Starosta został piratem przez pomyłkę policjantów
Niemieccy i Holenderscy urzędnicy gnębią strzeleckiego starostę mandatami za przewinienia, z którymi nie ma nic wspólnego. - To wszystko pomyłka! Spokojny ze mnie kierowca - śmieje się w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" Józef Swaczyna. Wszystko dlatego, że tamtejsi policjanci nie potrafią czytać w prawidłowy sposób naszych dowodów rejestracyjnych.
Czesława Szuszkiewicz, naczelnik wydziału komunikacji i transportu w powiecie tłumaczy, że na przedniej części dowodu rejestracyjnego zamiast imienia i nazwiska właściciela pojazdu widnieje nazwa organu, który wydał dokument. Gdy któryś z mieszkańców powiatu złamie przepisy, policjanci spisują dane. Myślą, że spisują dane sprawcy, bo tak rozmieszczone są informacje w ich dokumentach. Mandaty przychodzą na imię: "starosta", a nazwisko: "strzelecki". Delikwent zawsze mieszka przy ul. Jordanowskiej 2, czyli w miejscu, gdzie ma siedzibę urząd.
Mandaty i rachunki do zapłaty spływają do powiatowego magistratu przynajmniej kilka razy w roku. Urzędnicy i firmy ubezpieczeniowe zza Odry domagają się w nich, by starosta strzelecki zapłacił za "swoje” występki za granicą. Tymczasem Józef Swaczyna nie ma z nimi nic wspólnego.
W ostatnim rachunku starosta jest pociągany do odpowiedzialności za wypadek na stacji benzynowej Aral. Z dokumentów można wywnioskować, że samochód starosty wjechał w system monitoringu. Miało do tego dojść w miasteczku Grimma, ok 180 km od polskiej granicy. Właściciel stacji poniósł z tego powodu straty na kwotę ponad 1500 euro! Józef Swaczyna w tym czasie nawet nie był za granicą.
- Tamtejsi urzędnicy już któryś raz omyłkowo wysyłają mi wezwania do zapłaty - śmieje się Swaczyna. - A ja z tymi zniszczeniami kompletnie nie mam nic wspólnego. Zresztą sam jestem bardzo spokojnym kierowcą.
Starosta dostał już kary m.in. za przekroczenie prędkości w Holandii i cieknący olej z silnika, który zabrudził kostkę na parkingu w Niemczech.
- Nasi mieszkańcy rozrabiają, a mi każą za to płacić! - żartuje Józef Swaczyna. - Oczywiście wszystkie dokumenty pakujemy w kopertę i z odpowiednią adnotacją odsyłamy z powrotem. To nie nasze rachunki.
W większości przypadków wyjaśnienia starostwa wystarczą. Tylko raz z urzędnikiem z okolic Monachium trzeba było wymieniać pisma aż 3 razy. Myślał, że starosta chce wykręcić się od płacenia mandatu.