Szpitale ujawniły covidowe pensje lekarzy. "Dorabiał, dorabiał, dorabiał i tak wyszło"
Ponad pół miliona złotych w ciągu dziesięciu miesięcy zarobił, zajmujący się pacjentami z COVID-19, lekarz szpitala w Wadowicach. Dane podał sam szpital, co w mediach społecznościowych wywołało lawinę komentarzy o tym, czy lekarze zyskują na pandemii. Eksperci tłumaczą, że aby tyle zarobić, lekarz prawdopodobnie musiał wypracować na dyżurach ekwiwalent godzinowy trzech etatów.
13.01.2022 17:00
Szpitale w Wadowicach i Suchej Beskidzkiej ujawniły maksymalne zarobki personelu medycznego za pracę podczas epidemii. To w odpowiedzi na pytania zadane w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej przez Józefa Brynkusa, byłego posła Kukiz'15.
- Podejrzewałem, że to mogą być kwoty, które zrobią wrażenie na opinii publicznej - mówi WP Józef Brynkus. W rozmowie z WP dodał, że zadał pytania jedynie z ciekawości.
Pół miliona w niecały rok pandemii. To zarobki lekarza z powiatowego szpitala
Z uzyskanych odpowiedzi wynika, że 44,6 tys. zł wyniosła najwyższa miesięczna pensja lekarza zatrudnionego w ZOZ Wadowice. Jeszcze wyższe było jednorazowe maksymalne wynagrodzenie lekarza pracującego w tym szpitalu na umowie cywilnoprawnej.
Wyniosło ono 72,1 tys. zł. W okresie styczeń-październik 2021 roku łączne zarobki lekarza na umowie cywilnoprawnej wyniosły 515 tys. zł.
W szpitalu w Suchej Beskidzkiej maksymalne wynagrodzenie miesięczne lekarza wyniosło 35,2 tys. zł, a pielęgniarki 16,2 tys. zł. Odpowiedź zawierała mniej szczegółów.
Szpitale doprecyzowały, że przykłady maksymalnych pensji (brutto) zawierają 15 tys. zł ministerialnego dodatku covidowego (wypłacany co miesiąc) oraz wynagrodzenie za dyżury. Jak wynika z tabeli, rekordzista z Wadowic zarobił 18 tys. zł za same dyżury, co świadczy o gigantycznej liczbie przepracowanych godzin.
Covidowe pensje lekarzy. Janusz Korwin-Mikke i hejterzy grzmią
Gdy kilka dni temu Józef Brynkus upublicznił odpowiedzi szpitali, wątek wynagrodzeń lekarzy i pielęgniarek od razu podchwycili "koronasceptycy". Zarobki lekarzy podczas epidemii to stały motyw teorii spiskowych. Ich zwolennicy uważają, że właśnie z powodów finansowych lekarzom zależy na podtrzymywaniu epidemii.
Choćby Janusz Korwin-Mikke przekonywał niedawno, że nie można wierzyć lekarzom, bo ich pensje dzięki pandemii wzrosły i "są przekupieni". - Nie są zainteresowani leczeniem innych chorób, skoro za leczenie COVID-19 dostają trzy razy więcej. Oni chcą, żeby była piąta, szósta i następne fale - powiedział na nagraniu w videoblogu.
Dyrektor szpitala w Wadowicach przesłała WP dodatkowy komentarz. Wyjaśnia w nim, w jaki sposób pensje lekarzy urosły do kilkuset tysięcy za 10 miesięcy.
Maksymalne miesięczne wynagrodzenia dotyczyły wypłat w "najcięższych momentach działania w szpitalu podczas epidemii, kiedy ponad połowa oddziałów przekształcona była w oddziały covidowe". Szpital zatrudniał lekarzy na umowy z nielimitowanym czasem pracy.
- Szpital musiał udźwignąć zabezpieczenie ciągłości udzielanych świadczeń w wyjątkowo trudnych warunkach pandemii, z uwagi na wysoką zachorowalność także wśród personelu medycznego, wymuszało zabezpieczenie większej ilości dyżurów niż przeciętnie - wyjaśnia w piśmie WP Barbara Bulanowska, dyrektor Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Wadowicach.
Po pandemii część lekarzy odejdzie. To syndrom wypalenia
W rozmowie z WP do sprawy odniósł się również Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
- W informacji tego szpitala wynika, że goła pensja lekarza to nadal 7250 zł i to jest mało. Dopiero dodatki covidowe znacząco ją zwiększyły. Przy czym 18 tys. zł miesięcznie za przepracowane dyżury oznacza, że ten lekarz dorabiał, dorabiał, dorabiał i tak wyszło - mówi przewodniczący Bukiel.
- Nie znam stawek godzinowych wadowickiego szpitala, ale te najlepiej zarabiające osoby mogły przepracować równowartość czasową trzech czy czterech etatów - dodaje.
Bukiel podkreśla, że jest to skrajnie niekorzystne zjawisko, powodujące wyczerpanie i wypalenie zawodowe. Według badań Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie 10-12 proc. lekarzy deklaruje, że zakończy karierę po pandemii. Nie względu na to, że zarobili mnóstwo pieniędzy, ale z powodu wypalenia zawodowego i uciążliwości pracy w sektorze publicznym.
O wysokie zarobki w czasie pandemii i informacje, jakie przedstawiły szpitale, zapytaliśmy też kilkoro lekarzy z oddziałów covidowych.
- Kwoty robią wrażenie, ale to tylko potwierdza, jak wielkie są braki kadrowe w służbie zdrowia. Te osoby mogły przepracować 350-450 godzin miesięcznie, co oznacza ogromną kumulację obowiązków na jednej osobie. Może część osób nie uwierzy, ale ja nie biorę dodatkowych dyżurów covidowych z chęci zysku, ale dlatego, że ta praca musi być wykonana. Inaczej zabrakłoby lekarzy na SOR lub innych oddziałach w szpitalu - podsumowuje rozmówca pracujący jednocześnie na SOR i oddziale covidowym.