecież wiedzieć, że prowokacja rodzi reakcję. Nie jestem zwolennikiem pełnej wolności artysty. Artyści nie są jak dzieci, którym wszystko wolno. Nieznalska swoimi instalacjami ryzykowała, że kogoś obrazi i zapłaciła cenę tego ryzyka - uważa M. Świtała.
Jarosław Jakubowski