Sztab Marcinkiewicza od kuchni
Kiedyś był tu „Ekspress Wieczorny” a potem „Przegląd Sportowy”. Teraz budynek przy Nowogrodzkiej w Warszawie jest główną siedzibą PiS-u i sztabem wyborczym kandydata na prezydenta Warszawy Kazimierza Marcinkiewicza.
Narożny budynek w centrum stolicy z zewnątrz wygląda niepozornie. Niczego nie zdradza też starszy pan - ochroniarz, siedzący leniwie na parterze. Idąc jednak w stronę schodów można zobaczyć granatowe strzałki z napisem „Komitet Wyborczy PiS” kierujące na drugie piętro. Za szklanymi drzwiami pracują ludzie, którzy są oddani Marcinkiewiczowi bez reszty.
10.11.2006 | aktual.: 17.06.2008 13:14
13.00. Piątek, dwa dni po Święcie Wszystkich Świętych. Dzień wyjątkowo spokojny w sztabie. To jedyny moment w czasie kampanii wyborczej kandydata, kiedy udało mi się spotkać w komplecie z najważniejszymi osobami, które odpowiadają za kampanię: Konradem Ciesiołkiewiczem – rzecznikiem i szefem sztabu Marcinkiewicza; Jarkiem Krajewskim – odpowiadzialnym za organizację pracy w biurze i szefem młodzieżówki PiS; Bartłomiejem Rajchertem - szefem biura organizacyjnego, a także Tomaszem Tarnowskim, który nie jest członkiem sztabu, ale doradza przy projektach reklamowych. Łącznie pracuje tu ok. 20 osób.
Mijam szklane drzwi i sekretariat, żeby dostać się do serca centrum zarządzania partii. Po prawej stronie drewniane schody prowadzą na antresolę. Trzy biurka, komputery i telefony, które dzwonią bez przerwy. To część, w której pracują wolontariusze. Pod antresolą znajdują się kolejne, cztery stanowiska pracy i kilkadziesiąt paczek z ulotkami i gazetką Marcinkiewicza. To miejsce, w którym wolontariusze przygotowują się do pracy - opowiada Ciesiołkiewicz pokazujący mi sztab „od kuchni”.
Z antresoli jest doskonały widok na salę konferencyjną. To miejsce jest jak talizman. Rok temu swoje zwycięstwo w wyborach parlamentarnych fetowali tu działacze PiS-u. W tym samym czasie swój sukces w wyścigu do fotela prezydenta Polski świętował także prezydent Lech Kaczyński. Cały wystrój – począwszy od verticali, przez kolory ścian, po wykładzinę jest w różnych odcieniach niebieskiego i granatowego – barwach PiS-u. Nie za ciemno? - pytam Krajewskiego. Przyzwyczailiśmy się już do tego, choć rzeczywiście mogłoby być jaśniej - przytakuje.
Pluszowe kaczory
Na środku podestu, w centrum dwóch mównic, z których często przemawia podczas spotkań z dziennikarzami premier Jarosław Kaczyński, siedzi ogromny, żółty, pluszowy kaczor w granatowej koszulce z czerwonym napisem „PiS”. Identyczne trzy znajdują się na drugiej antresoli, tuż nad podestem. Tam przygotowujemy się do konferencji, jak nie ma innego miejsca - tłumaczy. Skąd te pluszaki? - przyglądam się. Zostało nam jeszcze po akcji Jarosława Kaczyńskiego. Pamięta pani? Rozdawał takie same, tylko mniejsze dzieciom - uśmiecha się. Ale na konferencje ściągamy je ze sceny - dodaje.
Schodzimy z antreosoli. Wzdłuż sali konferencyjnej ciągnie się korytarz. Od niego odchodzą małe pokoiki w których pracują przez cały rok pracownicy partii. Hej Konrad, oglądałeś wczoraj Lisa? (program „Co z tą Polską” prowadzony przez Tomasza Lisa. W odcinku o którym mowa udział wzięli trzej kandydaci na prezydenta – Marcinkiewicz, Borowski i Gronkiewicz-Waltz – przyp. red.) Było super! Gronkiewicz śmiesznie wyszła z tymi dużymi zębami - przerywa nam rozmowę jeden z pracowników. To chyba nie odpowiedni moment - odpowiada mu Ciesiołkiewicz i zaczyna opowiadać mi o szczegółach pracy w sztabie.
Najlepszym miejscem do rozmowy jest klub bilardowy, który znajduje się na parterze - przekonuje Ciesiołkiewicz, więc kontynuujemy ją właśnie tam. Dołącza Krajewski i Tarnowski.
Wolontariusze pracują w różnych godzinach, ale nie mają określonych zmian. To głównie studenci i to z najlepszych warszawskich uczelni – Uniwersytetu Warszawskiego, UKSW czy SGH - chwali Krajewski. Aktywnie pracuje średnio 17 wolontariuszy dziennie, ale jak przekonuje szef młodzieżówki PiS – do których większość z nich należy – mógłby zorganizować więcej ludzi. Mogę liczyć nawet na sto osób - precyzuje Krajewski. Dodaje, że oprócz chęci młodych ludzi, którzy pracują w sztabie, liczy się też ich doświadczenie w Forum Młodych PiS, które postało cztery lata temu. Jarek bardzo prężnie prowadzi tę grupę. Uczestniczyli m.in. w kampanii do Parlamentu Europejskiego i ubiegłorocznych kampaniach – prezydenckiej i parlamentarnej - wtrąca Ciesiołkiewicz.
Wśród wolontariuszy są też synowie Marcinkiewicza – 20-letni Staszek i 25-letni Maciek. Starszy syn dużo nam pomaga i jest świetnym organizatorem pracy. To taka dobra dusza. Potrzebni są tacy ludzie w sztabie, bo znają lepiej psychikę i osobowość swojego ojca, niż inni pracownicy - mówi Ciesiołkiewicz. Staszek ma mniejszy temperament i jest spokojniejszy, ale też się angażuje w wolontariat, choć większość czasu poświęca studiom. Pewnie sami nie przyznali by się do tego, ale muszę przyznać, że odziedziczyli smykałkę do polityki po tacie. Mają dobre korzenie... - śmieje się Ciesiołkiewicz.
Jak Marcinkiewicz poznał się z Muńkiem Staszczykiem
„Sztabowcy” niechętnie mówią o swoich porażkach, choć tej ubiegłotygodniowej, związanej z autobusem wyborczym trudno zapomnieć. Musimy znów o tym mówić? - pyta Ciesiołkiewicz. Po chwili zastanowienia zaczyna jednak ten temat. To fakt. Poniosło jednego z naszych wolontariuszy i puścił piosenkę T.Love – „Warszawa” w wyborczym autobusie. Cały weekend musiałem się z tego tłumaczyć mediom i wyjaśniać to z menadżerką zespołu. W końcu sam Marcinkiewicz zadzwonił do Muńka Staszczyka i wszystko dobrze się skończyło - mówi z weselszą już miną Ciesiołkiewicz. Był więc pozytywny element całej tej sytuacji – bo panowie wcześniej się nie znali - konkluduje. Od niezręcznej sytuacji, o której rozpisywały się media, Ciesiołkiewicz szybko przechodzi do sukcesów sztabu. Nasza kampania jest naprawdę dobra i zdecydowanie lepsza od kampanii innych kandydatów - mówi i dodaje, że jego wzorem są kampanie amerykańskie. Bez zająknięcia ocenia jakość najnowszych spotów telewizyjnych Marcinkiewicza. Są profesjonalne, bo kręcone
kamerami high definition, a ujęcia przypominają te prawdziwe, jak z serialu, czy filmu fabularnego. Do tego mamy własną aranżację piosenki Niemiena - mówi z dumą.
Gronkiewicz-Waltz kopiuje pomysły
Ciesiołkiewicz krytycznie wypowiada się na temat kampanii wyborczej kontrkandydatów. Pewnie wymieniał potknięcia sztabu Hanny Gronkiewicz-Waltz. My nie oglądamy się na konkurencję i robimy swoje, ale na rzeczy oczywiste musimy reagować. Hanna Gronkiewicz-Waltz wiele razy kopiowała pomysły naszego kandydata. Przykładów daleko szukać nie trzeba. Opowiada ludziom o swoich planach związanych ze Szpitalem Południowym, chce wykupować prywatne grunty pod szpital, a to już przecież nieaktualne, bo inwestycja jest już realizowana przez Marcinkiewicza. Trzy tygodnie temu podpisał przecież porozumienie na temat budowy z ministrem zdrowia. Tak samo jest ze stadionem Legii. Teraz spotyka się z kibicami i rozmawia o rozbudowie obiektu, a jeszcze w sierpniu ani słowa o tym w jej programie wyborczym nie było - stwierdza zadowolony.
Krajewski przytakuje i ożywia się. W zasadzie to nie było takiej sytuacji, żebyśmy byli w czymś drudzy - uśmiecha się szef młodzieżówki. To co? - pytam - konkurencja nie robi nic fajnego? - pytam. Nie. Przynajmniej w warstwie reklamowej nie oglądamy się na innych, ale widać, że inni zapatrzyli się na na sztab Marcinkiewicza - dopowiada Tomasz Tarnowski. To przecież jego hasło „Wizja i skuteczność” zostało wykorzystane przez kandydatkę PO - precyzował Tarnowski. Pracownicy sztabu przypominają plakaty kandydatki, na których flaga Warszawy zawiązana jest na supeł. Tarnowski zauważa, ze Gronkiewicz-Waltz szybko wycofała się z tego sposobu komentowania pomysłów Marcinkewicza. Świetna robota - konkluduje z sarkazmem Ciesiołkiewicz.
Historyjka o sztabowcach Borowskiego
A Borowski i jego sztab? Zaszli wam już za skórę? - dopytuję. Niczym nas nie zakoczyli. Widać, że Borowski ciężko fizycznie pracuje w kampanii, bo ma przecież mniej obowiązków, ale i tak nasz kandydat działa aktywniej - chwali Marcinkiewicza Krajewski. Ciesiołkiewicz uzupełnia, że nie ma praktycznie żadnego kontaktu ze sztabem kandydata lewicy, choć przypomina sobie jedną historyjkę. Pierwszego listopada każdy z kandydatów na prezydenta zbierał na Powązkach pieniądze na odbudowę pomników nekropolii. Po zakończeniu kwesty, prosiliśmy ludzi Borowskiego, aby przeliczyli pieniądze, które my zebraliśmy. Dowiedziałem się później z telewizji, że oni zebrali trzy tysiące, a my nieco ponad dwa. Pewnie nas oszukali, bo nie wierzę, że tylko tyle uzbieraliśmy - śmieje się rzecznik i dodaje, że to żart.
Od żartu, przechodzimy do poważnych spraw. Podpytuję o to jakim szefem dla sztabowców jest Kazimierz Marcinkiewicz. Rozmówcy niemal jednym głosem odpowiadają, że w sztabie bywa bardzo rzadko. Spotkamy się w mieście, albo u niego w domu, bo w sztabie nie ma dla niego fizycznie pokoju. To naturalne, bo kandydat nie jest od tego, aby siedzieć w sztabie, ale być z ludźmi na ulicy i w Ratuszu – gdzie jego miejsce - przekonuje Ciesiołkiewicz. No tak, to zdecydowanie byłaby strata czasu. W ciągu dnia, często do siebie mailujemy. Ma do nas bezgraniczne zaufanie - zapewnia Krajewski.
Umie się słuchać i szybko się uczy. Powierza ludziom gigantyczne obowiązki, ale żąda i weryfikuje. Ufa, ale rozlicza z efektów i potrafi skrytykować. To, jakim jest perfekcjonistą pokazał już swoją pracą w kancelarii premiera - przypomina sobie Tarnowski. Perfekcjonista i pracocholik. Nie oszczędza się. Ma tyle obowiązków, że jak odsłanialiśmy jego billboard wyborczy, to musiał poświęcić na to swoją przerwę obiadową w Ratuszu - uzupełnia Ciesiołkiewicz. Ale i umie zażartować. Tuż przed wczorajszym nagraniem telewizyjnym siedzieliśmy u niego w domu i oglądaliśmy filmiki na YouTube.com. Tyle czasu się śmialiśmy, że o mało nie spóźnił się na nagranie. W locie się ubierał - przypomina sobie Ciesiołkiewicz.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska