Świat"Strzelają nad moją głową" - reporterzy wp.pl na froncie

"Strzelają nad moją głową" - reporterzy wp.pl na froncie

Pociski moździerzowe latające nad głowami i "wylansowani" rebelianci w podróbkach Armaniego. Tak wygląda wojna w Libii. Dwóch młodych polskich reporterów jest na pustyni i towarzyszy powstańcom, którzy walczą z bezwzględnym dyktatorem - Muammarem Kadafim - pod Bani Walid. To strategiczne miasto jest bramą do najważniejszych miejsc w kraju. Z libijskiego frontu specjalnie dla Wirtualnej Polski piszą Jarosław Marczuk i Dominik Małgowski.

"Strzelają nad moją głową" - reporterzy wp.pl na froncie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Dominik Małgowskik

15.09.2011 | aktual.: 15.09.2011 16:19

Końca wojny w Libii nie widać. Zdobycie Trypolisu przez rebeliantów poważnie osłabiło, ale nie złamało oporu wojsk lojalnych Muammarowi Kadafiemu. Lojaliści wciąż kontrolują południe kraju, zaś na północy kilka ważnych ośrodków miejskich, z których można przeprowadzić kontrofensywę przeciwko powstańcom. Wśród nich jest oblężone Bani Walid.

Potężna salwa przeszywa powietrze, ziemia drży. Strzały z czterolufowego działka zamontowanego na terenowej toyocie rozrywają bębenki w uszach jak kartkę papieru. Mimowolnie podskakujemy, jakiś fotoreporter chowa się za taksówkę, którą przyjechaliśmy. Rebelianci testują broń przed szturmem na Bani Walid, inni strzelają z nudów lub by się popisać przed dziennikarzami.

W wąwozie, za którym rozpościera się niewielkie libijskie miasteczko przeciwnicy Muammara Kadafiego zebrali pokaźne siły. Wzdłuż pobocza stoi kilkadziesiąt samochodów terenowych wyposażonych w broń przeciwpancerną, przeciwlotniczą i wyrzutnie rakietowe. Rebelianci przypominają postacie żywcem przeniesione z amerykańskiej kreskówki G.I. Joe. Paradują w różnobarwnych strojach po kamienistej pustyni, gdzie w południe temperatura poniżej 40 stopni Celsjusza oznacza, że jest stosunkowo chłodno. Nie obowiązują ich mundury, pod Bani Walid odbywa się najprawdziwszy pokaz wojennej mody.

Coco Chanel powiedziała kiedyś, że "aby być niezastąpionym zawsze trzeba być odmiennym". Kapelusze z szerokim rondem, spodnie w panterkę, czapki bejsbolowe z daszkiem wygiętym w łuk, wojskowe trepy koloru khaki, podrabiane koszulki Armaniego, krwistoczerwone berety, okulary przeciwsłoneczne, pasy amunicji przewieszone przez ramię, zabrane poległym żołnierzom hełmy, wszędzie wplecione barwy rewolucji: czerwono-czarno-zielona flaga z białym półksiężycem. W strojach odbija się natura rebeliantów. Są żywiołowi, luźno zorganizowani oraz pociągają za spust równie chętnie jak uśmiechają się do ładnych dziewczyn. Wszyscy mają kałasznikowy i marzą, by zdobyć Bani Walid - twierdzę, w której rzekomo ukrywa się syn libijskiego dyktatora: Saif al-Islam. Powstańcy wierzą, że gdy miasto padnie, ostatecznie zwyciężą w wojnie z Kadafim.

Gra na zwłokę

Gdy 17 lutego 2011 r. rozpoczęły się antyrządowe protesty w Libii, które przekształciły się w wojnę domową, nikt nie spodziewał się, że Bani Walid będzie jednym z ostatnich bastionów Muammara Kadafiego. Od upadku Trypolisu pod koniec sierpnia to senne, liczące około 50 tys. mieszkańców miasteczko, znalazło się w stanie oblężenia. Bani Walid okazało się zbyt ważne, by rebelianci, nawet wspierani przez NATO, mogli je ominąć w drodze na południe kraju i zbyt dobrze przygotowane do obrony, by łatwo uległo ich naporowi.

Nad naszymi głowami przelatuje pocisk wystrzelony z moździerza. To niezbyt miłe uczucie. Rzucasz się na ziemię, jeśli masz możliwość do przydrożnego rowu albo wprost na rozgrzany słońcem asfalt i czekasz na krótkie "bum". Dla dziennikarzy bycie pod ostrzałem niesie sporą dawkę emocji. Dla rebeliantów to dzień powszedni i czasem zwyczajna nuda. Po przejęciu kontroli nad niemal całą północną częścią kraju (z wyjątkiem Syrty i przylegających do niej miejscowości), powstańcy w pogoni za uciekającymi wojskami Kadafiego ściągnęli pod Bani Walid. Gdy jak mrówki rozpełźli się wokół miasteczka, kazano im czekać.

- Chcemy walczyć, nie siedzieć na pustyni! Po co w ogóle rozmawiać z tymi szczurami? - denerwuje się Abdalla, jeden z rebeliantów, z którym rozmawiamy w niewielkiej wsi Malti, położonej na obrzeżach frontu. Pije pepsi kupioną w chyba jedynym sklepie w promieniu trzydziestu kilometrów, ciemnej norze przeżywającej najazd połączonych sił rebeliantów i dziennikarzy. Nim rozpoczął się szturm, Narodowa Rada Tymczasowa próbowała wynegocjować pokojowe poddanie się miasta. Ofensywa zatrzymała się na ponad tydzień około 150 km na południe od Trypolisu. Termin ultimatum dla wojsk Kadafiego przesuwano kilkakrotnie. Bez rezultatu. Sfrustrowani i znudzeni powstańcy wyładowywali się pociągając za spust. Ogniste węże pocisków smugowych, co noc wiły się po rozgwieżdżonym niebie, które w dzień bombardowało żarem.

- Bani Walid? Co to jest? Ta dziura nie utrzyma się nawet przez jeden dzień! - przekonuje Mohammad, członek Brygady Trypolisu, która zasłużyła się m.in. w szturmie na Bab Al-Azizija, fortecę Muammara Kadafiego położoną w sercu libijskiej stolicy. Myli się. Bani Walid to twardy orzech do zgryzienia, a czas dany rebeliantom pozwolił sojusznikom Kadafiego złapać drugi oddech i umocnić swoje pozycje w miasteczku.

Wszystkie drogi prowadzą do Ban Walid

Bani Walid jest przyczółkiem o strategicznym znaczeniu dla obydwu walczących stron. Dopóki miasto znajduje się w rękach wojsk Kadafiego, Trypolis i Misrata nie mogą spać spokojnie. Drogami prowadzącymi z Bani Walid z łatwością można przeprowadzić uderzenie na obydwie miejscowości, zaś trasą prowadzącą na południe ściągnąć posiłki z oddalonej o 600 km Sebhy, wciąż kontrolowanej przez siły rządowe.

- Trypolis nie będzie bezpieczny dopóki nie zdobędziemy Bani Walid - mówi Hafid, rebeliant pochodzący z libijskiej stolicy. Dlatego w szturm na miasto zaangażowano budzące postrach wśród lojalistów, zaprawione w bojach jednostki z Zintanu i Misraty. Ich zadaniem było wejście od zachodu i północnego-wschodu do miasta. - Podobno w nocy Saif al-Islam przyprowadził do miasta snajperów - twierdzi Ramadan, zwiadowca rebeliantów, sam pochodzący z Bani Walid. Doniesienie wywołuje niepokój wśród powstańców, którzy od snajperów bardziej boją się tylko wyrzutni rakiet Grad. Tym samym potwierdza się kolejna informacja - rebeliantom nie udało się zablokować trasy na Sebhę, znanej jako punkt rekrutacyjny dla służących w armii Kadafiego najemników.

- Ze względu na cywilów ograniczymy użycie broni ciężkiej do minimum - przekonywał Ramadan na dzień przed rozpoczęciem szturmu. 10 września 2011 r. w dolinie długiej na 25 km, w której położone jest Bani Walid, rebelianci - uzbrojeni głównie w kałasznikowy - rozpoczęli walki. Kursujące pomiędzy frontem a szpitalem polowym karetki przypominały powstańcom i kłębiącym się wokół dziennikarzom, że do zakończenia tej bitwy potrzeba będzie więcej, niż jednego dnia.

Jarosław Marczuk i Dominik Małgowski z Libii specjalnie dla Wirtualnej Polski

Czytaj również blog autorów Depesza Lawrence'a

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)