PolitykaStracimy miliony przez polski koncern zbrojeniowy?

Stracimy miliony przez polski koncern zbrojeniowy?

Polska może stracić miliony złotych przez sabotaż technologiczny do jakiego zdaniem naszego informatora dochodzi w polskim koncernie zbrojeniowym Bumar. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, do kancelarii premiera wpłynęła dramatyczna prośba polskich naukowców o ochronę opracowanego przez nich unikatowego systemu wykrywania skażeń chemicznych i promieniotwórczych Tafios. Istnieje niebezpieczeństwo, że hit polskich konstruktorów zostanie wykradziony i produkowany w innym kraju.

Stracimy miliony przez polski koncern zbrojeniowy?
Źródło zdjęć: © PAP

29.07.2008 | aktual.: 29.07.2008 19:18

11 lat temu grupa naszych naukowców, na zlecenie resortu obrony narodowej przygotowała unikatowy w skali świata system, który okazał się sukcesem. Ministerstwo Obrony Narodowej wydało na tę nowoczesną technologię 2 miliony złotych. – Skonstruowany przez specjalistów czujnik ma wykrywać najmniejsze skażenia nie tylko na polu walki, ale także w miejscach publicznych, m.in. w metrze, dworcach kolejowych czy budynkach administracji publicznej – mówi nam informator. Obecnie Tafios stanowi wyposażenie czołgu Twardy PT91-M, który jest produkowany w zakładach gliwickiego Bumaru Łabędy. Nasz system tak się spodobał rządowi Malezji, że postanowił on zawrzeć z Polską kontrakt i kupić 48 takich maszyn.

Okazuje się jednak, że urządzenia z systemem, który urzekł Malezję jest wdrażany w Polsce tylko teoretycznie. Dzieje się tak dlatego, że urządzenia nie zostały dopuszczone do produkcji seryjnej. Z tego powodu kontrakt z Malezją nie jest nadal zakończony. Jak alarmuje nasz informator, 31 lipca, czyli za trzy dni, mija termin realizacji kontraktu. Jeśli Polska nie wywiąże się z podpisanych zobowiązań może doprowadzić do nałożenia na nas olbrzymiej kary. – Jeśli premier czegoś nie zrobi i nie doprowadzi do usunięcia z Bumaru ludzi, którzy szkodzą naszemu krajowi, stracimy ogromne pieniądze – mówi informator.

W opinii naukowców, wszystkiemu jest winny Bumar, który sabotuje polską technologię. Jak pisze w liście do premiera, do którego dotarła Wirtualna Polska, Wiesław Kaska, prezes Zarządu Zakładu Badawczo Innowacyjnego, w którym doskonalony był projekt, „Bumar konsekwentnie uniemożliwia wprowadzenie tej technologii do produkcji seryjnej przez stosowanie różnych wybiegów”. Według autora listu, jednym z nich jest dezinformacja MON co do istnienia Tafiosa. Miało to – zdaniem Kaski – doprowadzić do tego, że MON za pośrednictwem Bumaru dokonywało zakupów innych urządzeń, będących tak naprawdę nieudolną imitacją Tafiosa, które rzekomo były wytwarzane w koprodukcji amerykańskiej, tyle tylko, że nie znajdują się na wyposażeniu żadnej armii świata poza Polską.

Dlaczego zatem taki nowatorski system nie jest wdrażany do produkcji seryjnej w Polsce? Zdaniem Kaski takie działanie może wskazywać na to, że technologia, która pierwotnie została stworzona na zlecenie MON miała zostać wywieziona za granicę i nigdy nie być wykorzystana w Polsce. Nasz informator uważa, że „dziwne rzeczy”, do których zaczęło dochodzić w Bumarze pod koniec lat 90. zamieszane są obce służby, które szybko wyczuły, że na polskiej technologii można zbić fortunę. – Politycy zajmują się wyciąganiem teczek i szukaniem haków na swoich przeciwników, a nie widzą tego, że agenci obcych służb robią spustoszenie w ich najbliższym otoczeniu. Nikt nie chce się zająć sprawą, bojąc się konsekwencji – dodaje informator.

Pierwsze informacje o aferze w polskim przemyśle zbrojeniowym pojawiły się ostatnio w "Rzeczpospolitej". Obszerny artykuł w „Super Expressie” zamieścił też Piotr Sieńko, który informował o tym, jak pod koniec maja konstruktorzy Tafiosa widzieli wyjeżdżający z Radwaru- (któremu MON zlecił produkcję systemu) samochód z jednym z urządzeń w bagażniku. Wirtualna Polska dotarła do dokumentów opisujących całe zdarzenie. Wynika z nich, że Tafios wyjechał z Radwaru na testy do Czech.

Dowiedzieliśmy się też, że wśród pracowników zapanował niepokój wywołany faktem i kierunkiem wysyłki oraz trudnym do zidentyfikowania numerem fabrycznym. W dokumentach, do których dotarliśmy była też mowa o tym, że Bumar nie wyjaśnił tego incydentu. Ostatecznie sprzęt trafił do Brna, choć bez dokumentacji, której wcześniej od naukowców żądał Bumar. Wywiezienie sprzętu potwierdził w rozmowie z „Super Expressem” rzecznik MON.

Brno – zdaniem naszego informatora – to tylko etap pośredni. Gdyby trafiła tam też dokumentacja, system Tafios zostałby skradziony.

- W normalnym kraju naukowcy zajmujący się technologiami obronnymi są najbardziej strzeżoną grupą. W Polsce dochodzi do sytuacji, w której technologia opatrzona klauzulą „tajne” wyjeżdża w dziwnych okolicznościach z kraju – mówi nam nasz informator.

Stara prawda mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Sieńko ustalił, że urządzenie i szczegółowe dane techniczne Tafiosa miały trafić do Malezji, gdzie powstała już rosyjsko-malezyjska fabryka, w której na podstawie dokumentacji opracowanej przez Polaków Tafios miał być produkowany pod nową nazwą.

Jednym z nielicznych polityków, którzy zainteresowali się tą sprawą jest Bogusław Kowalski, poseł PiS. W połowie lipca wystosował w tej sprawie interpelację do ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. Poseł prosi ministra o wyjaśnienie m.in. tego, czy rzeczywiście doszło do próby kradzieży systemu Tafios, jaką politykę prowadzi MON w zakresie rozwoju polskiej nowoczesnej myśli technicznej i wdrażania jej w przemyśle obronnym. Na razie MON nie ustosunkował się do poselskiego zapytania.

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)