Sto twarzy Stonogi
Biznesmen, który upublicznił akta afery podsłuchowej, jest częstym bywalcem sądów i prokuratur.
16.06.2015 | aktual.: 16.06.2015 11:20
Teraz zamierza założyć partię
Zbigniew Stonoga to tajemnicza postać. W jego życiorysie jest więcej cieni niż blasków. Urodził się 17 października 1974 r. w Ozimku na Opolszczyźnie. Pochodzi z ubogiej rodziny: do kościoła rodzeństwo chodziło pojedynczo, bo były tylko jedne ładne buty; na obiad jadło się odgrzewany na blasze chleb z cebulą. Po technikum Stonoga pracował w sklepie z elektroniką, z czasem stworzył nawet własną sieć. Inwestował też w poligrafię i inne biznesy, bo lubi się przepoczwarzać: internetowy „Monitor Sądowy i Gospodarczy” wymienia 38 spółek, w których działa. Perłą w koronie ma być komis używanych samochodów w Warszawie przy Modlińskiej prowadzony przez Stark AVG sp. z o.o.
Od Leppera do bohatera
Stonoga działał też w polityce w czasach rozkwitu Samoobrony. Był asystentem posłanki Wandy Łyżwińskiej i doradcą Andrzeja Leppera, choć gdy miotał oskarżenia związane z aferą Rywina, a także był podejrzewany o dopuszczanie się oszustw finansowych, Lepper stanowczo zadeklarował, że „pan Zbigniew Stonoga nigdy nie był moim doradcą” oraz „działania pana Zbigniewa Stonogi w żadnym stopniu nie były przedmiotem mojego zainteresowania”. A jednak panowie doskonale się znali. Zwornikiem układu był Piotr Tymochowicz, spec od partyjnego wizerunku.
Stonoga miał z nim nawet wspólną firmę – właśnie Stark AVG, którą rok temu przekazano Iwonie Stonodze (biznesmen został prokurentem, wspólnik się wycofał). I to Tymochowicz doradził Stonodze, by na konferencji w PAP opowiedzieć o swoich problemach. Chodziło o kłopoty biznesmena spowodowane przez urząd skarbowy na warszawskim Targówku po tym, jak kupił salon samochodowy Fiata w Zamościu, który odsprzedał jednej ze swoich spółek, co pozwoliło na zwrot podatku VAT w wysokości 1,9 mln zł. Kontrola potwierdziła prawidłowość transakcji, ale wypłata została wstrzymana.
W odpowiedzi biznesmen wywiesił na ogrodzeniu swojego salonu banner: „Wypierdolił nas Urząd Skarbowy W-Wa Targówek na kwotę 1 900 000 złotych. Dziękujemy ci zasrany fiskusie”. Ukuł też nośne zawołanie: „Pierydole fiskusa”. Z czasem nakleił na luksusowe audi napis: „Pierydole fiskusa i złodziei z Wiejskiej”. Do dzisiaj na stronie internetowej komisu można przeczytać: „Nasz Prezes dałby medal każdemu z tych, którzy okradają darmozjadów z Wiejskiej”.
„Dawałem ludziom pracę, wspierałem lokalne społeczności, starałem się. Mimo tego postanowiono mnie wykluczyć. Jednak ja się nie poddam” – tłumaczył Stonoga zamojskiej gazecie „Nasze Miasto”. Budował wizerunek obrońcy uciśnionych: wspierał dom dziecka w Turawie, matce niepełnosprawnego syna podarował samochód. Jednak z drugiej strony niszczy system: walczy z policją, zamieszczając na portalach społecznościowych filmy z jej wątpliwymi interwencjami. Często nie przebiera w słowach w opisie poczynań mundurowych (mówi o nich „milicja” albo „skurwysyny”). Gdy chłopak z Legionowa zmarł podczas zatrzymania, Stonoga pisał na Facebooku, że „milicjant z Legionowa zamordował 19-letniego dzieciaka, klękając mu kolanem na krtań!!!”, i nawoływał do protestów. Burdy trwały przez kilka dni. Pokazał też filmik, na którym widać radiowóz wjeżdżający na teren jego salonu samochodowego. Słychać, jak beszta funkcjonariusza słowami: „Wypierdalaj chamie”. Nagranie obejrzało i komentowało tysiące ludzi.
Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji, zapowiedział wtedy, że biznesmenowi zostaną postawiono zarzuty zniesławienia. „Ta osoba wielokrotnie łamała prawo: w tej chwili przeciwko niej prowadzonych jest 29 spraw karnych, do tego dochodzą jeszcze sprawy o charakterze cywilnym” – stwierdził rzecznik KGP. Stonoga publicznie „sprostował” tę wypowiedź, twierdząc, że nie ma 29 spraw. Sokołowskiego pogardliwie nazwał „Mańkiem”. Ogłosił też, że „pije szampana za koniec Sokołowskiego” i ma go „na smyczy”. Chodziło o pobyt policjanta w hotelu w Dźwirzynie kilka lat temu, za który – wraz z aktorem Tomaszem Karolakiem – miał nie zapłacić. Ów rzekomy dług Stonoga wykupił, by móc windykować Sokołowskiego. Zachęcał też fanów, by kupowali mały procent należności – skusiło się ponoć kilka tysięcy osób.
Rzecznik KGP twierdził, że żadnego długu nie ma, akcję Stonogi nazwał „pomówieniem i oszczerstwem”. – Ludzie pytali, czemu nie odpowiadam tym samym, ale nie będę zniżał się do jego poziomu – mówi Sokołowski w rozmowie z „Do Rzeczy”. W końcu wytoczył biznesmenowi proces o naruszenie dóbr osobistych, do spotkania w sądzie dojdzie niebawem. Nie chodzi tylko o rzekomy dług policjanta, ale nazywanie go potem przez Stonogę alkoholikiem i narkomanem, posądzanie o korzystanie z usług prostytutek czy nękanie jego rodziny. Stonoga miał nawet wynająć paparazzich do skompromitowania Sokołowskiego, ale jedyne, co osiągnął, to zdjęcie rzecznika KGP z córką na obiedzie w restauracji. Biznesmen złamał też sądowy zakaz rozpowszechniania informacji o policjancie przed procesem.
Cały tekst dostępny w bieżącym wydaniu tygodnika "Do Rzeczy"
[
]( http://dorzeczy.pl/ )