Świetnie ukryli łup, ale i tak posiedzą
Sąd skazał w środę sześciu mężczyzn, którzy zrabowali dwa miliony złotych z konwoju w Wojnarowicach. Bandyci byli bezwzględni: ochroniarzom psiknęli gazem w twarz, jednego postrzelili. Łupu do dzisiaj nie udało się odzyskać.
Najbliższe 13 lat spędzą za kratami dwaj mężczyźni, którzy zaplanowali brawurowy napad na konwój. Czterech ich kolegów, którzy im pomagali, dostało kary od dwóch do ośmiu lat więzienia. Prawie dwie i pół godziny wrocławski sąd ogłaszał i uzasadniał wyrok w tej sprawie. W tym czasie jeden z oskarżonych źle się poczuł, a innemu puściły nerwy i sąd kazał go policjantom wyprowadzić z sali. To tylko pomówienia i kłamstwa! Nie ma żadnych dowodów! – awanturował się Arkadiusz J. On i właściciel lombardów Dariusz G. to, zdaniem prokuratury, organizatorzy napadu.
To były sceny jak z filmu sensacyjnego. Gdy sierpniowej nocy 2004 roku bankowóz firmy ochroniarskiej wiozący utarg z centrów handlowych zatrzymał się w Wojnarowicach na polecenie policjanta z drogówki, żaden z konwojentów nie przypuszczał, że to napad. Przestępcy przygotowali się do niego starannie: zdobyli odpowiednie mundury i broń, kupili samochód i przerobili na radiowóz. Jednemu z ochroniarzy prysnęli gazem w twarz, drugiego postrzelili w ramię. Obezwładnili ich, a worki z pieniędzmi – były tam dwa mln złotych – przeładowali do auta. To jednak nie ruszyło, więc do transportu łupu użyli bankowozu. W pośpiechu pozostawili w aucie dwa worki z pieniędzmi, broń i policyjną czapkę. To właśnie analiza zapachowa czapki wykazała, że miał ją na sobie Dariusz G. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Policja wkrótce po napadzie zatrzymała Mirosława P. (wyrok: 8 lat, m.in. pomógł zdobyć broń), który przyznał się do udziału w napadzie. Potem zatrzymano pozostałych, m.in. Dariusza B. (kupił policyjne mundury, samochody, „koguta” i syrenę), właścicieli lombardów i Grzegorza J. – pracownika firmy ochroniarskiej, który znał trasę i godziny przejazdu bankowozu. Dwa miesiące wcześniej ci sami przestępcy przebrani za policyjnych antyterrorystów wjechali na teren firmy kurierskiej we Wrocławiu. Pracowników ewakuowali – rzekomo z powodu bomby. Zrabowali z kasy 71 tysięcy złotych. Odjechali z piskiem opon, gubiąc z radiowozu „koguta” przyczepionego magnesem. I w tym przypadku zrabowanych pieniędzy nie udało się odnaleźć.
Przestępcy dobrze je ukryli. Nie mogą oni kalkulować, że ta ogromna jak na nasze warunki suma pieniędzy wynagrodzi im kilka lat więzienia. Dlatego wyrok musi być surowy– uzasadniał sędzia Zbigniew Muszyński. Pozostali uczestnicy napadu dostali kary od dwóch do ośmiu lat więzienia. Najłagodniej sąd potraktował Dariusza B., który ze szczegółami opowiedział o kulisach napadów i wskazał ich uczestników oraz organizatorów. Oprócz kar więzienia, sąd nakazał oskarżonym zapłacić odszkodowanie firmie ubezpieczeniowej w wysokości ukradzionej sumy. Niektórzy skazani już zapowiedzieli apelację. Zagadką pozostaje, gdzie są ukryte miliony. Policjanci zapewniają, że cały czas trwają ich poszukiwania. Nie zapominamy o tym. Podobnie jak w przypadku skradzionego miliona dolarów, cały czas zajmujemy się sprawą, dyskretnie się wszystkim przyglądamy. Niech sprawcy nie myślą, że skorzystają z nich, gdy upłynie kilka lat– zaznacza funkcjonariusz kryminalny z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
Milion dolarów i sałatka na sen
W grudniu 1999 roku nafaszerowana lekami psychotropowymi sałatka pomogła dwójce złodziei ukraść milion dolarów. Przestępcy – Jarosław S. i Cezary S. – byli konwojentami firmy BRE Service Assistance. W kilku woreczkach mieli zawieźć pieniądze z Wrocławia do Poznania. Towarzyszyło im trzech innych ochroniarzy. Konwój zaginął chwilę po wyjeździe z Wrocławia. Dopiero po kilku godzinach policja odnalazła pod Długołęką samochód, w którym leżało trzech przerażonych konwojentów. Byli zamroczeni. Milion dolarów wyparował jak kamfora. Okazało się, że zaraz po wyjeździe z Wrocławia Jarosław S. i Cezary S. poczęstowali ich sałatką jarzynową, nafaszerowaną środkami nasennymi. Bandytów zatrzymano kilka miesięcy później w Monachium. Na jedenaście lat trafili do więzienia. Starali się o przedterminowe zwolnienie, ale sąd się na to nie zgodził. Pieniędzy do dziś nie udało się odzyskać.
Eliza Głowicka, Michał Gigołła