Afera na całą Polskę. Pracodawca znów atakuje byłą pracownicę
Szef Giftpolu Dariusz Jabłoński nie odpuszcza swojej byłej pracownicy. Na stronie głównej swojej strony internetowej opublikował wpis, w którym nie dość, że atakuje dziewczynę, to próbuję zarobić na całej sprawie.
16.03.2024 | aktual.: 16.03.2024 17:30
"Informacja dla wszystkich firm reklamowych w Polsce, jeśli zatrudnicie graficzkę Ninę, macie gwarantowany hejt. Nie możecie jej zwolnić, a jeśli już to zwolnienie z dyplomem, na papierze czerpanym i złotymi literami" - czytamy na stronie głównej firmy.
We wpisie zwrócono uwagę, że tym tematem zajmują się już media, parlamentarzyści, ale firma sugeruje, żeby "zainteresować się hejtem, konsekwencjami prawnymi hejtu etc.".
"Słaby człowiek może sobie z tym nie radzić, wtedy wszyscy mają krew na rękach. My sobie jednak radzimy z falą hejtu…" - czytamy dalej wpis w tej bulwersującej internautów sprawie.
Jak radzi sobie Giftpol z falą hejtu?
Okazuję się, że radzenie sobie z falą hejtu polega na wyprodukowaniu koszulek z cytatami wiadomości, które szef wysłał do pracownicy - "cooooo proszeeeeeeeee". Jak firma przekazała, "koszulki już się rozeszły", więc uruchomiono kolejną serię z napisem "No hejt".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"cooooo proszeeeeeeeee". Zwolnienie przez Skype
Cała sprawa rozpoczęła się od wpisu na portalu X. Dziewczyna udostępniła wiadomości, ze swoim szefem, który zwolnił ją przez Skype. Z rozmowy wynika, że pracownica w ciągu swojego dnia w pracy zrobiła 9 grafik. Tłumaczyła, że nadal uczy się nowego programu, ponieważ do tej pory korzystała z innych. Co, jak widać, nie spodobało się jej szefowi, który ją zwolnił w osobliwy sposób. "Cooooo proszeeeeeeeee. chyab Pani zartuje. to dziekuje do widzenia. ja nie place za naukę" - czytamy w rozmowie (pisownia oryginalna).
Jak się później okazało, wpis stał się wiralem w sieci. Na firmę spadła masa nieprzychylnych komentarzy, szczególnie w stronę szefa. Wiele osób również wspierało dziewczynę, oraz zauważyło, że program, z którego firma korzysta, jest przestarzały.
Następnie na stronie firmy pojawiło się oświadczenie. Szef tłumaczył, że ich wymagania były od początku jasne. Stwierdził, że "osoba, która zgłosiła się i została wybrana do pracy, zadeklarowała, iż ma kwalifikacje i szybko opanuje program. Dalej we wpisie napisano, że po dwóch dniach pracy okazało się, że "osoba wymaga wydatnej pomocy innych osób z działu graficznego, nie pracuje samodzielnie".
"Niestety, nie mamy czasu na dodatkową pracę nad nową osobą i angażowania innych pracowników w jej zadania. Angażując osoby na nowe stanowiska, oczekujemy wiedzy i kompetencji , które te osoby deklarują na rozmowie kwalifikacyjnej" - czytamy w oświadczeniu. Właściciela firmy nie zraża fakt, że zatrudniona kobieta zastrzegała, że musi się nowego programu nauczyć.
Właściciel tłumaczył, że zdecydował się na taką formę przekazania informacji o zwolnieniu, ponieważ często jest poza firmą. Stwierdzi także, że w zamian za zwolnienie otrzymał m.in. "zmanipulowany obraźliwy obraz firmy na platformie X, falę hejtu, która się wylała za pośrednictwem Instagrama, FaceBook’a , Youtube i innych możliwych platform, hejt mojej osoby, mojego nazwiska, nazwy firmy".