PolskaSześć Polek mieszkających w Iraku wróciło do kraju

Sześć Polek mieszkających w Iraku wróciło do kraju

Sześć Polek mieszkających w Iraku, ich
czworo dzieci i mąż jednej z nich powróciło w nocy do kraju. Razem z nimi do Polski wróciła delegacja z
wiceszefem MON Januszem Zemke. Polki zostały powitane na lotnisku
przez ministra spraw wewnętrznych i administracji Ryszarda
Kalisza. Samolot z Polkami na pokładzie wylądował na Lotnisku
Wojskowym "Okęcie" w Warszawie po godzinie 0.30 w nocy.

13.11.2004 | aktual.: 13.11.2004 08:31

Kalisz na konferencji prasowej powiedział dziennikarzom, że Polki zostaną jak najszybciej przewiezione do "pewnego ośrodka" w kraju. Dodał, że w ciągu kilku dni nie zostanie zdradzone miejsce ich pobytu ze względu na konieczność zapewnienia im spokoju.

Każda z pań może robić co chce, my im oferujemy ośrodek na pół roku, panie mają tam zapewnioną opiekę lekarską, opiekę psychologa, a dla dzieci jest możliwość uczenia się w szkołach - powiedział szef MSWiA. W jego ocenie wszystko to, co mogliśmy zrobić, ze strony rządu polskiego zostało zrobione.

Zemke przyznał, że przewiezienie Polek do Polski nie było łatwą operacją. W Iraku sytuacja bardzo się skomplikowała, mieliśmy sygnały, że paniami i ich dziećmi interesują się ci, którzy interesować nimi się nie powinni - dodał. Jego zdaniem przylot Polek do kraju to był dosłownie ostatni moment, bo w Iraku kończy się ramadan i sytuacja może być tam teraz bardzo różna.

W ocenie wiceszefa MON w operacji przewiezienia Polek znakomicie zachowali się polscy dyplomaci oraz Amerykanie. Zemke przyznał też, że start samolotu w Bagdadzie nie był łatwy, gdyż lotnisko, z którego samolot startował, było nieczynne i nie działały radary ani wieża kontrolna.

Ewa Sofi, która w Iraku mieszkała od 36 lat, powiedziała dziennikarzom, że czuje się bardzo dobrze, jest spokojna i szczęśliwa. Dodała, że jest psychologiem i wierzy, iż znajdzie w Polsce pracę. Być może otworzę gabinet psychologiczny, być może moja córka skończy jakiś kurs dodatkowy i razem otworzymy ten gabinet - przewidywała.

Powiedziała, że ostatnie miesiące w Iraku były bardzo ciężkie. Przez ostatnie dwa tygodnie w ogóle nie wychodziłam z domu, bo po prostu się bałam - podkreśliła.

Czuło się presję na cudzoziemki, szczególnie po porwaniu naszej rodaczki czułyśmy się bezpośrednio zagrożone i bałyśmy się, że może nas spotkać jej los. Musiałyśmy zachować maksimum ostrożności, bo nawet po zakupy trudno było wychodzić - powiedziała Danuta Nowak, technolog żywności. Dodała, że w Iraku miała bardzo dobre kontakty ze swoimi sąsiadami.

Pytane o to, kiedy przyjadą do Polski ich mężowie, odpowiadały, że na święta lub po Nowym Roku. Przyznały też, że nie kontaktowały się z rodzinami w Polsce, bo sądziły, że tak będzie bezpiecznie. Większość Polek zamierza zostać w Polsce na stałe.

Pytane o pierwszą rzecz, jaką zrobią w Polsce, mówiły, że chcą przede wszystkim się wyspać. Nie przyjechałyśmy jednak do Polski na wczasy ani na wycieczkę, przyjechałyśmy tu żyć - podkreśliła Danuta Nowak. Z kolei Ewa Sofi zdradziła, że pierwszą rzeczą jaką zrobi, będzie zakup telefonu komórkowego, z którego zadzwoni do męża w Iraku.

6 - letni syn jednej z kobiet otrzymał w prezencie wielkiego misia-strażaka. Jak powiedział, nie będzie tęsknił za Irakiem, ale za kolegami ze szkoły. W ocenie córki Ewy Sofi, w Polsce jest bardzo ładnie, ale również bardzo zimno.

O rozważenie możliwości powrotu do kraju polskie władze zaapelowały do Polek po uprowadzeniu Teresy Borcz. Kobieta została porwana w Iraku pod koniec października.

We wtorek rząd postanowił udzielić w Polsce czasowego schronienia obywatelom polskim i ich rodzinom zamieszkałym na stałe w Iraku. Osoby te mogą liczyć na pomoc polskiego rządu przez sześć miesięcy. Otrzymają zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę lekarską. Dzieci będą mogły kontynuować naukę.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)