Starania o utworzenie muzeum ofiar mordu piaśnickiego
Potomkowie rodziny, której członkowie zostali zamordowani przez hitlerowców w lasach piaśnickich w 1939 r. zaproponowali, by w ich domu w Wejherowie utworzyć muzeum poświęcone ofiarom mordów. Ideę popierają lokalni politycy i działacze. Brakuje jednak funduszy.
Na przełomie 1939 i 1940 r. hitlerowcy zamordowali w lasach w okolicy Piaśnicy (Pomorskie) 12-14 tys. osób, głównie Polaków - inteligentów i działaczy, po których spodziewali się oporu po zajęciu Pomorza. W miejscu mordu znajduje się dziś symboliczny cmentarz z krzyżami oznaczającymi masowe groby. Przed dwoma laty w Wejherowie, w miejscu, gdzie zjeżdża się z głównej drogi w kierunku cmentarza, stanęła też symboliczna Brama Piaśnicka.
- Brakuje jednak miejsca, w którym można byłoby poznać historię tej zbrodni i ludzi, którzy zostali zamordowani w lasach piaśnickich - powiedziała historyk Elżbieta Grot z Muzeum Stutthof, które działa w miejscu niemieckiego obozu, którego więźniowie także zginęli w Piaśnicy.
Proponowany na muzeum dom stoi w Wejherowie przy ul. Ofiar Piaśnicy, dokładnie na przeciw Bramy Piaśnickiej. Dom zbudował w latach 20. ubiegłego wieku Franciszek Panek - zmarły kilka lat przed II wojną lekarz i lokalny działacz, m.in. przewodniczący pierwszej po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Rady Miasta Wejherowa. W Piaśnicy zamordowane zostały dwie jego córki - nauczycielki - Stanisława i Kazimiera.
W 1939 r. willę zbudowaną przez Panka zajęli Niemcy. Urządzili tu lokalną siedzibę Gestapo: to stąd m.in. zarządzano organizacją mordów w Piaśnicy, a w piwnicach domu magazynowano odzież i inne przedmioty zabrane ofiarom. Po 1945 r. willa wróciła do potomków rodziny - dziś mieszka w niej wnuczka doktora Panka - ponad 80-letnia Zofia Ostrowska oraz jej syn Krzysztof - z zawodu muzyk.
Licząca 12 pokoi, otoczona sporym ogrodem willa jest za duża dla dwójki obecnych mieszkańców. Kilka lat temu myśleli o sprzedaży domu. - Pojawiły się oferty: jedna z nich zakładała na przykład urządzenie w willi czegoś w rodzaju spa - powiedziała Zofia Ostrowska. Dodała, że wraz z synem nie mogli dopuścić do siebie myśli, by w domu tak bardzo związanym z historią zarówno Wejherowa, jak i tragedią Polaków mieszkających w regionie, mógł znaleźć się punkt odnowy biologicznej.
Ostrowscy nie skorzystali z propozycji kupców i rozpoczęli starania o utworzenie w ich domu muzeum poświęconego ofiarom Piaśnicy. Pomysł poparły m.in. miejscowy samorząd, marszałek woj. pomorskiego, zrzeszające rodziny ofiar Stowarzyszenie Rodzina Piaśnicka, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, gdański IPN, a także miejscowi posłowie, w tym Jerzy Budnik oraz dyrekcja Muzeum Stutthof.
Wszystkie te osoby i instytucje wystosowały pisma z poparciem dla pomysłu utworzenia muzeum. Podkreślono w nich przede wszystkim historię domu i rodziny właścicieli, ale też lokalizację willi. - To idealne miejsce: (...) na przeciwko Bramy Piaśnickiej, a tuż obok znajduje się przecież kościół, który jest piaśnickim sanktuarium - podkreślali m.in. Elżbieta Grot i szef pionu śledczego gdańskiego IPN prokurator Maciej Schulz.
Prezydent Wejherowa Krzysztof Hildebrandt przypomniał w wystosowanej przez siebie rekomendacji, że tuż po wojnie o ofiarach Piaśnicy niewiele się mówiło. Jak wyjaśnił, ówczesne władze "preferowały model społeczeństwa robotniczo-chłopskiego", dlatego mówienie o Piaśnicy, gdzie zginął "kwiat kaszubsko-pomorskiej inteligencji, było niemile widziane". Prezydent zaproponował, by muzeum w willi rodziny Panków poświęcone było nie tylko Piaśnicy, ale też innym miejscom kaźni na Pomorzu w czasach II wojny światowej.
Zestaw pism poparcia wraz z materiałami prezentującymi dom i historię rodziny Panków, Zofia Ostrowska wysłała w 2011 r. do resortu kultury proponując, aby ministerstwo kupiło willę z przeznaczeniem na muzeum. Nie doczekawszy się rozstrzygającej odpowiedzi, wiosną tego roku, ponowiła ofertę. W ostatni piątek rodzina otrzymała odpowiedź ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego: poparł on ideę, ale z powodów finansowych zrezygnował z oferty i zasugerował, że sprawą powinien zająć się np. lokalny bądź regionalny samorząd. Te jednak już wcześniej - w swoich pismach, sygnalizowały, że nie są w stanie podołać finansowo zadaniu.
- Nie zrezygnujemy, będziemy dalej czynić starania - zapowiedziała Ostrowska.
Masowe egzekucje w Piaśnicy
Niemcy rozpoczęli w połowie października 1939 r. masowe egzekucje w lesie w Piaśnicy, według niektórych źródeł kontynuowali je do kwietnia 1940 r. Hitlerowcy zamordowali tam kilkanaście tysięcy osób, głównie przedstawicieli polskiej inteligencji: nauczycieli, wojskowych, urzędników, duchownych, działaczy społecznych i politycznych z Pomorza Gdańskiego, a także cudzoziemców - w tym pacjentów niemieckich szpitali psychiatrycznych przywożonych pociągami z III Rzeszy.
Dla zatarcia śladów zbrodni hitlerowcy sprowadzili więźniów z obozu koncentracyjnego Stutthof, którzy latem i jesienią 1944 r. musieli wydobywać ze zbiorowych grobów zwłoki ofiar i je palić. Trwało to kilka tygodni. Po wykonaniu pracy więźniów rozstrzelano, a ich ciała spalono i pochowano w lesie.
Wielu sprawców mordów w piaśnickich lasach zostało po II wojnie światowej osądzonych. W poszukiwaniu pozostałych winnych w kwietniu 1967 r. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku wszczęła śledztwo. Po zgromadzeniu szeregu dowodów i wyjaśnieniu części istotnych okoliczności zbrodni, zostało ono zawieszone w 1975 r.
We wrześniu 2011 r. postępowanie zdecydował się podjąć na nowo gdański IPN, którego prokuratorzy próbują ustalić nieznane dotąd okoliczności mordów, a także jak najpełniejszą liczbę i imienną listę ofiar: dotąd bowiem udało się poznać nazwiska tylko kilkuset osób zamordowanych w Piaśnicy i pochowanych w około 30 masowych mogiłach.