Szmajdziński przyznaje, że były nieprawidłowości przy przetargach
Minister obrony Jerzy Szmajdziński
potwierdził, że śledztwo w sprawie nieprawidłowości w
przetargach na zamówienia wojskowe dotyczy także jednego z
przetargów na wyposażenie kontyngentu wojskowego do Iraku.
Śledztwo obejmuje w sumie cztery przetargi - ujawnił.
14.11.2003 | aktual.: 14.11.2003 15:33
Nadużycia polegały na formułowaniu wymogów przetargu tak, by wygrała określona firma. Szef MON zaznaczył, że same przetargi były uzasadnione, zakupiony sprzęt spełnia wymagania, a przy nadużyciach "chodzi o margines zagospodarowany do celów prywatnych".
Jak powiedział szef MON, grupy operacyjne Żandarmerii Wojskowej zatrzymały do dyspozycji wojskowej prokuratury dziewięć osób - pięciu przedsiębiorców, trzech żołnierzy zawodowych z pionu logistyki Wojsk Lądowych i jednego pracownika wojska. Ppłk Sławomir Puczyłowski z Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie poinformował natomiast,że w sprawie aresztowano dotychczas siedem osób.
Zatrzymane osoby "podejrzewane są o to, że działając wspólnie i w porozumieniu doprowadzały w sposób nieformalny do rozstrzygnięć procedur przetargowych na korzyść wybranych oferentów, w wyniku czego budżet MON ponosił wymierne straty materialne" - powiedział minister.
"Grupa ta, działając w różnych konfiguracjach osobowych, doprowadziła do nieformalnych rozstrzygnięć czterech procedur przetargowych, w tym jednej dotyczącej zakupu wyposażenia dla potrzeb polskiego kontyngentu wojskowego w Iraku" - dodał.
Nie zdradzając szczegółów mechanizmu nadużyć, minister powiedział, że "nieformalne powiązania osób funkcyjnych w wojsku z prywatnymi przedsiębiorstwami skutkowały między innymi tworzeniem dla poszczególnych zamówień publicznych specyfikacji istotnych warunków zamówienia pod kątem oferowanych przez tych przedsiębiorców wyrobów".
Szmajdziński nie ujawnił skali strat pozostawiając tę informację do zakończenie śledztwa przez Wojskową Prokuraturę Okręgową; zapewnił jednak, że nie chodzi ani o setki, ani o dziesiątki milionów złotych. Podkreślił, że do nadużyć przy przetargach dochodziło "w obszarze niuansów i marginesów" i nie spowodowały one, by kupowano gorszy sprzęt, co odbijałoby się na bezpieczeństwie używających go żołnierzy.
"Nie można wykluczyć, że proceder był realizowany na szerszą skalę, dlatego niewykluczone są dalsze zatrzymania, zarówno wojskowych, jak i prywatnych przedsiębiorców" - dodał.
Poinformował, że Wojskowe Służby Informacyjne prowadziły rozpoznanie w tej sprawie od ponad pół roku i że nie zastosowały w niej prowokacji (WSI mogą stosować "prowokację policyjną", np. wręczenie przez podstawioną osobę łapówki komuś podejrzewanemu o branie łapówek, tylko w ustawowo określonych przypadkach najcięższych przestępstw przeciw obronności państwa).
"Wszystkie czynności operacyjno-rozpoznawcze były realizowane zgodnie z prawem, w oparciu o stosowne postanowienia wojskowego sądu okręgowego w Warszawie, przy mojej całkowitej wiedzy i aprobacie" - oświadczył szef MON. Powiedział, że na tydzień przed zatrzymaniami szef WSI poinformował o operacji członków sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych.
"To, co stało się teraz, nie jest niczym nowym dla praktyki kierownictwa resortu, to jeden z tych obszarów, którym poświęcamy sporo czasu i uwagi, ponieważ stan resortu, który zastaliśmy, był to stan po głośnej sprawie o charakterze korupcyjnym i nie można było przejść nad tym do porządku dziennego. Stąd szczególne uwrażliwienie i Wojskowych Służb Informacyjnych, i departamentu kontroli, i Żandarmerii Wojskowej na wszystko to, co jest związane z obszarem prowadzenia gospodarki finansowej, dysponowania publicznymi środkami, prowadzenia procedur przetargowych"
Według szefa MON, publikacja prasowa "podana w tak sensacyjnym tonie w pewnym sensie zaszkodziła tej sprawie, bo spowodowała konieczność wcześniejszego, niż chcieliśmy, momentu poinformowania opinii publicznej".
Zaapelował do innych polityków, by nie komentowali prasowych doniesień, powołujących się na anonimowe źródła, "bo to nieprofesjonalne". Jako właściwe źródła informacji do komentarzy posłów i innych polityków wskazał prokuraturę i MON.
Zarazem wyraził nadzieję, że rozgłos tej sprawy (aferę ujawniło "Nie", a potem pisało o niej "Życie Warszawy") będzie przestrogą dla kilkuset dysponentów wojskowego budżetu. "Jeśli wojsko chce budować autorytet, musi być poza podejrzeniami, jeśli chodzi o sposób gospodarowania publicznymi pieniędzmi. Takie jest nasze podejście, ten przypadek pokazuje wszystkim naszą konsekwencję i determinację, mam nadzieję, że następnych już nie będzie" - powiedział.