Trwa ładowanie...
d3wf3is
17-12-2010 15:25

Świadkowie dostali listę pytań. "To niedopuszczalne"

Nieprawidłowości w zeznaniach świadków przesłuchanych przez konsulat RP w Meksyku powodują, że muszą oni znów złożyć zeznania - zdecydował warszawski sąd prowadzący proces karny wytoczony przez Jana Kobylańskiego, polonijnego biznesmena i sponsora Radia Maryja.

d3wf3is
d3wf3is

Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa kontynuuje trwający od marca 2009 r. prywatny proces karny, w którym Kobylański oskarża dyplomatów i dziennikarzy o zniesławienie. Podsądni nie przyznają się do zarzutu, za który grozi do dwóch lat więzienia. Przywołują na swą obronę słowa Kobylańskiego, np. że "jedna trzecia polskich biskupów to Żydzi"; "Żydzi zawsze będą nienawidzić Polaków", bo mają "parszywe geny". Oskarżyciel prywatny chce też, by każdy oskarżony wpłacił 100 tys. zł na cel charytatywny.

Świadkowie przesłuchani "korespondencyjnie"

Część świadków Kobylańskiego to członkowie Polonii mieszkający w Ameryce Łacińskiej i Południowej. Przesłuchują ich na miejscu polscy konsulowie - na podstawie listy pytań stron procesu dostarczonych tam przez sąd.

Okazało się, że nadesłane z Konsulatu RP w Meksyku dokumenty nie odpowiadają kodeksowym wymogom, bo konsul nie przesłuchiwał ich osobiście, lecz wysyłał listę pytań i po pewnym czasie otrzymywał listę odpowiedzi. Sytuacja dotyczy dwojga świadków.

- To niedopuszczalne, żeby świadek znał listę pytań i udzielał odpowiedzi w sposób umożliwiający mu konsultację z innymi osobami - zauważyła mec. Beata Czechowicz, jeden z obrońców oskarżonych. - Wygląda na to, że konsul ma autorski pomysł na korespondencyjną formę przesłuchania - mówił pełnomocnik Kobylańskiego, mec. Andrzej Lew-Mirski. Wobec tego prowadzący proces sędzia Robert Żak ponownie zwrócił się do konsulatu w Meksyku o właściwe przesłuchanie świadków.

d3wf3is

"Może ktoś się o kogoś otarł"

Powróciła też sprawa incydentu z poprzedniej, październikowej rozprawy, gdy sąd nakazał opuszczenie sali siedzącemu na ławach dla publiczności senatorowi Ryszardowi Benderowi, za niestosowne zachowanie i naruszenie powagi sądu. - Senatora też pan wyrzuci? Mam immunitet! Pan wykorzystuje swoje stanowisko - mówił wtedy parlamentarzysta do sędziego. - Jak widać, pan wykorzystuje swoje. Proszę wyjść, bo wezwę policję - odparł na to sędzia. Bender salę opuścił w asyście policji.

Bender poskarżył się do prezesa sądu, marszałka Senatu i ministra sprawiedliwości na zachowanie sędziego oraz policjanta, który jego zdaniem miał go "chwycić za chorą rękę w gipsie, co spowodowało zgniecenie gipsu oraz ból", czym naruszył jego "godność osobistą i senatorską oraz nietykalność cielesną". Bender i dwóch innych senatorów zażądało odnotowania tego faktu w protokole rozprawy.

Sędzia Żak odczytał z protokołu, że zajście było odnotowane, ale podkreślił, że nie widział, by na sali sądu doszło do kontaktu fizycznego między "osobą podającą się za senatora" a funkcjonariuszem. - Może przy wychodzeniu z sali ktoś się o kogoś otarł, ale sąd miał dobre pole widzenia i niczego takiego nie dostrzegł - dodał sędzia. - Jest pan stronniczy, panie sędzio! - zareagował na to Bender. Obrońca jednego z oskarżonych zażądał, by o takim zachowaniu senatora zawiadomić marszałka Senatu. Sąd rozważy tę decyzję.

"Chcieli mnie poniżyć jako Polaka i patriotę"

88-letni Kobylański to milioner, założyciel i szef Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ), b. konsul honorowy RP w Urugwaju (odwołany w 2000 r. m.in. za antysemickie wypowiedzi przez ówczesnego szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego)
. Czując się dotknięty tekstami w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Newsweeku" i "Polityce", skierował prywatny akt oskarżenia. Liczy on prawie sto stron i dotyczy tekstów prasowych o Kobylańskim, w których wspominano m.in. o jego antysemickich wypowiedziach i podejrzeniach IPN, że w czasie wojny mógł wydawać za pieniądze Żydów Niemcom (w 2007 r. IPN umorzył śledztwo w tej sprawie).

d3wf3is

Kobylański twierdzi, że zarzuty, o których donosiły media, to kłamstwa, a publikacje miały na celu poniżenie go jako Polaka i patrioty i "odebranie zaufania potrzebnego do sprawowania funkcji prezesa USOPAŁ". Według jego adwokata, Andrzeja Lew-Mirskiego, dotychczas na procesie nie potwierdzono żadnego z zarzutów, jakie w mediach postawiono Kobylańskiemu.

W 2004 r. "Gazeta Wyborcza" opisała działalność Kobylańskiego. Według jednej z wersji jego życiorysu, w 1942 r. trafił na Pawiak i do obozów koncentracyjnych. Po wojnie znalazł się w Austrii, potem we Włoszech; dorobił się wielkich pieniędzy. W 1952 r. wyjechał do Paragwaju, wiele wskazuje na to, że za pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników - twierdziła "GW". Według niej, nazwiska Kobylańskiego nie ma w obozowych dokumentacjach. "GW" sugerowała, że rola Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych mogła nie być jednoznaczna, co miało być głównym powodem jego wyjazdu do Ameryki Łacińskiej.

W 2005 r. TVP ujawniła dokumenty, z których wynika, że w 1953 r. prokurator generalny Austrii ostrzegał przed Kobylańskim władze Paragwaju, dokąd ten początkowo wyemigrował (potem przeniósł się do Urugwaju). W tym dokumencie określono Kobylańskiego jako "niebezpiecznego agenta, prowokatora i sowieckiego szpiega" i osobę, która stanowi niebezpieczeństwo "dla wspólnych interesów Zachodu".

d3wf3is
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3wf3is
Więcej tematów