Szpitalna bezduszność
Starszy, schorowany zielonogórzanin, ze
szpitalnej izby przyjęć do domu przyszedł w samej piżamie - pisze
"Gazeta Lubuska". Gdy zobaczyłam go pod drzwiami, zmarzniętego i
przemoczonego, przeżyłam szok - opowiada żona.
Teodor Majewski ma 78 lat. Przeszedł zawał serca, ma założone bypassy, jest po kilku różnych operacjach. Kilka dni temu bardzo źle się czuł, miał duszności, więc żona wezwała do domu lekarza rodzinnego. Doktor osłuchała pacjenta i wypisała skierowanie do szpitala na oddział kardiologii. Podejrzewała obrzęk płuc. O godz. 15.00 pogotowie zabrało męża do zielonogórskiego szpitala - opowiada gazecie żona Bogusława. Byłam pewna, że zostanie tam przynajmniej kilka dni. Zabrałam jego ubranie, umówiliśmy się, że przyjdę do niego rano, na drugi dzień - dodaje.
Tymczasem mąż pojawił się pod domem... pięć godzin później. Cały zmarznięty, bo szedł przez miasto w kapciach i piżamie. Zrobili mu wszystkie badania, powiedzieli jakie ma brać leki i wypisali - mówi oburzona żona. Nie chcieli jednak odwieźć go do domu - skarży się. Zapytałem lekarza, jak ja mam teraz wrócić do domu - opowiada pan Teodor. Powiedział, że taksówką.
Starszy pan nie miał przy sobie pieniędzy, więc nie mógł ani zamówić taksówki, ani zadzwonić do żony. Dlaczego nie zapytał lekarza, czy może skorzystać ze służbowego telefonu? Często leżymy z żoną w szpitalu - wyjaśnia. Zawsze, gdy o to prosiliśmy, odsyłano nas do aparatu na korytarzu - dodaje. Zdesperowany pacjent wrócił do domu w tym, w czym zabrano go do szpitala. Na dworze było w tym czasie zaledwie kilka stopni Celsjusza - pisze "Gazeta Lubuska".
Pacjent został zbadany i lekarz uznał, że może wrócić do domu - wyjaśnia rzecznik szpitala Adrianna Wilczyńska. Miał przy sobie jakiś pakunek, więc wyglądało na to, że jest przygotowany do wyjścia ze szpitala. Poza tym, ze starszą osoba zawsze przyjeżdża ktoś z rodziny. Lekarzowi nawet nie przyszło do głowy, że pacjent może być sam. Dlaczego z tym panem nikogo nie było, tego nie wiemy - mówi dziennikowi. Gdyby pacjent powiedział, w jakiej jest sytuacji, na pewno lekarz by mu pomógł - dodaje rzeczniczka. Ktoś zadzwoniłby do jego domu, czy zamówił taksówkę. Czasami nawet takich pacjentów odwozimy karetką do domu - zapewnia "Gazetę Lubuską".