Świadek katastrofy na lotnisku w Smoleńsku słyszał wybuchy
Ustalenia naukowców mówiące o dwóch wybuchach w rządowym tupolewie potwierdzają relacje świadków, którzy 10 kwietnia 2010 r. byli na smoleńskim lotnisku - czytamy w "Gazecie Polskiej Codziennie".
04.04.2012 | aktual.: 05.04.2012 11:05
Zeznania złożone w dniu katastrofy nie pozostawiają cienia wątpliwości - w samolocie nastąpiły eksplozje, po których przestały pracować silniki Tu-154M.
W Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie znajdują się m.in. zeznania pilotów samolotu Jak-40, którzy w momencie lądowania Tu-154M byli na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Przylecieli wcześniej z dziennikarzami, którzy następnie pojechali do Katynia. Piloci zostali na miejscu i czekali na tupolewa.
- Załoga wyszła z samolotu, by zobaczyć lądowanie Tu-154M 101. Wiedzieliśmy, że ląduje, bo tak było słychać w radiu. Podczas naszej rozmowy z załogą Tu-154M 101 nic nie wskazywało na to, by mieli jakiekolwiek problemy. Nie korespondowaliśmy z tamtą załogą, tylko prowadziliśmy nasłuch. Gdy czekaliśmy na lądowanie tamtego samolotu, nie mieliśmy kontaktu wzrokowego. Słyszałem odgłos silników, który wskazywał na to, że samolot podchodzi do lądowania. Po chwili słychać było zwiększenie mocy silników. Słychać było również, że zwiększenie mocy było do maksymalnych obrotów. Usłyszałem wybuchy, a potem dźwięk gaśnięcia silników. I po wszystkim nastąpiła cisza - zeznał jeden z członków załogi Jak-40, który został przesłuchany kilka godzin po katastrofie 10 kwietnia 2010 r.
O wybuchach zeznali w prokuraturze także pozostali członkowie załogi samolotu oraz urzędnicy z Kancelarii Prezydenta RP, którzy byli na miejscu, gdy doszło do katastrofy.
Zeznania naocznych świadków katastrofy na temat ostatnich chwil Tu-154M 101 są niemal identyczne - słychać było pracujące silniki, wybuchy, a dopiero później gasnące silniki. Wszyscy widzieli ciała bez ubrań, co podkreślali w swoich zeznaniach. Nie było pożaru.
Funkcjonariusze BOR-u, którzy przyjechali na miejsce tragedii, zrobili zdjęcia i filmy, wysłane następnie pocztą specjalną do kraju.
- Biuro Ochrony Rządu już na początku śledztwa przekazało Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie materiały filmowe i zdjęciowe wykonane po katastrofie samolotu Tu-154M 101. Zostały one oczywiście włączone do akt śledztwa - potwierdził "Gazecie Polskiej Codziennie" płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej.