PublicystykaSzczęśniak: Jarosław Kaczyński podsycił kampanię przeciwko LGBT. Czy teraz dał zgodę na hasło "aborcja eugeniczna"? (Opinia)

Szczęśniak: Jarosław Kaczyński podsycił kampanię przeciwko LGBT. Czy teraz dał zgodę na hasło "aborcja eugeniczna"? (Opinia)

W "dokumencie programowym Zjednoczonej Prawicy" ma się znaleźć zapis o aborcji i eugenice – donosi WP. Jeśli faktycznie taki zapis tam będzie, znaczyłoby to, że po "LGBT" PiS ruszył po kolejne słowo-straszak, które ma wywołać popłoch: "aborcja eugeniczna".

Szczęśniak: Jarosław Kaczyński podsycił kampanię przeciwko LGBT. Czy teraz dał zgodę na hasło "aborcja eugeniczna"? (Opinia)
Źródło zdjęć: © East News

Znaczyłoby też to, że PiS szykuje kolejną operację na języku: tym razem chce na stałe skleić aborcję z eugeniką. Jest to potężna manipulacja. Pytanie, czy PiS rzeczywiście to zrobi. Czy potrzebuje dziś skrajnych środowisk, które taki język promują? I inne ważne pytanie: czy środowiska kobiece i lewica będą w stanie na taki zabieg odpowiedzieć?

Kaczyński - Wielki Językoznawca

#

Na konwencji programowej PiS w Lublinie Jarosław Kaczyński przemawiał jak Wielki Filozof, teoretyk polityki i Wielki Historyk, znawca dziejów najnowszych. Powtórzył kilka formułek, które były jak miód na serce środowisk skrajnych: wykluczył samotne matki i ojców z pojęcia normalności ("Rodzinę widzimy tak jak tutaj. Jedna kobieta, jeden mężczyzna w stałym związku i ich dzieci"), obiecał kontynuację sojuszu ołtarza z tronem (poza Kościołem jest tylko nihilizm) oraz obronę "przed eutanazją, aborcją na życzenie, przed całą tą ideologią, która wartość ludzkiego życia podważa".

Szef PiS od dawna próbuje też przebierać się za Wielkiego Językoznawcę. Wprowadził "gorszy sort", który w jego ustach był "najgorszym sortem", a wcześniej podział na Polskę "solidarną i liberalną". Jednym zdaniem — "wara od naszych dzieci", w marcu 2019 — Kaczyński podsycił tlącą się kampanię przeciwko gejom, lesbijkom i osobom trans. Czy teraz dał zgodę na "aborcję eugeniczną"?

Groza? Nie, czysta manipulacja

Słowo "eugeniczny" teleportuje nas do czasów Hitlera. W zbiorowej pamięci to Fuehrer wcielał w życie darwinowską ideę eliminacji słabych, choć tego typu politykę prowadzono też w Szwecji i USA. Polegało to np. na zmuszaniu do sterylizacji osób z niepełnosprawnościami. Eugenika kojarzy się zatem źle (i słusznie), uruchamia lęk: ktoś będzie kontrolował najbardziej intymną sferę naszego życia w najbardziej niecnych celach.

Sklejenie tego określenia z aborcją to potężna manipulacja. "Termin 'aborcja eugeniczna' jest w najlepszym wypadku nieprecyzyjny, a w najgorszym – nierzetelny" — pisał w OKO.press Adam Leszczyński, przyglądając się temu, w jakim kontekście używa się tego określenia w czasopismach naukowych i na amerykańskiej skrajnej prawicy.

Nie wymyślił tej zbitki ani PiS, ani sam Kaczyński, ani nawet Ordo Iuris. Przywędrowała do nas Zachodu. Tak, tego właśnie Zachodu, przed którym chcą nas bronić różnej maści rycerze spod znaku narodu i ojczyzny. Eugenika jest tam tarczą i bronią w walce politycznej — tak samo jak u nas.

Na czym polega manipulacja? Eugenika to polityka państwa, która ma ulepszyć "rasę ludzką". Np. kobiety mają rodzić jak najwięcej dzieci — byle były zdrowe.

A aborcja? Chodzi o coś wręcz przeciwnego. Decyzję mają podejmować kobiety, a nie państwo. Nie ma tu żadnego planu, tylko życie. Jeśli coś ma tu być "ulepszane", to byt poszczególnych kobiet i rodzin. A także życie dzieci, bo te, które się urodzą chciane, będą miały zapewnioną opiekę.

To nie pierwszy raz, kiedy działalność skrajnych środowisk zatruwa język i odbiera słowom ich znaczenie. Mamy więc "obrońców życia", którzy walczą o nie z zapałem, ale nie pytają, jakie ma być — godne czy niegodne, jednodniowe czy długowieczne, w zdrowiu czy w chorobie. Nie upominają się o prawa narodzonych osób z niepełnosprawnościami. Za to swoją obronę prowadzą czasem przekleństwem, a czasem i kamieniem.

Mamy też "dziecko od poczęcia" — w ustawie Rzecznik o Prawach Dziecka.

Czy będzie całkowity zakaz aborcji?

Licho wie. Bo życie i zdrowie kobiet w Polsce Anno Domini 2019 jest zdane na łaskę i niełaskę układów Jarosława Kaczyńskiego ze środowiskami skrajnymi. W zależności od tego, czy Ordo Iuris oraz najskrajniejsze odłamy Kościoła katolickiego będą mu akurat potrzebne, czy nie, rozpocznie polityczną grę. Albo nie rozpocznie.

Dziś PiS mobilizuje wszystkie siły, bo zapewnić sobie wygraną w październikowych wyborach. Przy kilku zbiegach okoliczności, opozycja może móc stworzyć koalicję rządzącą. I właśnie dlatego PiS-owi może zależeć, by przed wyborami zagwarantować sobie skrajne głosy.

Nie mam pojęcia, jakie poglądy na prawo kobiet do przerywania ciąży ma Jarosław Kaczyński. I nie ma to żadnego znaczenia. Jeśli uzna, że znów będzie mu potrzebny strach (podsycony Hitlerem), to go uruchomi.

Jednak zaczynając grę z Ordo Iuris, może wpaść w pułapkę. Bo podrzucając łakome kąski tej organizacji, która jest częścią wielkiej międzynarodowej sieci skrajnych środowisk, umacnia ją. A im silniejszym aktorem będzie Ordo Iuris, tym bardziej Kaczyński będzie się musiał z nim liczyć. Również w sprawach, w których wolałby nie mieć takiego sojusznika.

PiS znów się bawi językiem. Lewica może wygrać?

PiS zniechęcił tysiące osób do gejów, lesbijek, osób bi- i trans. Choć w równie wielu obudził solidarność i współczucie, jednak dla mnóstwa Polek i Polaków litery LGBT stały się groźne. Dokonał się tu znany proces dehumanizacji. Są litery, nie ma człowieka. Obcobrzmiące słowa zakrywają rzeczywistość, ludzkie wybory i dramaty.

Wcześniej PiS z powodzeniem przeprowadził inną propagandową kampanię. W ciągu zaledwie czterech miesięcy zmasowana propaganda zmieniła stosunek Polek i Polaków do uchodźców: ze społeczeństwa otwartego i gościnnego, staliśmy się społeczeństwem przestraszonym i zamkniętym (w maju 2015 20 proc. pytanych nie zgadzało się na przyjęcie uchodźców, we wrześniu — już 40 proc., a w grudniu — 50 proc.)
. Jeśli PiS uzna aborcję za temat ważny, może się stać podobnie.

Czy środowiska kobiece i lewica mogą na to jakoś odpowiedzieć? Zapewne znów czeka nas mobilizacja na ulicach. Ale to nie wystarczy. Języka też nie można odpuścić. Lewica robi np. błąd, mówiąc o "prawach reprodukcyjnych". Posługuje się pojęciem obcym, niewywołującym emocji, dalekim od doświadczenia. Właściwie za każdym razem trzeba tłumaczyć, o co chodzi (nie tylko o przerywanie ciąży, ale o wszelkie prawa związane z rozrodczością i seksualnością, np. prawo do rzetelnej informacji medycznej i do ochrony zdrowia w ogóle).

Jeśli umiarkowane środowiska, w tym lewica, chcą wygrać batalię, która może nadejść, za wszelką cenę muszą unikać używania propagandowej zbitki "aborcja eugeniczna". Muszą też stanąć po stronie życia — prawdziwego życia, z historiami rzeczywistych kobiet i rodzin.

Polityków PiS, a Jarosława Kaczyńskiego zwłaszcza, nie obchodzi całe skomplikowanie ludzkiego życia. Kobiety przerywają ciążę z dziesiątków powodów. Być może tyle jest powodów, ile kobiet. Czasami nie chcą urodzić dziecka gwałciciela (a czasami chcą), czasami nie chcą skazywać dziecka na ubóstwo albo życie w przemocy, czasem nie chcą przeżywać traumy pogrzebu kilkudniowej istoty, która z powodu nieusuwalnych wad umiera.

"Gdybyś wtedy wiedziała, że twój syn umrze po dwóch tygodniach, urodziłabyś?" — zapytałam niedawno znajomą, która rodziła pod koniec lat 70., bez badań prenatalnych. "Urodziłabym. Dziś moja decyzja byłaby taka sama jak wtedy. Pewnie do końca liczyłabym, że badania się mylą". Szanuję to jej przekonanie. Zresztą, nie przeszkadzało ono jej wspierać czarnych protestów i strajków kobiet. Ona wie, ile kosztuje taka decyzja. Jarosław Kaczyński tego nie wie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)