Stary lis Szewardnadze - prasa o przewrocie w Gruzji
Pierwsze strony dzisiejszych gazet wypełniają informacje o pokojowym przewrocie w Gruzji. Komentatorzy są zgodni, że mieszkańcy tego kraju stoją teraz przed trudnym zadaniem demontażu obalonego systemu i budowy społeczeństwa obywatelskiego.
Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik określa byłego już prezydenta Gruzji Edwarda Szewardnadze mianem "starego lisa, który umiał manewrować między Moskwą a Waszyngtonem". Gruzja nie była z pewnością demokracją typu brytyjskiego, ale nie była też dyktaturą typu Turkmenistanu - uważa Michnik. Według niego, gdyby Szewardnadze odszedł dwa lata temu, byłby dzisiaj gruzińskim bohaterem narodowym. Ale w polityce nie ma nic trudniejszego, niż odejść w porę. Szewardnadze nie rozumiał już, że świat się zmienił i zmieniła się Gruzja. Że nawet ograniczona demokracja musi respektować jakieś reguły. Fałszerstwo wyborów było pogwałceniem wszystkich reguł. I to doprowadziło go do klęski. Był nadzieją Gruzji, a stał się jej przekleństwem. Odszedł w pogardzie ku uldze Moskwy i własnych rodaków - komentuje na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" Adam Michnik.
Dwudniowa aksamitna rewolucja kończy się zwycięstwem gruzińskiej opozycji - pisze w "Rzeczpospolitej" Sławomir Popowski. W historii Gruzji to pierwszy przypadek, kiedy rewolucyjna zmiana władzy dokonuje się bez rozlewu krwi. Zdaniem publicysty, nieszczęściem Szewardnadzego było to, że nie potrafił uczynić z Gruzji normalnego, cywilizowanego państwa. Krajem rządziły skorumpowane klany, których pozycję wyznaczały bliskie kontakty i poparcie prezydenta. Nowe władze będą musiały dokonać demontażu tego systemu i będzie to dla nich pierwsza poważna próba, sprawdzian wiarygodności głoszonych dotychczas haseł o budowaniu w Gruzji społeczeństwa obywatelskiego. Zdadzą ten egzamin, jeśli zwycięskiej, ale mimo wszystko podzielonej opozycji uda się przynajmniej na pierwszym etapie utrzymać jedność z czasu aksamitnej rewolucji. W Gruzji to wcale nie będzie łatwe - pisze w "Rzeczpospolitej" Sławomir Popowski.
Z kolei komentator "Trybuny" Krzysztof Pilawski zastanawia się, czy wspierana przez Amerykanów Gruzja da sobie radę z zaprowadzeniem w kraju pełni demokracji. Podobne problemy przeżywa sąsiedni Azerbejdżan, gdzie miesiąc temu doszło do krwawych starć ulicznych po sfałszowanych, według opozycji, wyborach prezydenckich. Władze Gruzji i Azerbejdżanu od lat łączy uznanie USA za głównego sojusznika. Waszyngton odwzajemnił ciepłe uczucia podkreślając, że wspiera oba państwa w budowie demokracji, a nie po to, by kontrolować złoża kaspijskiej ropy i obszar, przez który ma pójść omijająca Rosję naftowa rura. Wyszło na odwrót - uważa Krzyszfot Pilawski. Według publicysty "Trybuny" w roponośnym Iraku Amerykanie także deklarują zaprowadzenie demokracji. Ważne, by tym razem była to ich prawdziwa twarz, a nie maska.