"Sygnał do otwarcia ognia w "Wujku" dał dowódca plutonu ZOMO"
Sygnał do otwarcia ognia w kopalni "Wujek" dał dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald C. - zeznał przed Sądem Okręgowym w Katowicach Jacek Jaworski, który w 1982 roku zorganizował obóz wspinaczkowy dla funkcjonariuszy ZOMO, współautor tzw. raportu taterników.
03.11.2005 | aktual.: 03.04.2006 16:04
Według świadka, C. był jednym z 2-3 członków plutonu specjalnego, którzy strzelali, żeby zabić, inni mieli strzelać w powietrze.
Raport taterników miał powstać w 1982 roku po obozie szkoleniowym w górach, podczas którego jego autorzy - doświadczeni taternicy - uczyli zomowców spod "Wujka" wspinaczki. Podczas wspinaczek i alkoholowych imprez, organizowanych w czasie szkolenia, niektórzy z oskarżonych mieli opowiadać, jak strzelali do górników.
Jaworski, trener judo i taternik, który pracował w Wojewódzkim Ośrodku Szkolenia MO w Krakowie, twierdzi, że od 1981 r. był informatorem "Solidarności". Nawiązał kontakty ze związkowcami po wydarzeniach bydgoskich w marcu 1981 roku, kiedy podczas prowokacji milicji został pobity Jan Rulewski i inni działacze "Solidarności". Później, po wprowadzeniu stanu wojennego, nawiązał współpracę z podziemną "Solidarnością".
Świadek opowiadał przed sądem, że decyzję, by zorganizować obóz wspinaczkowy z udziałem zomowców w Dolinie Pięciu Stawów podjął po pacyfikacji kopalni "Wujek". Chciał ustalić, kto strzelał, a kto nie. Chodziło mi raczej o to, by ich oczyścić, niż pogrążyć - zeznał Jaworski. Informacje od zomowców wyciągał on i dwaj inni taternicy - Ryszard Sz. i Janusz H. "Otwarciu się" zomowców miał sprzyjać stres towarzyszący wspinaczce i alkohol.
Obóz zorganizowano na przełomie lutego i marca 1982 roku. Świadek powiedział, że w szkoleniu na pewno brali udział: Andrzej R., Romuald C., Krzysztof J., Leszek G., Grzegorz B.
Jak powiedział Jaworski, z relacji b. zomowców wynikało, że w kopalni "Wujek" członkowie plutonu weszli na teren kopalni przez wyłom w murze, wybity przez czołg, i strzelali z rampy przy magazynie. Zomowcy mówili - dodawał świadek - że C. trzykrotnie prosił o zgodę na użycie broni, kategorycznie mu tego zakazano.
Po tej odmowie Walerek (pseud. Romualda C.-PAP) powiedział "walimy", wyjął broń osobistą i trzymając pistolet oburącz, zaczął strzelać, potem zaczęli strzelać inni członkowie plutonu specjalnego, którzy mieli pistolety "rak". Tylko 2-3 funkcjonariuszy strzelało tak, żeby zabić, inni strzelali w powietrze - zeznał Jaworski. Według niego, C. oddał co najmniej dwa mierzone strzały. Jak dodał, po wydarzeniach w "Wujku" Romuald C. zyskał nowy pseudonim - Krwawy Felek.
Wśród strzelających w kopalni Jaworski wymienił kilka kolejnych nazwisk. Podał też nazwiska tych spośród oskarżonych, którzy na pewno w "Wujku" nie strzelali, część z nich - według niego - w ogóle nie brało udziału w pacyfikacji.
Jak mówił świadek, strzały oddane przez zomowców w "Wujku" były precyzyjnie mierzone i oddawane "w miejsca istotne dla życia". Zomowcy w czasie szkolenia mówili, że strzelali "w łeb i na komorę" (w głowę i w serce - PAP) - powiedział Jaworski. Jeden z oskarżonych miał mu relacjonować, że Romuald C. strzelał, a ludzik tak fajnie fik - i znikał, jak na strzelnicy.
Świadek nie wierzy w zapewnienia samych oskarżonych, że przed pacyfikacją pobierali broń w trybie alarmowym, czyli przypadkowe egzemplarze. Jest przekonany, że to tylko ich linia obrony, a chodzi o to, by nie można było ustalić, z którego pistoletu maszynowego strzelał konkretny członek plutonu specjalnego. Jaworski nie zgadza się też z twierdzeniem, że w kopalniach strzelali wszyscy członkowie plutonu. Powodowani lojalnością wobec grupy do strzelania w "Wujku" przyznawali się nawet ci, których w ogóle nie było pod kopalnią - mówił.
Jaworski został po raz pierwszy przesłuchany w drugim procesie; obecny jest już trzecim w tej sprawie. Oskarżyciele uznali jego zeznania za przełomowe, obrona kwestionowała ich wiarygodność. Dlatego czwartkowe przesłuchanie odbywało się w obecności biegłego psychologa. Świadek przyjechał do sądu z Niemiec.
Jak zapewniają taternicy, ich raport miał trafić do szefów podziemnej "Solidarności", głównie do ukrywającego się Zbigniewa Bujaka. Pierwsza wersja raportu trafiła - według jednego z nich - do łącznika taterników, nieżyjącego już Bogdana Zalegi. Jakie były dalsze losy dokumentu, nie wiadomo. Inne wersje raportu również nie zachowały się do dzisiaj. To, że taternicy chcieli przekazać wiadomości na temat pacyfikacji, potwierdził inny przesłuchiwany w poprzednim procesie świadek - Janusz Onyszkiewicz. Zeznał on, że w czasie stanu wojennego spotkał się z Januszem H.; taternik powiedział mu, że ma informacje na temat pacyfikacji "Wujka" i tzw. sprawy bydgoskiej. Onyszkiewicz potwierdził, że zna nie tylko Janusza H., ale też Jaworskiego i Yoshiho U. - łącznika pomiędzy Jackiem J. a liderami "Solidarności".
Dwaj inni taternicy, przesłuchani w drugim procesie, potwierdzali zeznania Jaworskiego. Mówili, że podczas szkoleń zorganizowanych w górach na początku lat 80. niektórzy z zomowców opowiadali, jak strzelali do górników.
Jak dowiedziała się PAP, w obecnym procesie sąd zamierza wezwać na przesłuchanie tylko Janusza H. Trzeci z grupy, Ryszard Sz., mieszka w Kanadzie i złożył obszerne zeznania w poprzednim procesie. Prawdopodobnie nie będzie już wzywany.
W poprzednim wyroku katowicki sąd okręgowy uznał zeznania Jaworskiego i innych taterników za wątpliwe, niekonkretne i zawierające sprzeczności. Innego zdania był katowicki sąd apelacyjny, który uchylił wyrok uniewinniający lub umarzający postępowania wobec oskarżonych i nakazał przeprowadzenie nowego procesu. W ustnym uzasadnieniu orzeczenia sąd uznał, że zeznania taterników "wspierają się". Gdyby nawet przyjąć, że raport w ogóle nie istniał, to dowodem samym w sobie są zeznania taterników - przyjął sąd odwoławczy.
W czasie pacyfikacji śląskich kopalń zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. Dwa pierwsze wyroki w tej sprawie uchylał sąd apelacyjny. Na ławie oskarżonych zasiada 17 osób - b. wiceszef KW MO w Katowicach i 16 byłych członków plutonu specjalnego ZOMO.