Strony internetowe chińskiej armii były atakowane przez hakerów z USA
Strony internetowe ministerstwa obrony i chińskiej armii były atakowane z zagranicy w 2012 roku średnio 144 tys. razy w miesiącu. 62,9 proc. cyberataków pochodziło z USA - oświadczył rzecznik chińskiego ministerstwa obrony Geng Yansheng.
Wojnę na słowa pomiędzy Chinami i USA rozpoczęło opublikowanie w połowie lutego raportu amerykańskiej firmy Mandiant na temat domniemanych cyberataków tajnej komórki chińskiej armii na strony internetowe amerykańskich firm. Pekin odrzucił te oskarżenia jako niemiarodajne i oznajmił, że sam jest ofiarą.
Ministerstwo obrony po raz pierwszy podało bliższe informacje na temat domniemanych cyberataków dokonywanych z USA. - Strony ministerstwa obrony i chińskiej armii są zagrożone cyberatakami od samego początku swojego istnienia. Liczba ataków hakerskich wzrasta równomiernie w ostatnich latach - podkreślił rzecznik ministerstwa. Wyjaśnił, że strony te były atakowane z zagranicy w 2012 roku średnio 144 tys. razy w miesiącu, a 62,9 proc. cyberataków pochodziło z USA.
Geng zaznaczył, że według niektórych doniesień USA planują rozwinąć zdolność prowadzenie wojny w cyberprzestrzeni i nie chcą zwiększenia międzynarodowej współpracy w zwalczaniu ataków hakerskich. - Mamy nadzieję, że strona amerykańska może to wyjaśnić - dodał rzecznik na comiesięcznej konferencji prasowej dla krajowych dziennikarzy. Jego wypowiedź została udostępniona na stronie internetowej ministerstwa.
W połowie lutego firma Mandiant, specjalizująca się w bezpieczeństwie komputerowym, opublikowała raport, według którego za cyberatakami na firmy w USA stoi tajna komórka chińskich sił zbrojnych. Według Amerykanów jednostka 61398 ma siedzibę w Szanghaju i zatrudnia tysiące osób biegłych w języku angielskim, programowaniu i zarządzaniu sieciami komputerowymi.