Szokujący film i relacja polskiego pisarza z "pola bitwy"
Do mediów przeciekł drastyczny film, zarejestrowany prawdopodobnie przez jednego z egipskich demonstrantów, na którym policyjna furgonetka z dużą prędkością wjeżdża w tłum manifestantów. Wirtualnej Polsce udało się porozmawiać z Piotrem Ibrahimem Kalwasem, pisarzem mieszkającym w Aleksandrii od dwóch i pół roku, który opowiedział o tym jakie powitania gotują żołnierzom i policjantom protestujący Egipcjanie, powodach nagłego spadku cen żywności, polaryzacji nastrojów i żałosnych władzach.
04.02.2011 | aktual.: 05.02.2011 04:44
W Aleksandrii przeciwko rządom prezydenta Mubaraka demonstruje kilkadziesiąt tysięcy osób - poinformowała agencja AFP.
Manifestanci zebrali się przed meczetem Qaed Ibrahim w centrum miasta i skandują "Precz z Mubarakiem, precz z reżimem". W większości są to zwolennicy głównej siły opozycyjnej Egiptu, Bractwa Muzułmańskiego, a także członkowie ruchów Kefaya, 6 kwietnia oraz zwolennicy laureata pokojowej Nagrody Nobla Mohameda ElBaradeia.
Poprosiliśmy mieszkającego w Aleksandrii Piotra Ibrahima Kalwasa, by opowiedział nam, co tak naprawdę dzieje się w tym 5-milionowym mieście.
- Wcześniej protestowało kilkaset tysięcy ludzi. Teraz, z tego co wiem, jest to kilkadziesiąt tysięcy. Na razie demonstracja przebiega całkowicie spokojnie, bez żadnych incydentów.
O wojsku i policji
- Ulice patroluje przede wszystkim wojsko, które - w przeciwieństwie do policji - cieszy się dużym szacunkiem wśród Egipcjan - mówi Kalwas. Jednak teraz, gdy funkcjonariusze wracają na ulice po kilkudniowej nieobecności, wraz z nimi wraca poczucie bezpieczeństwa. - Sąsiad pokazywał mi filmy nagrane telefonem komórkowym, na których ludzie na widok umundurowanych policjantów klaskali, trąbili, podbiegali, by uścisnąć im ręce.
O gniewie
- Rewolucja zaczęła się od Tunezji. W pewnym sensie przebudzenie nastąpiło po zamordowaniu Chalida Saida (28-latka, który 6 czerwca 2010 r. został śmiertelnie pobity przez policję tuż przed domem; zdjęcie zmasakrowanej twarzy mężczyzny wyciekło do internetu - przyp. red.), zaczynały się jakieś niewielkie demonstracje, ale nie mogły przekształcić się w protesty na taką skalę, jaką obecnie obserwujemy. Sam przypadek tego chłopaka jest różnie komentowany w Egipcie - ludzie są oburzeni tym brutalnym mordem, ale są też tacy, którzy mówią, że Said był związany z handlem narkotykami.
- To właśnie iskra, która pojawiła się w Tunezji, teraz przeniosła do Egiptu, Jemenu, Jordanii. W przyszłości może to dotyczyć nie tylko Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, gdyż głównym powodem demonstracji jest bieda. Korupcja, brak swobód obywatelskich, wszystko to, co prowadzi do ubóstwa i braku perspektyw - to jest najważniejsza przyczyna. Są państwa autorytarne, wręcz policyjne, które są bardzo bogate - i tam się nic nie dzieje, ludzie są zadowoleni z życia - mówi Piotr Ibrahim Kalwas.
O zwolennikach prezydenta
- W Aleksandrii również doszło do starć zwolenników i przeciwników Mubaraka, ale nie na taką skalę jak w Kairze. Ci ludzie, którzy tłukli się, walczyli z prodemokratyczną demonstracją, najprawdopodobniej byli podstawieni. Ale nie jest tak, że wszyscy zwolennicy prezydenta są nasłani przez rząd - tylko ci, którzy atakują przeciwników Mubaraka - podkreśla pisarz.
Czytaj również: Dlaczego egipska beczka prochu wybuchła?
- Część protestujących w Aleksandrii jest przychylnie nastawiona do propozycji Mubaraka, który zapowiedział, że zachowa władzę tylko do najbliższych wyborów prezydenckich - mimo iż czuje się już zmęczony rządzeniem i chciałby zrezygnować. Wiele osób uważa, że to dobre rozwiązanie, które zapobiegnie chaosowi czy anarchii. Większości spośród mieszkańców mojego domu, należących do wyższej klasy średniej, to odpowiada. Po wybuchu protestów musieli pozamykać swoje biznesy, nie mogą chodzić do pracy, nie działają banki. Są to ludzie, którzy chcą pokoju - a póki co, w mieście panuje niepokój. Na wsi też są różne opinie na ten temat. BBC World News pokazywała wywiady z chłopami, wśród których część popiera Mubaraka. Faktem jest, że nastroje społeczne są spolaryzowane. Generalnie wszyscy chcą odejścia Mubaraka, ale część żąda, by ustąpił natychmiast, część natomiast chce, by rządził jeszcze kilka miesięcy.
O bankach i dobrych rolnikach
- Rząd zapowiedział, że banki będą otwarte od niedzieli. Już od dwóch-trzech dni pieniądze znów są w bankomatach. Jeżdżą tramwaje, kursują taksówki. Dziś, ponieważ jest piątek (święty dzień dla muzułmanów - red.), wszystko funkcjonuje nieco słabiej, ale sklepy, restauracje, piekarnie są otwarte. Co do cen: przez pierwsze dwa dni protestów do sklepów ustawiały się kolejki, a ceny produktów żywnościowych wzrosły o 60-70%, a później zaczęły nagle spadać. W tej chwili są niższe niż tydzień temu. Mówiono mi, że wielu producentów warzyw i owoców przyjeżdża na targowiska w Aleksandrii i sprzedaje żywność za pół ceny - by ludzie mogli kupić jedzenie. To bardzo piękny gest.
Do 14 lutego trwają ferie, więc lekcje i tak nie są prowadzone. - Z tego co wiem od znajomego, którego żona jest nauczycielką, przerwa szkolna będzie najprawdopodobniej przedłużona co najmniej o dwa tygodnie. Musi być zupełnie spokojnie, żeby dzieci mogły wrócić do szkoły - podkreśla polski pisarz.
O żałosnych władzach
- Al-Dżazira po arabsku jest odłączona, tak jak jeszcze kilka dni temu był zablokowany całkowicie dostęp do internetu. Są urządzane "polowania" na zagranicznych dziennikarzy - chociaż ma się to zmienić, bo Omar Suleiman zapowiedział, że armia ma pilnować, by nawet włos im z głowy nie spadł. Z relacji nadawanych w telewizji państwowej wynika, że w kraju jest cisza i spokój. Oczywiście są podawane informacje, ale są umiejętnie spreparowane. Oglądamy Al-Dżazirę po angielsku i Al-Arabiję - one działają. Wszyscy i tak wiedzą, co się dzieje. Te posunięcia władz są, jak dla mnie, trochę żałosne - podsumowuje Kalwas.
Piotr Ibrahim Kalwas od 2000 roku mieszka w Aleksandrii. Wydał kilka powieści, ostatnio "Dom" (Wydawnictwo JanKa)
.