Studenci wrócą do wojska. "To świetna decyzja"
Wojsko wraca na uczelnie. Tak jak w okresie PRL, w ramach studium wojskowego studenci po zaliczeniu szkolenia uzyskają tytuł oficera rezerwy. Wcześniej trzeba jednak zdobyć stopień podoficera i szeregowego. Program jest kierowany do ochotników i jest pilotażem. Ma za zadanie odbudowę rezerw polskiej armii przez co wzmocni się "zdolność obrony naszych granic".
28.08.2017 | aktual.: 28.08.2017 10:03
Ministerstwo Obrony Narodowej wprowadza kolejny projekt szkoleń wojskowych. Tym razem na tapetę idą uczniowie szkół wyższych. Legia Akademicka ma za zadanie przygotować studentów tak, aby byli bezpośrednim zapleczem dla armii w przypadku wojny. Program ma być pilotażem i obejmować jedynie osoby chętne.
Według zapowiedzi projekt miałby obejmować ok. 30 godzin teorii i 22 dni praktyki na poligonie. To miałoby gwarantować studentom przeszkolenie na podstawowym poziomie.
– W trakcie zajęć na uczelniach uczniowie szkół wyższych zdobędą wiedzę m.in. z zakresu realizacji misji Polskich Sił Zbrojnych, otoczenia międzynarodowego w aspekcie militarnym, zależności pomiędzy elementami systemu obronnego RP. W ramach szkolenia poligonowego studenci przejdą też intensywne kursy strzeleckie, poznają podstawy topografii oraz medycyny pola walki – zdradza Wirtualnej Polsce wiceminister obrony narodowej Michał Dworczyk. Student sam miałby wybierać czy chce być szeregowym, podoficerem czy oficerem.
Kolejne zmiany w reformie Wojska Polskiego
Generał Stanisław Koziej uważa, że taka decyzja to doskonały pomysł. – Państwo powinno pomagać ludziom, którzy chcą się szkolić. Ten krok oceniam na plus – uważa były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w rozmowie z WP.
Legia Akademicka stanowiłaby kolejną platformę do treningu wojskowego. Podobne założenia funkcjonują w ramach wspierania szkół prowadzących klasy mundurowe. Innym rodzajem służby są z kolei Wojska Obrony Terytorialnej czy Narodowe Siły Rezerwowe.
- Mam krytyczny pogląd na WOT. Uważam, że razem z NSR powinny zostać przekształcone i połączone na miarę tych w Legii Akademickiej. Chodzi o stworzenie dobrego systemu mobilizowania i utrzymania rezerw – twierdzi gen. Koziej.
Armia Macierewicza rośnie w siłę
Według zapowiedzi MON, celem jest zwiększenie liczebności armii, do poziomu 200 tys., z czego ok. 50 tys. będą stanowili żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. Dworczyk określił te zapowiedzi mianem "realnego, bardzo ambitnego planu", do którego chce dążyć Prawo i Sprawiedliwość.
Gen. Koziej sceptycznie podchodzi do tych zapowiedzi. – Co prawda nie mam podstaw, żeby podważać te dane, ale szacunki wydają się być zbyt optymistyczne. Wojna powoduje, że ilość rezerwistów w stosunku do armii zmienia się 2-3 krotnie – wyjaśnia były członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Wojsko w Polsce potrzebuje zaplecza
Wizje, co do kształtu armii, przekładają się na projekt Legii Akademckiej. - Badania, które zostały przeprowadzone na uczelniach wyższych wykazały, że ponad 40 proc. studentów jest zainteresowanych udziałem w takich szkoleniach. To bardzo krzepiące. Dzięki temu mamy potencjał, aby odbudować rezerwy osobowe Polskich Sił Zbrojnych – mówi Michał Dworczyk.
Jak wygląda zaplecze polskiej armii, na wypadek konfliktu? - Po latach inercji szkoli się ok. 9 tysięcy osób. Chcąc odnowić i zachować bezpieczny poziom rezerw osobowych, powinniśmy trenować 25 - 30 tys. żołnierzy rocznie. Jestem pewny, że wkrótce ten poziom osiągniemy – uważa podsekretarz stanu w MON, wskazując przyczynę zmian.
– Po zawieszeniu zasadniczej służby zawodowej drastycznie spadła liczba przeszkolonych rezerwistów. Większość jednostek zatraciła możliwości szkoleniowe – infrastrukturę, kompetencje i kadrę, a wojsko zaczęło w znacznej mierze skupiać się na przygotowaniu do misji zagranicznych. Ekspedycje są owszem istotne, ale jednak najważniejsza jest zdolność obrony własnych granic – wymienia Dworczyk.
Wprowadzenie armii zawodowej w Polsce było błędem?
Czy prowadzone projekty stawiają pod znakiem zapytania wprowadzenie reformy znoszącej obowiązkową służbę wojskową? - Profesjonalizacja armii to niezbędny wymóg, jednak nie wolno zapominać o rezerwach. To one dają gwarancję sprawnej mobilizacji, a w konsekwencji obrony Rzeczpospolitej – konkluduje wiceminister obrony narodowej.
Pomimo zmian gen. Koziej również nie uważa, że profesjonalizacja armii była błędem. – To najważniejsza decyzja III RP. Trochę spóźniona, bo powinniśmy ją podjąć, kiedy Polska wchodziła do NATO. Większość armii tak wygląda, chociaż przyznaję, że na początku miałem do niej zastrzeżenia. Wszystko działo się za szybko i zbyt mechanicznie, ale nie możemy cofnąć tej decyzji – kończy były szef BBN.
Źródło: Eurostudent/WP/Twitter.