PublicystykaŚwietlik: "Grunt by nie było resetu - jakim prezydentem USA będzie Joe Biden dla Polski?" [Opinia]

Świetlik: "Grunt by nie było resetu - jakim prezydentem USA będzie Joe Biden dla Polski?" [Opinia]

Dla Polski najważniejsze jest, by USA gwarantowały nasze bezpieczeństwo i by napływał do naszego kraju amerykański kapitał, a tego Joe Biden ani nie będzie chciał zmieniać, ani nie będzie mógł zmienić.

Joe Biden (Photo by Bastiaan Slabbers/NurPhoto via Getty Images)
Joe Biden (Photo by Bastiaan Slabbers/NurPhoto via Getty Images)
Źródło zdjęć: © NurPhoto via Getty Images | NurPhoto

W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu głos zabrał Joe Biden, którego amerykańskie media wskazują zwycięzcą wyborów prezydenckich w USA. Mówił o zjednoczeniu Ameryki "dwóch kolorów" – niebieskiego "bidenowskiego" i czerwonego "trumpowskiego". Trzeba stwierdzić, że jeśli chodzi o pozyskiwanie serc amerykańskich Polaków na razie Joe Biden nie popisał się w kampanii.

Pomimo tego, jak na to co mogli Polsce zaserwować demokraci, Joe Biden wydaje się opcją bezpieczną w najważniejszej dla nas sprawie – czyli kwestii bezpieczeństwa. Przede wszystkim braku tak zwanego "resetu" z Rosją. Odpuszczenia win i ocieplenia, które zawsze kończyły się podobnie – wzmocnieniem Kremla i późniejszą napaścią na jakieś terytorium.

Kosa z Putinem

Skąd wiara, że resetu nie będzie? Odpowiedź daje nam między innymi były szef CIA John Brennan, autor nowiutkiej książki o chełpliwym tytule "Nieposkromiony. Moja walka z wrogami Ameryki, w kraju i za granicą". To właśnie Biden jako wiceprezydent u Baracka Obamy miał czuć się szczególnie upokorzony tym, że Amerykanie zostali wykolegowani przez Rosjan po ostatnim resecie. Skończył się on rosyjskim zaangażowaniem na Bliskim Wschodzie, które w potworny sposób zaogniło sytuację, potem aneksją Krymu i hybrydową napaścią na wschodnią Ukrainę.

Ale to nie koniec. Demokraci są przekonani, że Rosjanie próbowali wpłynąć lub wpłynęli na amerykańskie wybory w 2016 roku, a taka ingerencja to już trochę inwazja przeprowadzana innymi środkami niż militarnymi. Dlatego dzisiejsza, prąca w stronę Chin Rosja na łaskawość nowego prezydenta liczyć nie może, a im bardziej postrzegana jest jako globalne, a nie tylko regionalne zagrożenie, tym większe prawdopodobieństwo, że USA będą kontynuować swoją wojskową obecność nad Wisłą. Choć zapewne będzie działo się to w warunkach troski o jak najlepsze relacje z Berlinem (za Trumpa było na odwrót). Dla Stanów bardzo ważna od wielu lat jest współpraca wywiadowcza z Polską. Wszystko to sprawia, że na kwestie bezpieczeństwa, w dzisiejszym niespokojnym świecie, można patrzeć jednak z pewnym spokojem. Zakłóca go nieco to, że Władimir Putin w najbliższych miesiącach może "testować" nową administrację wywołując nowy, mniejszy lub większy pożar.

Wizy nie wrócą

A co z gospodarką? Za chwilę świat policzy pokoronawirusowe straty i zacznie się odbudowywać. Potrzebne będą pieniądze i najlepiej, by jak największa ich ilość znalazła się w Polsce tworząc miejsca pracy i napędzając gospodarkę.

Bez względu na spustoszenia jakie czyni epidemia koronawirusa, Polska jest szybko rozwijającym się krajem i chłonnym rynkiem. Wciąż mamy tanich, za to coraz lepiej wykwalifikowanych pracowników, a od kilku lat dorobiliśmy się nienajgorszej sieci drogowej. USA są w czołówce zagranicznych inwestorów, choć niemieckie inwestycje, bez względu na polityczne pyskówki pomiędzy naszymi krajami, są dwa razy większe.

Opinie, że "teraz USA odwrócą się od Polski" w obszarze ekonomicznym to mrzonki. Polska jest jednym z największych odbiorców amerykańskiego sprzętu wojskowego. Mamy ze Stanami Zjednoczonymi kilka potężnych kontraktów na zakup skroplonego gazu. Rozmawiamy w końcu z Amerykanami o tym, by to oni zbudowali w Polsce elektrownie jądrową.

Amerykanie znają Polskę i lubią w niej inwestować. Jeśli nie zostaną popełnione jakieś katastrofalne błędy trudno sobie wyobrazić, by w jakikolwiek sposób nowy prezydent miał temu przeciwdziałać. Problemem może być jednak to, że wychodząc z pandemii, Ameryka skupi się dużo bardziej na sobie. Swoje dzisiejsze przemówienie Biden kierował do klasy średniej. W Ameryce zawsze wszyscy mówią o klasie średniej, ale ta jej największa, biedniejsza część (lower middle class) nader często głosowała na Trumpa. Naród – i tu może się pojawić rozczarowanie dla naszej opozycji - będzie oczekiwał od prezydenta by zajmował się Ameryką, a nie globalnym przywództwem, co przecież było idée fixe Obamy.

W dobie koronawirusa kwestia wiz brzmi trochę abstrakcyjnie, ale w tej sprawie możemy spać spokojnie. Tym bardziej w sytuacji, gdzie Demokraci zostali osłabieni w Izbie Reprezentantów i tradycyjnie już – nie mają większości w Senacie. Biden nie jest mocny, w dodatku wszyscy wiedzą, że to prezydent jednej kadencji.

Wiatr w żagle 447

Czy wszystko to oznacza, że rządom Prawa i Sprawiedliwości będzie łatwo z Bidenem? Na pewno nie. Szczególnie w obszarze symbolicznym – także ważnym dla Polski. Trump był zaciekłym wrogiem liberalnej prasy i mediów rysujących obraz rosnącej prawicowej dyktatury nad Wisłą. Biden to pupil tych mediów, o liberalnych poglądach, pamiętający (tyle o ile) rządy Donalda Tuska. Będzie zabiegał przede wszystkim o dobre relacje (także swoisty reset) z Angelą Merkel i Komisją Europejską. Gesty "zaniepokojenia" sytuacją w Polsce będą przez tych partnerów jak najlepiej widziane.

Dochodzi jeszcze jedna sprawa. Kwestia tak zwanej "ustawy 447". Czyli wsparcia dla roszczeń wobec majątków pożydowskich. Donald Trump w tej sprawie lawirował, tak by pokazać środowiskom roszczeniowym, że coś robi, ale też nie nadmiernie podpaść Polakom. Biden, cieszący się wsparciem najbardziej zaangażowanych w sprawę kongresmenów może być dużo bardziej konsekwentny.

Zwycięstwo Bidena to na pewno do jakiegoś stopnia dobra (choć przeceniana) wiadomość dla naszej opozycji, szczególnie tej związanej z PO i nowa, trudna sytuacja dla władzy. Relacje z USA z reguły były w Polsce domeną pałacu prezydenckiego i tu stwarza się pole dla Andrzeja Dudy, dość dobrze znającego ten kierunek. Szczególnie, że chyba na razie, po kilku miesiącach drugiej kadencji prezydent wciąż szuka jakiejś formuły na nią. To także wyzwanie dla profesora Zbigniewa Raua, w końcu od niedawna będącego szefem MSZ i jego szefa – Mateusza Morawieckiego. Łatwo im nie będzie, ale w ogóle dzisiaj nic nie jest łatwe.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)