Szczyt klimatyczny w Marakeszu. "Donald Trump nas nie powstrzyma"
To miało być pierwotnie spokojne spotkanie robocze. Ale niespodziewanie prezydentem USA został Donald Trump. To zjednoczyło obrońców klimatu na całym świecie - pisze Jens Thurau w komentarzu dla "Deutsche Welle" o rozmowach klimatycznych w Marakeszu.
20.11.2016 | aktual.: 20.11.2016 09:16
Tę globalną solidarność widać na zdjęciu, do którego na końcu konferencji oenzetowskiej ws. zmian klimatu ustawili się przedstawiciele państw, naukowcy, eksperci ds. finansowych, biznesowi liderzy oraz ci, którzy na co dzień zajmują się zmianami klimatu. Ich przesłanie: "Nie osłabisz naszej determinacji, gdyż już dawno obraliśmy drogę ku przyszłości bez paliw kopalnych, bez ciebie!". Adresowane jest ono oczywiście do Donalda Trumpa, który w czasie kampanii wyborczej nazwał zmiany klimatyczne wymysłem Chińczyków i ekologicznej mafii.
Chiny już dawno rozpoznały problem
Chiny, niechlubny numer jeden przed Stanami Zjednoczonymi w rankingu najbardziej emisyjnej 20-ki wśród państw na całym świecie jest oczywiście dobrym przykładem. Przez wiele lat Państwo Środka uchodziło na konferencjach klimatycznych za hamulcowego i wykonywały jakiekolwiek ruchy tylko wtedy, gdy robił je też wróg klasowy w Waszyngtonie. W kontekście ochrony klimatu uprawiano więc geopolitykę. Pekin (podobnie jak Indie, Brazylia i Afryka Południowa oraz większość państw europejskich) zrozumiał wreszcie, że ochrona klimatu leży w jego własnym interesie. Spadek cen energii odnawialnych, też przemawia przeciwko inwestycjom w węgiel. Wszystko to na pewno odegrało rolę. Jednak ważne było również, że uświadomiono sobie, że we własnym kraju nie da się już zaprzeczyć zmianom klimatycznym. Nie da się też zaprzeczyć, że mniej kosztują działania zapobiegające emisji gazów cieplarnianych niż zwalczanie ich skutków. Tylko Donald Trump tego jeszcze nie pojął.
Kolej więc na następną odsłonę ochrony klimatu. Najwidoczniej bez Waszyngtonu. Czy Trump wypowie nowy traktat ws. klimatu czy wręcz Ramową Konwencję ONZ ws. zmian klimatu z 1992 roku, na której opierają się uchwały szczytów klimatycznych - czas pokaże. Lecz jak na razie USA przestały być motorem w kwestiach klimatycznych.
Na odbywającej się w cieniu wyborów w Stanach Zjednoczonych konferencji w Marakeszu, zajęto się po euforii w ubiegłym roku w Paryżu, porządkowaniem wszystkiego i przyglądaniem się szczegółom: Nowy traktat klimatyczny będzie realizowany dopiero w 2020 roku. Jego konstrukcja jest zawiła. W ochronie klimatu uczestniczyć będą wtedy wszyscy. W niektórych biednych krajach świata jest bardzo niewiele osób, które mogłyby się tym zająć. Wsparcie dla tych państw polega na załatwieniu im pieniędzy na wydatki i na budowaniu wzajemnego zaufania: To wszystko należy do zadań krajów uprzemysłowionych, a po wyborach w USA coraz bardziej do zadań Europejczyków. Niemcy zrozumiały to i wpłaciły dodatkowo 50 mln na działania łagodzące skutki zmian klimatu. Trochę to było kłopotliwe dla niemieckiego rządu, ale zadziałało. 45 ubogich państw świata obiecało rezygnację z węgla. Tak namiętnie dyskutowany plan klimatyczny Niemców i tak jest tylko deklaracją intencji znacznego obniżenia emisji CO2 do połowy tego stulecia.
Zwiedzanie sztandarowego projektu
Szczyt klimatyczny w Marakeszu nie odbywał się w takim tempie jak poprzednie. A to dlatego, że można było w czasie jego trwania obejrzeć, jak poskutkowało spotkanie ws. ochrony klimatu w Rio w 1992 roku, z którego wtedy tak straszliwie drwiono.
Teraz wszystkie delegacje udawały się w czasie 14 dni trwania kongresu w okolice miasta Ouarzazate położonego 200 km na południeod Marakeszu, gdzie powstaje największy kompleks słoneczny na świecie. Nie powstaje on w Niemczech, ani w USA, ale właśnie w Maroku! W środowiskach zajmujących się ochroną klimatu długo traktowano coś takiego jak utopię: A tu Afryka w swoim rozwoju wkracza w przyszłość technologii solarnych z pominięciem epoki przemysłowej i jej kopalnych nośników energii. Nie jest to jeszcze łatwe, ale możliwe. I to tego przyczyniło się ciągłe wyciskanie z siebie siódmych potów na szczytach klimatycznych.
I co dalej? - po pierwsze, na razie wszystko będzie się odbywać bez USA, ale w długoterminowej perspektywie Waszyngton znów dołączy. Jak to było? Dobra polityka jest równoznaczna z akceptowaniem realiów. Jedni robią to od razu, inni potrzebują na to czasu.
Jens Thurau/ tłum. Barbara Cöllen
Przeczytaj również: Świat rezygnuje z zabójczych dla klimatu gazów HFC
Przeczytaj również: Europarlament głosuje za umową klimatyczną. "Historyczna chwila"