Strażak: "Po godzinach tyram na budowie, a i tak musiałem sprzedać rodzinny dom! Szlag mnie trafia"
Wirtualna Polska ujawniła, że szef straży pożarnej zarabia więcej niż prezydent. Nie zgodził się jednak na podwyżkę 650 zł dla podwładnych. - Ryzykuję życiem, poparzyłem ręce, a z wody wyciągam rozpadające się zwłoki. Mimo to zarabiam grosze - mówi WP strażak z 7-letnim doświadczeniem.
Patryk Osowski, Wirtualna Polska: Napisał pan do WP, że mimo ciężkiej pracy, pieniędzy nie starcza nawet na wyjście z dziećmi na pizzę. Żeby pozbyć się kredytu 1400 zł miesięcznie, sprzedał pan dom, który wybudowaliście wspólnie z ojcem.
34-letni pan Piotr* strażak spod Warszawy:* Żeby dojechać do pracy na czas wstaję o godz. 4:30. Jadę przez całą Warszawę i zaczynam 24-godzinny dyżur. Po dobie ciężkiej pracy w PSP melduję się na budowie. Tam kolejne 7-10 godzin i dopiero wracam do domu. A i tak bardzo ciężko związać koniec z końcem.
Rozumiem, że ktoś ma lepsze wykształcenie i większe doświadczenie. Ja mu nie żałuję. Ale jak przeczytałem, że komendant zarabia ponad 21 tys. zł, a nam nie chcą dać kilkaset zł podwyżki, to szlag mnie trafił.
Myślał pan o zmianie pracy?
Nie raz, ale ja lubię to, co robię. Mimo wysiłku mam ogromną satysfakcję z niesienia pomocy innym.
Mimo ryzyka, jakie trzeba w to wkalkulować?
Mam żonę i dwie córeczki. Jestem odpowiedzialny, ale faktycznie praca w straży wiąże się z ogromnym ryzykiem. Gdy jeździmy do pożarów trzeba bardzo uważać, a jednak na pierwszym miejscu nie jest ugaszenie ognia tylko wyciągnięcie z niego poszkodowanych.
Wchodzimy w butlach, a często powietrza nie starcza na tyle, na ile byśmy chcieli. Ryzykujemy zdrowiem, a czasem życie.
Najczęściej chodzi o poddasza, które są w fatalnym stanie. Nagle całe piętro może się oberwać, albo coś spaść ci na głowę. Nie da się też uniknąć poparzeń. Nasze rękawice są bardzo dobre, ale 3 lata temu też miałem sytuację, gdy mi zamokły i po dłuższym czasie na akcji, poparzyłem całe dłonie.
Ale praca strażaka to nie tylko pożary. Często mówi się, że to do was należy najgorsza robota.
Na przykład, gdy jedziemy do topielca, ktoś musi wyciągnąć to ciało z wody. Policjant się patrzy, spisuje notatkę i czeka na prokuratora. Ratownik czeka, żeby stwierdzić zgon. A my nie mamy innego wyjścia, jak wejść po ciało do wody.
Czasami jest ono w samej bieliźnie, czasami skrępowane, a czasami rozrywa się w dłoniach. Tych obrazków nie da się wymazać z pamięci! To zostaje w głowie.
Strażak to człowiek od wszystkiego?
Teraz, gdy co kilka dni palą się wysypiska, jeździmy by ugasić śmieci. Zabezpieczamy teren i substancje, które mogłyby wybuchnąć. Ale jesteśmy też wzywani do powalonych po burzy drzew, czy dzieci, które biegając po podwórku stanęły na gwóźdź.
No a wielu z nas, tak jak ja, po godzinach bierze się jeszcze za prace dorywcze. Kładę gipsy, maluję, robię całą wykończeniówkę.
Mimo to musiał pan sprzedać dom?
Po 7 latach w PSP zarabiam obecnie 3300 zł na rękę. Trochę dorobię na budowie, ale okazuje się, że to zbyt mało, żeby utrzymać rodzinę.
Dojazdy do pracy to 700-800 zł miesięcznie. Do tego opiekunka dla dziewczynek, gdy żona jest w pracy. Jedzenie, prąd, woda i tak dalej. Nie oczekuję limuzyny i luksusu, ale często nie stać nas nawet, żeby wyjść na pizzę. Sprzedałem dom i przenieśliśmy się do mieszkania 52 m2. Żenada.
Co tak bardzo zabolało, że zdecydował się pan napisać na platformę DziejeSię Wirtualnej Polski?
Przeczytałem, że komendant zarobił w ubiegłym roku ponad 260 tys. zł, a na koncie ma ponad milion złotych oszczędności. Do tego dwa mieszkania.
Nie żałuję mu kasy, niech ma. Ale mi brakuje na utrzymanie rodziny, a o rodzinę trzeba dbać.
- Strażak spod Warszawy prosił o zachowanie anonimowości, dlatego na potrzeby artykułu jego imię zostało zmienione, a nazwisko pominięte.