Stanisław Koziej: NATO dostało zadyszki
W miniony weekend w Monachium na światowej konferencji znowu dużo mówiono o bezpieczeństwie. Wypowiedziano wiele słusznych słów. Czy pójdą za nimi czyny? Bo bieżąca praktyka w dziedzinie bezpieczeństwa jest raczej niepokojąca. Najważniejszy z naszego punktu widzenia podmiot bezpieczeństwa, czyli NATO, jest w nie najlepszej kondycji. Można powiedzieć, że dostał zadyszki.
10.02.2009 | aktual.: 10.02.2009 08:45
Transatlantyckie problemy raczej rozważane są na linii UE–USA, a nie na forum NATO. Sojusz uwikłał się w beznadziejną wojnę w Afganistanie, gdzie może tylko systematycznie deformować swoje najpotrzebniejsze zdolności obronne. Brakuje mu wewnętrznej siły do prowadzenia jednoznacznej polityki wobec buńczucznej Rosji. Sam ma problemy ze swoim sprawnym funkcjonowaniem (choćby w obliczu wyzwań afgańskich).
Ale najważniejszą słabością NATO jest to, że ma przestarzałą koncepcję strategiczną. Po 11 września 2001 roku wszystkie ważniejsze podmioty międzynarodowe zmieniły swoje strategie. Tylko w NATO stoi drogowskaz strategiczny ustawiony w minionym wieku, bo w 1999 roku. W sensie bezpieczeństwa jest to drogowskaz już historyczny, by nie rzec wręcz zabytkowy. Trzeba ustawić nowy. Uważam, że szczególnie ważnymi zadaniami, które powinny być podjęte w ramach prac nad nową strategią, są: nowa interpretacja art. 5, sposoby postępowania w sytuacjach trudnokonsensusowych oraz współdziałanie NATO–UE.
Art. 5, najsilniejsza broń NATO w obronie kolektywnej, został użyty 12.09.2001 r.. Decyzja zrozumiała psychologicznie i politycznie, jako wyraz solidarności z zaatakowanym sojusznikiem amerykańskim, okazała się w praktyce ciosem wyprowadzonym w próżnię. Kapiszon zamiast bomby, jak powiedziałby klasyk. Nowa rzeczywistość strategiczna wykazała niedostosowanie tego instrumentu do zmienionego środowiska bezpieczeństwa, w tym w odniesieniu do strategicznego ataku asymetrycznego. A przynajmniej udowodniła nieadekwatność procedur i mechanizmów jego implementacji. Jednak od tamtej pory nie doczekaliśmy się głębszej refleksji sojuszniczej na ten temat, poważniejszego studium strategicznego tego bezprecedensowego, jedynego wydarzenia w historii NATO. Czy mamy w NATO godzić się z taką właśnie wątpliwą efektywnością najsilniejszej broni sojuszu? A jeśli nie – to jakie powinny być środki zaradcze? Czy obrona kolektywna ma być nadal tylko obroną reaktywną, czy może powinna być także aktywną, wyprzedzającą? Czy powinna
odnosić się do terytorium, czy może szerzej – do interesów narodowych poszczególnych sojuszników? Czy może należałoby znowelizować traktat? Czy też wystarczy tylko twarda interpretacja stosownie do nowych warunków zapisów art. 5 w nowej strategii?
Druga sprawa – strategia reagowania kryzysowego. Okazuje się, że NATO nie jest zdolne zagwarantować solidarnej reakcji w obliczu zagrożeń tzw. trudnokonsensusowych, występujących w sytuacjach kryzysowych niejednoznacznych politycznie, nie grożących życiowym interesom jednakowo wszystkich członków sojuszu. Doświadczyła tego Turcja w 2003 r. Tego typu trudności NATO prowadzą do renacjonalizacji myślenia o bezpieczeństwie, hamują tendencje do myślenia wspólnotowego. Każde państwo musi samo, w większym stopniu niż skłonne to było czynić uprzednio, ubezpieczać swoje interesy działaniami wyłącznie narodowymi. To naturalnie grozi ryzykiem dekompozycji NATO. Jaki jest ratunek? Czy trzeba zmienić system decydowania, może odejść od zasady konsensusu w takich przypadkach?
Relacje NATO–UE są, moim zdaniem, najbardziej kluczowe dla przyszłości bezpieczeństwa europejskiego. Zaryzykowałbym tezę, że chyba mniej niebezpieczne są zagrożenia z zewnątrz, niż ryzyko sporów instytucjonalnych wewnątrz cywilizacji euroatlantyckiej. Stan na dziś jest marny. Potrzebna jest strategiczna wizja współistnienia i synergicznego współdziałania na rzecz bezpieczeństwa tych dwóch organizacji. Nieco szerzej pisałem o tym w komentarzu na tej stronie Europa potrzebuje tandemu NATO-UE z 22 września ub. roku.
W sumie katalog strategicznych spraw otwartych w NATO jest poważny – zarówno liczebnie, jak i gatunkowo. Czy zajmie się nimi szczyt okolicznościowy (60-lecie) w kwietniu br.? To pytanie otwarte. Trochę obawiam się, że będzie miał tak dużo obowiązków z celebrą i z sojuszniczą „aklimatyzacją” nowej administracji amerykańskiej, że znowu zabraknie woli i czasu. Oby tylko z tego powodu NATO na stałe nie pozostało organizacją „astrategiczną”, kierującą się tylko bieżącymi motywami politycznymi. Bo to oznaczałoby perspektywę mało efektywnego politycznego i operacyjnego dryfowania, zamiast koniecznego żeglowania w pożądanym kierunku.
Generał Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski