Szmajdziński: służba w Iraku nie dłużej niż pół roku
Nie będzie przedłużania trwającej pół roku służby w
Iraku - powtórzył minister obrony Jerzy Szmajdziński. Wyjątki mogą dotyczyć kilkutygodniowej służby w charakterze
instruktora i zdecyduje o nich kolejny dowódca wielonarodowej
dywizji gen. Mieczysław Bieniek.
W telewizji TVN24 minister zapewnił, że nie ma problemu z naborem do drugiej zmiany. "Nasza decyzja - szefa sztabu i moja - jest jasna: sześć miesięcy - koniec. Mogą być jakieś unikalne specjalności, ale to po powrocie do kraju; gdyby generał Bieniek wyrażał jeszcze zapotrzebowanie na kogoś, kto już był w tej misji, to na dwa-trzy tygodnie, tylko po to, żeby kogoś podszkolić w tych ekstremalnych warunkach; tylko taką zgodę możemy wydać" - wyjaśnił Szmajdziński.
Zdaniem szefa MON, o perspektywach polskiej obecności wojskowej w Iraku będzie można mówić w marcu, kwietniu przyszłego roku, gdy możliwości określą wojskowi i zostaną podjęte decyzje polityczne. Szmajdziński wyraził nadzieję, że być może NATO przejmie odpowiedzialność za misję iracką, co pozwoliłoby zmniejszyć polski kontyngent. "Wszystko wskazuje na to, że w 2004 roku będziemy cały rok. Mam nadzieję, że w drugiej połowie roku w mniejszym zestawie, a w kolejnych latach w jeszcze mniejszym" - dodał.
Na pytanie, dlaczego załoga śmigłowca, który rozbił się wioząc premiera, nie otrzymała komunikatu cywilnych służb meteorologicznych o możliwym oblodzeniu, Szmajdziński odpowiedział, że załoga dostała komunikat, ale stwierdzał on możliwość oblodzenia na wysokości 3 tys. metrów, podczas gdy śmigłowiec leciał blisko 1000 metrów niżej w dodatniej temperaturze, zaś do oblodzenia, które prawdopodobnie spowodowało wypadek, mogło dojść na wysokości stu kilkudziesięciu metrów. Poinformował też, że komisja badająca przyczyny wypadku odrzuciła wariant niewłaściwej jakości paliwa i koncentruje się na jedynej hipotezie - na oblodzeniu.