Szokujące wyznanie. "Zabiłam córkę, bo strasznie cierpiała"
Kay Gilderdale pomogła odejść córce z miłości. Została najpierw oskarżona o zabójstwo dziecka - w czasie procesu oczyszczono ją z zarzutów. Właśnie wydała książkę o swoich przeżyciach - informuje "The Times".
Lynn była szczęśliwą nastolatką. Lubiła żeglarstwo, pływanie, jazdę na rowerze i muzykę. Nagle, gdy miała 14 lat poczuła się źle w szkole. Odebrała ją matka. Od tego dnia było już tylko gorzej.
Lynn ciągle czuła się słaba, mdlała po wstaniu z łózka. Wymagała ciągłej opieki. Potem nie mogła nawet z wielkim trudem mówiła, jadła i piła. Po kilku latach była już karmiona przez rurkę. W końcu wykryto u niej zespół przewlekłego zmęczenia. Przez połowę swojego życia była przykuta do łóżka. Matka cierpiała razem z nią, patrząc jak z coraz większym bólem córka walczy z chorobą.
Jej choroba została uznana przez Światowa Organizację Zdrowia. Mimo to wielu lekarzy wciąż sceptycznie podchodzi do tej choroby. Traktują ją jako rodzaj depresji. Typowe objawy tej ciężkiej choroby to uczucie ciężkości, zmęczenie, bóle mięśni i stawów, zaburzenia snu, zaburzenia pracy żołądka i słaba pamięć i koncentracja.
Gdy Lynn miała 31 lat wzięła dużą dawkę morfiny. Gdy do pokoju weszła jej matka, Lynn poprosiła o jeszcze większą dawkę, by móc spokojnie odejść. Matka spełniła życzenie córki.
Pani Gilderdale tłumaczyła potem, że jej córka jest w zawieszeniu między życiem a śmiercią. - Gdy człowiek umiera, to opłakuje się go a potem przychodzi moment, że można iść dalej, jak wiesz że człowiek już nie cierpi. Ale Lynn była między jednym a drugim. Nie żyła, a nadal pozostawała przy życiu - powiedziała matka dziewczyny.
W czasie procesu panią Gilderdale wspierała rodzina. Określają ją jako calkowicei oddana córce. Opowiadali, z jak ogromną miłością zajmowała się Lynn.
Matka dziewczyny i jej bliscy zaangażowali się w kampanię na rzecz zrozumienia tej choroby.