Szokujące słowa Kaczyńskiego o LGBT. Mama 7‑letniej transpłciowej Leny: Nie mogłam zrobić nic lepszego jak wywieźć dziecko z Polski
Mama transpłciowej Leny zdecydowała się, że w Polsce, w której pełno jest homofobicznych, nienawistnych komentarzy o społeczności LGBT, nie ma miejsca dla jej rodziny. - Takie osoby czują się upodlone, bo władza się z nich śmieje, pluje im w twarz. W Polsce i Lena się bała, i my się baliśmy. Teraz jest szczęśliwa - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Katarzyna Aleksandrowicz.
28.06.2022 | aktual.: 28.06.2022 20:57
Wsparcie psychologiczne i prawne dla osób ze społeczności LGBTQ+ i ich bliskich: Kampania Przeciw Homofobii - bezpieczniej@kph.org.pl; Fundacja Trans-Fuzja - psycholog@transfuzja.org; Telefon zaufania Lambda - 22 628 52 22
Kaczyński drwi z osób transpłciowych
W ostatnich dniach wzburzenie wywołały słowa prezesa PiS, który po raz kolejny drwił ze społeczności LGBTQ+. Tym razem postanowił uderzyć w osoby transpłciowe. — [Lewica] uważa, że każdy z nas może w pewnym momencie powiedzieć, że teraz, do tej pory, do godziny (...) byłem mężczyzną, a teraz jestem kobietą. (...) Ja bym to badał — powiedział Jarosław Kaczyński w niedzielę w Grudziądzu.
Skontaktowaliśmy się z Katarzyną Aleksandrowicz, matką 7-letniej transpłciowej Leny. Kobieta zdecydowała się przed dwoma laty opuścić Polskę, by znaleźć nowy dom dla swojej rodziny. Od dawna publikuje na Facebooku wpisy, które wprost nawiązują do nienawistnych wypowiedzi polityków prawicy, którzy uderzają w osoby ze społeczności LGBTQ+. Jej ostatni komentarz, po słowach prezesa PiS, udostępniono niemal 10 tysięcy razy.
"Osoby LGBTQ+ czują się upodlone. Władza pluje im w twarz"
- Uważam, że to po prostu źli ludzie - mówi Katarzyna Aleksandrowicz w rozmowie z Wirtualną Polską. I pyta: - Jeżeli Jarosław Kaczyński czy Andrzej Duda mówią, że LGBTQ+ to nie są ludzie a ideologia, to jak można się czuć? Nie można się na to zgadzać. To żywi ludzie, żywe emocje, ludzkie dramaty.
Kobieta podkreśla, że kiedy w przestrzeni publicznej pojawiają się takie słowa, osoby LGBTQ+ zawsze czują się źle. Niby jest się - jako społeczność - częścią społeczeństwa, która powinna mieć takie same prawa jak reszta, tymczasem czuje się wykluczonym, podeptanym, czuje się fatalnie. - Zawsze byłam daleka od negatywnych emocji, od nienawiści. Jednak kiedy słyszę takie słowa, mam poczucie, że ktoś powinien się im przeciwstawić. Nie oczekuję nie wiadomo czego, lecz tylko przestrzegania Konstytucji - zaznacza.
- To, co się w tej chwili dzieje, sprawia, że mam ogromne poczucie rozczarowania. Oczekiwałabym od opozycji przyzwoitego zachowania, stanowczej reakcji. A nie widzę polityków, którzy gremialnie protestują. Na ulicach, jeśli już są protesty, widzę zwykłych ludzi. W ten sposób nic się nie zmieni. Przyzwyczailiśmy się do mowy nienawiści, do hejtu. W Polsce jest to normalne, traktowane jakby nic się nie stało. Tym samym daje się przyzwolenie, by to szło coraz dalej - podkreśla kobieta.
Jej córka nie jest jedyną osobą transpłciową, jaką zna. - Znam, a w zasadzie znałam takich osób sporo, bo część z nich już nie żyje - popełniły samobójstwo. Nie mogły wytrzymać fali hejtu. Zawsze funkcjonowałam w środowisku, gdzie nie ma znaczenia, czy ktoś jest w związku jednopłciowym, czy jest osobą transpłciową czy heteronormatywną. Tymczasem te wszystkie osoby czują się upodlone, bo władza się z nich śmieje, pluje im w twarz - mówi. I dodaje, że jej znajomi, jeśli mogą sobie pozwolić na wyjazd, to tak robią. Większość już wyjechała, a wiele się nad tym wyjazdem zastanawia.
Kobieta w naszej rozmowie dodaje, że kiedy jest w Polsce nie czuje się, jakby była w Unii Europejskiej. - Poza tym, że jesteśmy częścią Wspólnoty na papierze, nie widzę tu europejskich standardów. Wręcz przeciwnie, jakbym była w kraju Trzeciego Świata, gdzie ludzie bezmyślnie są przepychani z miejsca na miejsce. Mówi się im, że nie powinni się odzywać, jeśli nie przytakują - dodaje.
Zobacz także
"Nie chcieliśmy zrobić dziecku krzywdy"
W jej opinii problemem jest to, że w Polsce nigdy nie było sensownej edukacji seksualnej. - Przedstawiciele prawicy są przekonani, że wiąże się ona z podawaniem dzieciom tabletek na zmianę płci. Po pierwsze płci się nie zmienia, tylko koryguje, a po drugie takich tabletek nie ma. Są leki hormonalne, które osoby - dużo starsze od mojej 7-letniej córki - przyjmują, by móc wyglądać tak, jak chcą się identyfikować, by czuć mniejszą dysforię, mniejszy dyskomfort, że nie urodziły się w swoim ciele. Edukacja seksualna to uczenie o zagrożeniach, nie tylko o bezpiecznym seksie. Do tego nauka świadomości tego, że osoby ze społeczności LGBT to nie jakaś fanaberia, a zwykli ludzie, którzy normalnie funkcjonują - podkreśla.
Kiedy jej dziecko powiedziało, że jest dziewczynką, nie było tak, że to po prostu przyjęła. - Potwierdzaliśmy to z psychologiem, konsultowaliśmy się, bo nie chcieliśmy zrobić dziecku krzywdy - mówi.
- Moje dziecko chodziło w Polsce do kilku przedszkoli. W większości z nich było dzieckiem, które odstaje, było marginalizowane. Części opiekunom w przedszkolach było niewygodnie z tym, że bawi się tylko z dziewczynkami, że ma same koleżanki - wspomina kobieta. Jak zaznacza, jej transpłciowe dziecko "w ich oczach było bardzo dziewczęcym chłopcem". - Kiedy moje dziecko pytało opiekunki, czy chłopiec może mieć pomalowane paznokcie, pani w przedszkolu mówiła: Nie, bo nie wiadomo czy to facet, czy baba - przypomina.
Wyzwali dziecko od pedałów i pobili
W swoim przedostatnim przedszkolu w Polsce Lena została pobita. - Dzieci jej dokuczały. Któregoś dnia zwyzywały ją od pedałów. Jedne ją trzymały, a inne biły. Była przy tym obecna pani opiekunka, która w żaden sposób nie zareagowała - wspomina kobieta. Jak dodaje, kiedy poszli do przedszkola, żeby wyjaśnić to z dyrektorką, rozmowa napawała nadzieją.
- Pani dyrektor się popłakała, powiedziała, że takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, rodzice byli oburzeni. Zapewniono nas, że opiekunka - która nie potrafiła nas nawet przeprosić - zostanie zwolniona. W ostatnim czasie, z ciekawości, zajrzałam na profil przedszkola. Pani przedszkolanka, która była świadkiem pobicia mojego dziecka, nadal tam pracuje. W opisie ma informację, że najbardziej zależy jej na wspieraniu dzieci. Nie mogłam zrobić nic lepszego jak wywieźć dziecko z Polski - dodaje.
W pewnym momencie była tak zmęczona polską rzeczywistością, że pomyślała - to niemożliwe, że można wyjechać i wszystko będzie zupełnie inaczej. - Wyjechaliśmy z Polski do Francji z dnia na dzień, przelecieliśmy 2,5 godziny i znaleźliśmy się w innym świecie. Ludzie są uśmiechnięci, robiąc zakupy, życzą sobie wzajemnie miłego dnia, mówią "dzień dobry". Odkąd tu mieszkam, nie miałam ani jednej nieprzyjemnej sytuacji - opowiada.
- Kiedy wyjechaliśmy, powiedzieliśmy dziecku, że nie możemy tak funkcjonować, że to dla jej dobra, bezpieczeństwa - zaznacza kobieta.
"W Polsce i Lena się bała, i my się baliśmy"
- We Francji czujemy się dobrze - mówi kobieta. Jak zaznacza, po kilku tygodniach od ich przyjazdu Lena poszła do szkoły. - Zgłosiłam w wydziale edukacji, że to dziecko transpłciowe. Pani w wydziale powiedziała mi, że absolutnie nikt nie będzie miał z tym problemu. Dodała, że gdyby ktokolwiek miał problem - w co nie wierzy - od razu zostanie to zgłoszone. We Francji za homofobię czy transfobię grożą kary - mówi.
W 2004 r. Francja zaostrzyła kary i zakazała wypowiedzi homofobicznych. Do tego ustawodawstwo krajowe zakazuje dyskryminacji ze względu na orientację seksualną w zatrudnieniu, mieszkalnictwie i innych publicznych i prywatnych świadczeniach usług i towarów. Francuski parlament dodał tożsamość seksualną do chronionych podstaw dyskryminacji we francuskim prawie.
- Moja córka czuje się tu bezpiecznie, funkcjonuje jako wesoła dziewczynka, pełna pasji i marzeń. Żyje w fantastycznej rzeczywistości, świetnie się odnajduje. Nie ma kłopotów z nauką, to jedna z najlepszych uczennic w klasie. Jest uwielbiana wśród dzieci. Bardzo lubi chodzić do szkoły - wylicza mama 7-latki.
I dodaje, że Lena najbardziej nie lubi, kiedy przychodzą środy. Na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie żyją, to dzień wolny od zajęć. - Wtedy odlicza tylko, kiedy spotka się z kolegami i koleżankami z klasy, kiedy wróci do szkoły - dodaje.
- W Polsce i ona się bała, i my się baliśmy. Była smutnym dzieckiem, odstawała. Kiedy widzę, jak bardzo jest teraz szczęśliwa, jak funkcjonuje w zgodzie ze sobą, i ja jestem szczęśliwa. Wiem, że dobrze zrobiliśmy - mówi kobieta.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski