Szef Sądu Lustracyjnego: konieczna modyfikacja lustracji
Przewodniczący Sądu Lustracyjnego Zbigniew
Puszkarski widzi konieczność modyfikacji procedur lustracyjnych po
niedawnym wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który dał prawo
dostępu do akt tajnych służb PRL także ich współpracownikom.
28.11.2005 | aktual.: 28.11.2005 11:38
Puszkarski odniósł się w poniedziałkowej wypowiedzi do słów wicepremiera, szefa MSWiA Ludwika Dorna, który w sobotę w Radiu Maryja powiedział, że według PiS należy przenieść wszystkie procedury lustracyjne do Instytutu Pamięci Narodowej, z prawem odwołania do sądu, i zlikwidować urząd Rzecznika Interesu Publicznego. Zdaniem Dorna, zmiana ustawy lustracyjnej jest konieczna, bo po wyroku TK zaostrzyły się prawne kryteria orzekania o tym, kto był, a kto nie był tajnym współpracownikiem komunistycznych służb bezpieczeństwa.
Niech ustawodawca zdecyduje, co dalej z lustracją; my wykonujemy obowiązujące prawo - powiedział Puszkarski. Przyznał, że dalsze losy lustracji muszą być modyfikowane w kontekście wyroku TK. Jeśli ktoś najpierw sprawdzałby zasób archiwalny IPN na swój temat, a potem dopiero składałby oświadczenie lustracyjne, to może budzić to kontrowersje co do sensu sprawdzania tych oświadczeń - powiedział sędzia.
W 1998 r. ustawę o IPN skonstruowano tak, by pozbawić agentów i oficerów służb PRL prawa dostępu do teczek - m.in. by uniemożliwić im składanie oświadczeń lustracyjnych dopiero po sprawdzeniu przez nich, czy w ogóle zachowały się akta ich współpracy.
Wyrok TK z 26 października zmienił tę ideę ustawy o IPN - TK dał wszystkim prawo dostępu do akt na swój temat, także agentom i oficerom służb PRL. Ze zmianą procedur dostępu (oraz odpowiednich formularzy dla chętnych) IPN czeka na pisemne uzasadnienie wyroku TK - ma ono być znane we wtorek. Przedstawiciele IPN powiedzieli, że ktoś, kto był agentem, powinien mieć dostęp tylko do tych materiałów tajnych służb PRL na swój temat, które są ocenami jego współpracy, ale już nie do swych doniesień na temat konkretnych osób.
Puszkarski odniósł się też do słów Dorna, który - według "Gazety Wyborczej" - powiedział, że wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że osoby, które w sposób oczywisty były winne kłamstwa lustracyjnego i co do których istniała daleko posunięta dokumentacja, nie były uznawane za takie przez sąd, ponieważ trzeba było - mówiąc w przenośni - zostawić na miejscu popełnienia tego kłamstwa nie tylko odcisk palca, bo to nie wystarczało, ale także własny dowód osobisty, żeby zostać uznanym za kłamcę.
Z pewną rezerwą podchodzę do opinii ludzi nie znających akt danej sprawy - powiedział sędzia. Broniłbym naszego orzecznictwa; sąd jest dwuinstancyjny, z kontrolą niemal każdego wyroku przez Sąd Najwyższy - dodał Puszkarski.