PolskaStrażnicy od ptasiej grypy w akcji

Strażnicy od ptasiej grypy w akcji

Mirosław Zając z Sosnowca znalazł we wtorek w
swoim ogródku martwego kolorowego ptaka. Jako świadomy obywatel
zadzwonił najpierw do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Sosnowcu, ale stamtąd odesłano go do
Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Będzinie. Tam kazali
dzwonić do lekarza weterynarii w Sosnowcu, skąd odesłano do straży
miejskiej - relacjonuje "Dziennik Zachodni".

01.03.2006 | aktual.: 01.03.2006 07:29

Dwie godziny po telefonie w ogródku w Klimontowie pojawił się patrol. - Strażnicy podeszli do sprawy uczenie- wyjaśnił gazecie pan Mirosław, opowiadając, że spojrzeli na ptaka i stwierdzili: - On chyba z jakichś gołębi, ale skoro nie jest płaskodzioby ani dziki migrujący, znaczy się, nie ptasia grypa.

Zbigniew Krupa, szef straży miejskiej z Sosnowca twierdził, że jego ludzie nie przeszli żadnego przeszkolenia ornitologicznego, ale stojący obok kierownik referatu Włodzimierz Sieruga coś sobie przypomniał. - W zeszłym tygodniu lekarz weterynarii podczas spotkania różnych służb z prezydentem miasta mówił, że jak padną blaszkodziobe typu łabędzie, albo drapieżne to bezwzględnie ma się nimi zająć lekarz weterynarii.

Bo zasady są takie - wyjaśniał. - Jeśli na powierzchni 500 metrów padnie powyżej 5 ptaków, to odpowiada za to lekarz weterynarii, jak mniej niż pięć, to miasto we własnym zakresie. Tymczasem padłym gołębiopodobnym pan Mirosław Zając z Sosnowca musiał się zająć... sam. - Kazali zakopać, to zakopałem. Daleko od ogródka, naturalnie - wyjaśnił pechowy obywatel.

- Strażnicy z Sosnowca poszli na łatwiznę, powinni powiadomić firmę utylizacyjną, a ptaka zabezpieczyć- powiedział gazecie Andrzej Fiume, kierownik Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Śląskiego. - Musimy jeszcze dopracować procedury. W województwie śląskim trwa tymczasem podwyższony stan gotowości w związku z realną groźbą pojawienia się na naszym terenie wirusa ptasiej grypy.

Jak do tej pory najgroźniej wyglądały zdarzenia z odnajdywaniem martwych ptaków w Rybniku i Jastrzębiu Zdroju. Jak się nieoficjalnie dowiedział "Dziennik Zachodni" w piątkowe popołudnie w Będzinie znaleziono martwego łabędzia. We wtorek z laboratorium w Puławach, gdzie bada się padłe ptaki z całej Polski nadeszła jednak dobra wiadomość, że na szczęście nie wykryto u niego groźnego wirusa H5N1.

- Jeśli wybuchnie epidemia, utylizacją martwych zwierząt zajmie się firma Saria Małopolska- poinformował wojewódzki lekarz weterynarii Tadeusz Sarna. Póki co pojedyncze zwierzęta utylizowane są przez gminy we własnym zakresie. Odpady medyczne o weterynaryjne trafiają też do Zakładu Utylizacji Odpadów Szpitalnych i Komunalnych w Katowicach przy Hucie FERRUM. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)