PolskaSztab Tuska nie zapanuje nad falą goryczy?

Sztab Tuska nie zapanuje nad falą goryczy?

Wygląda na to, że premier Donald Tusk, ruszając w Polskę obudził w ludziach emocje i dlatego fala goryczy zaczęła się wylewać. Przypadek Andrzeja Ż., który podjął próbę samospalenia przed kancelarią na pewno będzie cynicznie rozgrywany w kampanii - uważa Ryszard Bugaj.

Sztab Tuska nie zapanuje nad falą goryczy?
Źródło zdjęć: © PAP

26.09.2011 | aktual.: 26.09.2011 11:51

Wygląda na to, że premier Donald Tusk, ruszając w Polskę obudził w ludziach emocje i dlatego fala goryczy zaczęła się wylewać. Przypadek Andrzeja Ż., który podjął próbę samospalenia przed kancelarią na pewno będzie cynicznie rozgrywany w kampanii.

Podróże premiera mają pokazać, że on współczuje zwykłym ludziom, zna ich problemy. To podniosło znacznie stopień emocji. Tymczasem premier nie może przed wyborami już nic zrobić z biedą i nieszczęściem, które zaczęło wychodzić z ukrycia. Pomysł gospodarskich wizyt w kraju może się odwrócić przeciwko niemu. To przedsięwzięcie z punktu widzenia techniki wyborczej w najwyższym stopniu ryzykowne. Może się okazać, że sztab nie zapanuje nad wylewającym się morzem ludzkiego żalu. Być może zacznie bardziej ustawiać kolejne wizyty, bo sztabowcy zobaczą na jakie ryzyko został wystawiony premier. Ale to z kolei może wśród rozgoryczonych wywołać bunt. Zechcą udaremnić takie zachowania. Może dojść do przepychanek. Nikt już nie może zagwarantować, że ktoś nie podpali się przed samym premierem. Pomysł z tuskobusem był skrajnie populistyczny. Podobnie zresztą jak robienie zakupów przez Jarosława Kaczyńskiego w towarzystwie kamer.

Dramatyczny przypadek człowieka, który się podpalił może być potraktowany szerzej, jako konsekwencja tego co dzieje się w świecie polityki. Istnieje wielki problem, który polega na tym, że klasa polityczna urządziła się tak, że ludzie mają bardzo ograniczony wpływ na cokolwiek i czują się bezsilni.

Po pierwsze cierpimy dziś w polityce na brak realnego wyboru i niemożność wpływania na rzeczywistość. Nawet fala frustracji nie może zmienić sceny politycznej, tak jest zakorkowana. Być może wejdzie do sejmu Janusz Palikot, czyli bogaty pajac. I oto cała alternatywa.

Po drugie mamy duże problemy z wiarygodnością polityków. Kiedyś wyobrażałem sobie kraj demokratyczny jako taki, w którym na stole jest szeroka oferta dla ludzi, a oni z niej wybierają. Tymczasem dziś takich ofert nie ma. Poważna jest tylko jedna, ta PO. Łączy ona liberalizm z pragmatyzmem. A ja osobiście wolałbym, żeby polityka nie była podporządkowana doktrynom liberalnym. Chciałbym, żeby była zorientowana bardziej socjalnie i etatystycznie. Ale takiej oferty nie przedstawia dziś żadna partia. Nie można traktować poważnie alternatywy jaką daje PiS. To co mówią politycy tej partii jest niespójne oraz mało wiarygodne. PiS ogłaszał kiedyś solidarną Polskę, której egzekutorem została Zyta Gilowska, standard Polski liberalnej. Wielkim rozczarowaniem jest sam Jarosław Kaczyński, który zajmuje się głównie grą, a nie rozumie problemów otaczającego go świata. Trudno poważnie traktować także ofertę SLD. Choć Sojusz mówi o sprawach socjalnych ma jednocześnie na listach Leszka Millera, który zrobił dużo, żeby się
pozbyć Polski lewicowej. SLD jest skrajnie niewiarygodny w tym co głosi. Należałoby spytać jak głosował Napieralski, kiedy Leszek Miller uchwalał podatek liniowy dla grupy najbogatszych samozatrudnionych. Dziś polityka polega głównie na manipulowaniu ludźmi.

Po trzecie: do niewiarygodności dochodzi demoralizacja w polityce. Politycy są do wynajęcia. Są mniej przywiązani do swoich partii niż piłkarze do klubów. Liczy się tylko nagroda. Weźmy przykład pana Arłukowicza. Podczas gdy oficjalnie i ostro krytykował PO za aferę hazardową, za kulisami już negocjował warunki przejścia do Platformy.

Dlatego rozczarowanie demokracją w takim wydaniu jest w Polsce naturalne i szerokie. Zresztą podobne procesy zachodzą na Zachodzie Europy. Jednak byłoby wielkim nieszczęściem, gdyby u nas skutkowało to odrzuceniem demokracji w ogóle. Gdy do tego dołożymy osobiste dramaty ludzi, zrozumiemy coraz mocniejszą potrzebę kontestacji. Dlatego coraz popularniejsze dziś są ruchy odrzucające elity polityczne. Dobre elity wypełniają rolę pośredniczącą. Ktoś musi racjonalizować aspiracje, porządkować interesy. A w Polsce elity polityczne nie wypełniają tej roli. Po upadku komunizmu najgorzej nam się udała właśnie budowa nowej klasy politycznej. I w sensie etyczno-moralnym i w sensie mechanizmów, pozwalających na przykład na dopływ nowej krwi.

Idą trudne czasy, znacznie trudniejsze niż ostatnich 20 lat. W tych trudnych czasach ważne jest, żeby ludzie mieli przynajmniej poczucie sprawiedliwości. Że jak jest trudno, to wszystkim: tym na górze i tym na dole. Tymczasem mają uzasadnione poczucie, że wszystko odbywa się kosztem najsłabszych, bo sięga się do płytkiej kieszeni, a głęboka kieszeń ma się dobrze.

Być może ostrzeżeniem dla świata polityki będzie kontestowanie wyborów. Jeśli frekwencja będzie niezwykle niska, może wówczas elity się otrząsną.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Gawryluk: Nieszczęście idzie na konto premiera

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)