Szef MON: dysproporcje w budżetach obronnych problemem dla NATO
W NATO narasta poczucie, że należy zająć się problemem rosnącej dysproporcji pomiędzy wielkością budżetu obronnego Stanów Zjednoczonych a wydatkami na obronność europejskich państw Sojuszu - ocenił szef MON Tomasz Siemoniak.
22.02.2013 | aktual.: 22.02.2013 17:10
Cięcia w wydatkach narodowych na obronność były jednym z głównych tematów spotkania zakończonego w Brukseli.
Według Siemoniaka w Sojuszu "jest rosnące poczucie, że NATO powinno zrobić coś z tym, iż z roku na rok rośnie udział USA w finansowaniu Sojuszu". - Udział ten przekroczył już 70 proc. To są najwyższe wskaźniki w historii, mimo że Stany Zjednoczone zaplanowały redukowanie swego budżetu obronnego - powiedział Siemoniak dziennikarzom.
Zgodził się z sekretarzem generalnym NATO Andersem Foghiem Rasmussenem, który w czwartek ostrzegał, że podyktowane kryzysem cięcia w wydatkach na obronność mogą mieć negatywne konsekwencje dla bezpieczeństwa państw Sojuszu w przyszłości.
Siemoniak przypomniał, że Polska przeznacza na obronność 1,95 proc. PKB. - To wskaźnik zbliżony do zalecanego przez NATO (2 proc. PKB). Dlatego możemy z czystym sumieniem zabierać głos w tej dyskusji - powiedział szef MON. W jego ocenie trafnie problem ujął amerykański sekretarz obrony Leon Panetta, który według relacji Siemoniaka zauważył, że do niedawna wydatki na obronność redukowano po wojnach, gdy zagrożenia się zmniejszały. - Teraz zagrożenia rosną, a sojusznicy tną wydatki. Trzeba to poddać bardzo mocnej refleksji - powiedział Siemoniak.
Dodał, że w wielu krajach, dotkniętych kryzysem finansowym i koniecznością oszczędzania, opinię publiczną trudno przekonać do poparcia większych wydatków na cele obronne. Są też kraje o tak trudnej sytuacji, że po prostu nie ma na to pieniędzy. Siemoniak podał przykład Hiszpanii, której budżet obronny spadł do ok. 0,5 proc. PKB. - Po raz pierwszy polski budżet obronny jest wyższy od hiszpańskiego - powiedział polski minister.
Tematem spotkania ministrów w Brukseli była też dowodzona przez NATO misja ISAF w Afganistanie oraz przyszłość tego kraju po planowanym wycofaniu sił międzynarodowych w 2014 r. W dyskusji udział wzięli przedstawiciele 50 krajów koalicji ISAF oraz jej nowy dowódca generał Joseph Dunford.
W 2014 roku dowodzone przez NATO międzynarodowe siły ISAF mają opuścić Afganistan, a odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa przejmie afgańskie wojsko. W Afganistanie, który nadal ma otrzymywać finansową pomoc od Zachodu, pozostaną jednak zachodni doradcy i instruktorzy.
Sojusz rozważa utrzymanie do 2018 r. finansowania afgańskich sił bezpieczeństwa o liczebności 352 tys., czyli o połowę większych, niż planowano dotychczas (230 tys.).
- Wysoko oceniana jest działalność afgańskich sił bezpieczeństwa i warto, żeby z jednej strony redukując zaangażowanie koalicji ISAF, przyspieszyć wzrost liczebny i wyposażenie afgańskich sił - powiedział Siemoniak.
Sekretarz obrony USA Leon Panetta poinformował na konferencji prasowej, że dyskutowano o możliwości pozostawienia w Afganistanie po 2014 r. od 8 tys. do 12 tys. żołnierzy sił NATO. - Rozmawialiśmy o wielu opcjach, które odnosiły się do ogólnej liczebności sił NATO (w Afganistanie), wliczając wkład USA plus wkład innych państw Sojuszu - powiedział Panetta.
Zaprzeczył tym samym wypowiedzi niemieckiego ministra obrony Thomasa de Maiziere'a, który poinformował, że to Amerykanie zamierzają pozostawić pod Hindukuszem taką liczbę żołnierzy po 2014 r. Niemieckie źródła wyjaśniały potem, że doszło do nieporozumienia.
USA nie podjęły jeszcze decyzji, jakie siły pozostawią w Afganistanie po zakończeniu misji ISAF. Według nieoficjalnych informacji planowane jest pozostawienie żołnierzy we wszystkich prowincjach, w tym także w Kabulu. Oprócz instruktorów i doradców wojskowych w Afganistanie zostałyby również niewielkie siły antyterrorystyczne.