Sztuczki z filtrami
Aby sprzedać po zawyżonej cenie fitry do wody, bez skrupułów wykorzystywała podeszły wiek klientów i ich problemy zdrowotne. Tak wynika z ustaleń chrzanowskiej prokuratury, która postawiła 27-letniej Krystynie Z. zarzuty oszustwa. Ta właścicielka firmy handlującej filtrami jest też podejrzana o ukrywanie dokumentów.
Zwykle zaczynało się od telefonu. Przedstawiciele bytomskiej firmy przestrzegali mieszkańców Chrzanowa, Libiąża, a także Babic przed złą jakością wody, która płynie z ich kranów. Zapewniali, że mogą temu zaradzić. Od słowa do słowa - umawiali się na spotkanie. Zjawili się na nie, dzierżąc w ręku jakąś aparaturę. Wszystko po to, by udowodnić, że ich potencjalny klient pije wodę tak naprawdę nie nadającą się do spożycia.
Napełniali szklankę cieczą z kranu, włączali aparaturę, a po chwili woda nabierała ciemnej barwy. Klienci, najczęściej schorowani i starsi wiekiem ludzie, dali się przekonać, że dlatego niedomagają. Gdy w domu mieszkały też wnuczęta, decyzja o kupnie filtru zapadała jeszcze szybciej. Wszak nie można dopuścić do tego, by dziecko się truło! Akwizytorzy żądali za filtr różnych kwot. Niektórzy klienci kupili go za 300 złotych, ale byli też tacy, którzy na ten cel wydali aż 1700 złotych.
Tymczasem wystarczyło porównać ceny sprzętu z tym oferowanym przez sklepy, by przekonać się, że ta transakcja opłacała się tylko jednej stronie - sprzedającemu. Np. w jednym z chrzanowskich sklepów niemiecki filtr można już nabyć za ok. 95 zł. Nic dziwnego więc, że staruszkowie, często za namową swych dzieci, chcieli potem odstąpić od umowy. Wedle przepisów, mieli na to 10 dni od chwili jej zawarcia.
Agnieszka Filipowicz