Strajk głodowy Polaków we Francji - dramat bez rozwiązania?
Trzynastu polskich stoczniowców, którzy
prowadzą głodówkę w Saint-Nazaire we Francji, domagając się
wypłaty zaległych wynagrodzeń, zaostrzyło protest -
trzech strajkujących nie będzie przyjmować ani posiłków, ani
płynów.
02.08.2005 | aktual.: 02.08.2005 20:07
Polacy, zatrudnieni przez firmę Kliper ze Szczecina, podwykonawcę francuskiego przedsiębiorstwa Gestal, do pracy w największej francuskiej stoczni Alstom Marine w Saint-Nazaire, żądają zaległych wypłat za czerwiec i lipiec.
Przestępstwo popełnione we Francji
Głodujący oczekują interwencji od władz francuskich, ponieważ - jak powiedział jeden ze strajkujących Robert Pawłowicz - "przestępstwo popełniono we Francji". Według niego "powinno zareagować francuskie Ministerstwo Pracy, prefektura". Stoczniowcy zdają sobie sprawę, że w Polsce nie mają na co liczyć, zwłaszcza po ogłoszeniu bankructwa przez Klipera.
Strajk głodowy na schodach merostwa w Saint-Nazaire rozpoczęli w czwartek dwaj z nich, w piątek przyłączyli się pozostali. Nie jedli, przyjmowali tylko płyny. Od wtorku - jak poinformował Pawłowicz - zaostrzyli protest: trzej z nich nie będzie przyjmować nawet płynów, będą spać na kamieniach, bez materacy i koców.
Pracę przy budowie liniowca MSC Musica Polacy rozpoczęli w marcu, nie wszyscy w jednym terminie. Najwcześniej zaczął Pawłowicz - 7 marca. Przez pierwsze miesiące płacono im normalnie, choć bez dodatków za nadgodziny i premii. W lipcu zorientowali się, że na konta w ich polskich bankach nic nie wpłynęło. Zażądali od Klipera wypłat za czerwiec i lipiec.
Człowiek zniknął nocą
Swe żale skierowali do pracującego z nimi w Saint-Nazaire ojca właściciela Klipera. Wtedy - jak twierdzą - ten człowiek zniknął nocą, zabierając samochód firmy wraz z dokumentami. Był tam mój segregator, odcinki wypłat za marzec i kwiecień, faksy, wyliczenia. Wszystko zginęło - powiedział Pawłowicz.
Umowy o pracę większość stoczniowców zostawiła w domu w Polsce, choć niektórzy mają je ze sobą. Były to umowy na trzy miesiące, sporządzone w Polsce, z aneksem precyzującym, że praca będzie świadczona za granicą. Jako stawkę wynagrodzenia wpisano u większości 7,65 euro brutto za godzinę - wyjaśnił Pawłowicz.
Polacy domagają się jeszcze zaległych 25 tys. euro. Na razie otrzymali 13,7 tys. euro wypłaconych bezpośrednio przez Gestal w porozumieniu z Kliperem. Pieniądze te, według ich oceny - 33% należnej im sumy, dostali gotówką. Nie dostaliśmy żadnych przelewów - oświadczył Pawłowicz. W poniedziałek Wioletta Popczyk ze szczecińskiego biura francuskiego Departamentu Loary Atlantyckiej, które skontaktowało Klipera z Gestalem, zapewniła, że widziała ksero dokonanych przez Klipera przelewów na konta stoczniowców. Według niej ostatnie przelewy były wysłane 21 czerwca.
Twierdzą, że zapłacili
Gestal utrzymuje, że wypłacił polskim stoczniowcom nie tylko 13,7 tys. euro. Twierdzi, że pod koniec maja i czerwca przekazał Kliperowi sumy, na które opiewał kontrakt z Polakami.
Strajkujący są zdeterminowani. Chcemy, by ktoś się zajął sprawą. Wszyscy przyznają nam rację, ale nic z tego nie wynika. Kliper ogłosił bankructwo, Gestal twierdzi, że zapłacił Kliperowi wszystko, co był mu dłużny, a my zostaliśmy bez pieniędzy - powiedział Pawłowicz.
Na schodach merostwa Saint-Nazaire odwiedził strajkujących konsul Jarosław Horak z polskiego konsulatu generalnego w Paryżu. Sytuacja jest patowa - ocenił. Od początku popiera ich francuska centrala związkowa CGT, która twierdzi, że istnieje formuła prawna pozwalająca na przejęcie zobowiązań płacowych przez zleceniodawcę. Jednak i Gestal, i władze francuskie są innego zdania. Specjaliści musieliby rozstrzygnąć, kto ma rację - wyjaśnił Horak.
Nie widać rozwiązania
Dramat polega na tym, że we Francji nie widać dla nich rozwiązania prawnego, z czym oni nie bardzo się zgadzają. Jeżeli wrócą i zwrócą się na przykład do Państwowej Inspekcji Pracy, postępowanie będzie trwało. Dlatego między innymi nie chcą wracać, że domagają się zapracowanych pieniędzy od razu - dodał.
Pawłowicz potwierdził, że strajkujący Polacy wiele zawdzięczają działaczom CGT, którzy czuwają wraz z nimi. Władze miejskie służą doraźną pomocą i opieką medyczną, pozwalają nocować w budynku, kąpać się. Mer Saint-Nazaire Joel Batteux wystosował list do prezydenta Szczecina Mariana Jurczyka, ale - jak powiedział Pawłowicz - nie otrzymał odpowiedzi. Jak dowiedziała się PAP, prezydent Szczecina przebywa w sanatorium na leczeniu.
List mera
"Po spotkaniu z pracownikami przedsiębiorstwa Kliper i przedstawicielami związków zawodowych CGT, zwracam się do Pana z prośbą o interwencję w polskich instytucjach na rzecz jak najszybszego rozwiązania konfliktu" - napisał w krótkim liście do Jurczyka mer Saint-Nazaire. "Jedynym żądaniem robotników jest wypłata wynagrodzeń" - podkreślił.
"Załączam list od inspekcji pracy, przekazany panu Robertowi Pawłowiczowi. Pozwoli on Panu zapoznać się z niektórymi artykułami naszego kodeksu pracy. Dziękuję z góry za zajęcie się sprawą" - napisał Joel Batteux. Sytuacja jest poważna, jeden ze strajkujących trafił na jakiś czas do szpitala - podkreślił konsul Horak. Zapewnił, że polskie służby konsularne utrzymują stały kontakt z protestującymi.
Ofiary łańcucha podwykonawców
"Polscy robotnicy ofiarami łańcucha podwykonawców" - tak ocenia konflikt Polaków z pracodawcą francuska prasa. "Liberation" pisze, że sprawę strajkujących stoczniowców bez środków do życia strony polska i francuska odbijają jak piłeczkę. "Wszyscy odmawiają zajęcia się problemem" - podkreśla. Według gazety, miejscowe władze uważają spór za wyłącznie polski i chciałyby się go pozbyć, choć istnieje podejrzenia złamania francuskiego prawa.
Dla dziennika "Le Monde" sprawa jest przykładem wypaczeń, do jakich prowadzi coraz częstsze zjawisko wydłużania łańcucha podwykonawców. Gazeta cytuje przedstawiciela CGT Serge'a Doussina, który przypomina podobny konflikt z 2003 roku przy budowie w Saint-Nazaire liniowca Queen Mary 2 z udziałem robotników polskich, rumuńskich i fińskich.