Szczepienie Girzyńskiego. Znamy wyniki kontroli NFZ

Kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia w Wojskowym Szpitalu Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnym w Ciechocinku wykazała nieprawidłowości - ustaliła Wirtualna Polska. W styczniu zaszczepiono tam osoby, które nie były do tego uprawnione. Kontrolę wszczęto po informacjach, że w grupie osób poza kolejnością preparat przyjął poseł Zbigniew Girzyński, który został zawieszony w prawach członka PiS.

Po aferze ze szczepieniem Zbigniew Girzyński został zawieszony w partii
Po aferze ze szczepieniem Zbigniew Girzyński został zawieszony w partii
Źródło zdjęć: © East News | Tomasz Jastrzebowski
Sylwester Ruszkiewicz

- Kontrola w Wojskowym Szpitalu Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnym w Ciechocinku została przeprowadzona w dniach 27 stycznia do 26 lutego. Objęto nią prawidłowość realizacji szczepień w dniach 25-26 stycznia. Na podstawie pozyskanych danych ustalono, że wśród osób zaszczepionych w tym okresie znalazły się osoby, które nie spełniały kryteriów określonych dla etapu "0", jak również nie były to, uprawnione w tym okresie do szczepień, osoby w wieku 70+ - informuje Wirtualną Polskę rzecznik NFZ Sylwia Wądrzyk. 

Kontrola nie zakończyła się karą finansową (tak jak w przypadku Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który otrzymał karę 350 tys. zł za szczepienia tzw. celebrytów), a jedynie upomnieniem. - Szpital został zobowiązany przez Fundusz do zwiększenia nadzoru nad procedurą szczepień oraz przestrzegania kolejności wynikającej z obowiązujących przepisów - przekazała nam rzecznik NFZ.

Przypomnijmy, że kontrolerzy NFZ pojawili się w Ciechocinku po wybuchu afery ze szczepieniem posła PiS Zbigniewa Girzyńskiego. Pod koniec stycznia okazało się, że 47-letni polityk, który na co dzień jest wykładowcą na Wydziale Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, zaszczepił się wraz z innymi pracownikami toruńskiej uczelni. Osoby te - według przepisów ustanowionych przez rząd - nie były w grupie pacjentów, którym szczepienie się wówczas należało. Sprawę jako pierwszy opisał toruński dziennik "Nowości". Szczepienia odbywały się w placówce w Ciechocinku.

Pytana przez Wirtualną Polskę o sprawę szczepienia Girzyńskiego rzecznik NFZ ucina temat. - Takie informacje w sprawie kontroli mi przekazano. Nic więcej nie mogę dodać - mówi jedynie.

Po wybuchu afery Girzyński bronił się, że otrzymał od rektora toruńskiej uczelni list z informacją o możliwości objęcia pracowników UMK szczepieniami przeciw COVID-19. Dodał, że zgodnie z wytycznymi z Ministerstwa Zdrowia otrzymał stosowne skierowanie oraz termin i miejsce szczepienia wystawione przez Ministerstwo Zdrowia na internetowym koncie pacjenta. "Nikogo o żadne pierwszeństwo w kolejce nie prosiłem i w żadnym wypadku nie zaszczepiłem się poza kolejnością. Postąpiłem od A do Z zgodnie z obowiązującym mnie prawem i w myśl zaleceń władz uczelni, która jest moim podstawowym miejscem pracy" - podkreślił.

- Nie będę bronił posła Girzyńskiego dlatego, że jest posłem PiS. Uważam, że to jest zachowanie niegodne, bez względu na barwy polityczne - powiedział na antenie Radia ZET.

Kontrola rządowa

Po wybuchu afery swoją kontrolę zapowiedział również minister edukacji narodowej i nauki Przemysław Czarnek. Urzędnicy MEiN mieli się przyjrzeć szczepieniom wykładowców z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Resort, w przeciwieństwie do NFZ, nie doszukał się jednak nieprawidłowości.

- Minister edukacji i nauki w styczniu zwrócił się z pismem do rektora o wyjaśnienia w sprawie szczepień pracowników uczelni. Z otrzymanych wyjaśnień wynikało, że zgodnie z ówczesnym komunikatem MZ i stanem prawnym uczelnia nie miała wątpliwości, by zgłosić pracowników na szczepienia. Listy osób zgłoszonych do szczepień nie kwestionowały też punkty szczepień. Minister przyjął te wyjaśnienia i przekazał korespondencję rektora do Ministerstwa Zdrowia - poinformowała nas Anna Ostrowska, rzecznik MEiN.

W podobnym tonie od początku wypowiadała się toruńska uczelnia. Rzecznik UMK mówił w Polsat News, że uniwersytet nie ma sobie nic do zarzucenia w sprawie szczepień.

Próbowaliśmy uzyskać komentarz do sprawy dyrektora Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego w Ciechocinku Ireneusza Lelwica, ale nie oddzwonił do nas.

"Dzisiaj postąpiłbym tak, jak postąpiłem z pierwszym szczepieniem"

Z kolei poseł Zbigniew Girzyński w rozmowie z Wirtualną Polską nie ma sobie nic do zarzucenia.

- Nie będę komentował wyników kontroli, bowiem nie znam jej szczegółów. Nie byłem o niej informowany ani nie wiem, czego dokładnie dotyczyła. Szczepiłem się w szpitalu, który wskazano mi na profilu pacjent.gov.pl - mówi WP Zbigniew Girzyński. I jak dodaje, w tej samej placówce przyjął również drugą dawkę szczepionki. - Zgodnie z tym, jak wskazano na moim profilu zaufanym - dodaje.

- Dzisiaj postąpiłbym tak, jak postąpiłem z pierwszym szczepieniem. Na moich skierowaniach był elektroniczny podpis Ministerstwa Zdrowia. To nie było tak, że poszedłem do wybranej placówki, okupowałem ją i zażądałem szczepienia. Wszedłem na swój profil zaufany i postępowałem zgodnie z instrukcjami, jakie otrzymywałem - najpierw od władz uczelni, a potem z systemu rejestracji - mówi Wirtualnej Polsce Zbigniew Girzyński.

Pytany o zawieszenie w partii, komentuje: - Nadal jestem zawieszony, nic mi nie wiadomo, by sytuacja miała się zmienić. Przyznam też, że nie pytałem nikogo o aktualną sytuację. Zawieszono mnie? No to trudno... - twierdzi polityk.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (171)