"Sueddeutsche Zeitung": Bruksela mówi Węgrom "dosyć"

Komisja Europejska wreszcie zebrała się na odwagę, żeby powiedzieć Orbanowi "dosyć". Kierując się "prowincjonalną wrogością" wobec UE, władze Węgier i Polski szkodzą własnym krajom. Jak skończy się ta konfrontacja?

"Sueddeutsche Zeitung": Bruksela mówi Węgrom "dosyć"
"Sueddeutsche Zeitung": Bruksela mówi Węgrom "dosyć"
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański

26.11.2022 14:38

"Jeszcze nie wiadomo, kto rozstrzygnie na swoją korzyść walkę o władzę - Komisja Europejska czy Viktor Orban. Bruksela chce wstrzymać wypłatę dotacji w wysokości kilku miliardów euro dla Węgier, ponieważ człowiek w Budapeszcie zachowuje się raczej jak nepotyczny autokrata niż jak szef rządu kraju należącego do Unii Europejskiej" - pisze Hubert Wetzel w komentarzu opublikowanym na portalu "Sueddeutsche Zeitung".

Decyzję o tym, czy Orbanowi zostaną odebrane pieniądze, podejmą rządy krajów UE. "Kto jest zwycięzcą tej konfrontacji, dowiemy się prawdopodobnie za kilka tygodni" - zaznacza komentator.

Już teraz - kontynuuje Hubert Wetzel - można stwierdzić, że kierowana przez Ursulę von der Leyen Komisja Europejska wreszcie zdobyła się na odwagę, żeby pokazać Orbanowi, kiedy "jest już dosyć". Premier Węgier od lat traktuje UE jak "uciążliwego pracownika banku", który ma mu wręczyć pieniądze, ale nie może mu mówić, jak je wydaje.

Władze Polski i Węgier szkodzą własnym krajom

Jeszcze bardziej obchodzi Unię to, że Orban w swoim kraju atakuje i demontuje wszystko to, co się składa na nowoczesną demokrację - państwo prawa, niezależne sądownictwo, wolne media, politycznych konkurentów - wylicza autor. "KE nie ma wielu możliwości, aby to zmienić, ale nie musi działań Orbana wspierać miliardami (euro) z funduszy unijnych" – podkreśla komentator.

Jeżeli Węgry znajdą wystarczającą ilość sojuszników, aby zablokować decyzję o obcięciu funduszy, kraje te będą współwinne "krętactwom" Orbana.

"Gdyby horyzonty rządzących w Budapeszcie i Warszawie polityków były mniej płaskie i ograniczone, gdyby myśleli w sposób bardziej strategiczny, zauważyliby może, jak bardzo szkodzą swoim własnym krajom" - pisze dziennikarz "SZ".

"Dotyczy to nawet znacznie bardziej Polski niż Węgier. Polska ma szóstą pod względem wielkości gospodarkę w UE, mogłaby grać rolę regionalnego przywódcy na wschodzie Unii" - tłumaczy Hubert Wetzel.

Budapeszt i Warszawa z opinią zdrajców i szantażystów

"Jednak błędna zrzędliwa prowincjonalnie wrogość do UE, za pomocą których rządy Polski i Węgier wygrywają u siebie w domu wybory, odbiera im wpływy w Brukseli" - podkreśla komentator. Oba kraje mogą jedynie blokować, ale nie mają sił, aby kształtować Unię, ponieważ mają opinię "zdrajców" i "szantażystów".

"Proeuropejscy Bałtowie boksują w Brukseli powyżej swojej kategorii wagowej. Antyeuropejscy Polacy boksują o wiele poniżej swojej kategorii, nie mówiąc już o Węgrach. To bardzo krótkowzroczna polityka dla kraju, w którego interesie jest to, aby Unia pozostała twarda wobec Rosji i wspierała Ukrainę" - komentuje dziennikarz "SZ".

"Największą lekcją ze sporu między Brukselą a Budapesztem jest być może doświadczenie, że także w polityce istnieją modele biznesowe, które dobrze funkcjonują dopóty, dopóki bank udziela kredytu. Gdy jednak okienko bankowe zostaje zamknięte, wtedy widać, że biznes splajtował" - konkluduje Hubert Wetzel.

Przeczytaj także:

Komentarze (224)