Squash, snooker i bowling świetne na wiosenną niepewną pogodę
Squash wymaga kondycji, snooker umiejętności koncentracji i matematycznego umysłu, bowling precyzji i pewnej ręki. W Warszawie triumfy święcą sporty znane nam jeszcze niedawno z angielskich i amerykańskich filmów. Świetne na wiosenną niepewną pogodę.
02.04.2010 | aktual.: 06.04.2010 13:11
Biznesmeni i menedżerowie, maklerzy giełdowi - tak wyobrażałam sobie graczy w squasha. Gra polega na odbijaniu piłeczki o ścianę zamkniętego pomieszczenia tak, by utrudnić jej przejęcie przeciwnikowi.
Squash: zmierzmy się w klatce
Podczas godziny gry w squasha organizm wydala 2 litry wody, w minutę spalamy ok. 20 kcal. - Tak ekstremalny wysiłek sprawia, że wspaniale relaksuję się psychicznie. Wchodzi się do klatki i przez godzinę nie ma czasu myśleć o niczym innym tylko o tym, jak uderzyć piłkę. Dwa razy w tygodniu wystarcza mi w zupełności, żeby zapewnić sobie dobrą kondycję i odstresować się po pracy - mówi Adam, który ćwiczy w marymonckim klubie Forest na terenie AWF-u.
Adam najlepiej relaksuje się, grając ze swoją dziewczyną. Kolejni zawodnicy, którzy będą wychodzić zziajani z kortu w klubie Forest to same pary: narzeczeni, małżeństwa. Ściany "klatki", z której wychodzą, są obdrapane i poobijane od częstych uderzeń, jakby odbywała się w nich krwawa jatka. - To dobre miejsce na rozwiązywanie kłopotów małżeńskich - mówi Michał, który na squasha chodzi z żoną. - Facet na aerobiku nie najlepiej wygląda, kobieta nie chce chodzić na siłownię. Ta gra jest idealnym rozwiązaniem dla dwojga. Nie potrzebowaliśmy instruktora, podstawowe chwyty obejrzeliśmy w internecie. Są oczywiście zasady, ale - generalnie - co jest trudnego w odbijaniu piłeczki od ściany? Trzeba tylko uważać na kontuzje - siniaki od twardej piłki, przeciążenia. Ale jeśli nie będziemy się kłócić z żoną, to raczej przeżyjemy.
Zamiast do szkoły tańca pary trafiają na kort do sqasha. Choć zarezerwować grę jest dużo trudniej, niż zapisać się na kurs salsy czy tanga. Klubów posiadających takie korty jest bowiem o wiele mniej niż szkół uczących tanecznych kroków. - Jeszcze do niedawna musieliśmy o 7 rano dzwonić do klubu z prośbą o rezerwację - mówi Aneta, dziewczyna Adama. - Teraz na szczęście wprowadzono rejestrację internetową. Popularność squasha pokazują też rosnące ceny kortów. - W czerwcu, kiedy zaczynaliśmy, godzina kosztowała 37 zł, a teraz już 60 - zauważa Adam.
Adam i Aneta pracują w jednej firmie, ale ich znajomość rozkwitła dopiero na korcie. Anetę do gry zachęcił szef. - Podczas pierwszej rozgrywki z nim dostałam siatką rakiety w głowę i poczułam się jak mucha, która została plaśnięta łapką - śmieje się. - Prezes bierze grę na serio, musi być najlepszy i nie odpuszcza. Na szczęście następnym razem się na nim odegrałam - dostał ode mnie piłką w brzuch. Ale takie przygody raczej zbliżają, niż oddalają. Potem nie miałam z kim grać, podobnie Adam, i tak zacieśniliśmy naszą znajomość.
- Na korcie można poznać się od innej strony, odsłonić swoją prawdziwą naturę. Nie gramy na punkty, ale często "przeciągam" Anetę, daję jej wycisk, a ona nie pozostaje mi dłużna - mówi Adam. - Ściągamy też znajomych, pokazujemy, jak się gra, ale jeszcze nigdy nie grałam z klientem biznesowym w trakcie lunchu, tak jak to widać na amerykańskich filmach - dodaje Aneta.
Również Andrzej Bystrzejewski, instruktor squasha, obala stereotyp gracza biznesmena. - Grają najczęściej osoby w wieku 20-40 lat, zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Bardziej od zasobności portfela liczy się możliwość gospodarowania wolnym czasem. Zetknąłem się z tym sportem przypadkowo. Przechodziłem kiedyś obok kortu do squasha na Warszawiance. Przez szybę zobaczyłem dwóch spoconych facetów biegających w kółko. Nie wyglądało to zachęcająco. Dopiero klient w firmie informatycznej, w której pracowałem, namówił mnie do tej gry. Podczas squasha tętno wzrasta do 220, to prawie stan przedzawałowy. Ale lekarze zalecają ten sport.
Snooker: precyzja i wyciszenie
Klub 147 przy ul. Nowogrodzkiej jest ukryty w biurowcu pośród różnych firm oraz japońskiej restauracji. Codziennie przy siedmiu stołach do snookera - trudniejszej odmiany bilardu - gromadzą się tu gracze. Na bilard przychodzą grupki znajomych, popijają piwo. A na snookerze: pary skupionych, przejętych, skoncentrowanych osobników płci męskiej w różnym wieku.
Krzysztof Lalek wraz z synem Mateuszem grają tu od dwóch lat. Cztery godziny snookera w niedzielę wieczorem pozwalają im odpocząć i wyciszyć się po intensywnej fizycznie i emocjonującej pracy. Obaj są instruktorami tenisa. - Tam dużo się dzieje, energia, szybkość, tempo, a tu jest cisza, spokój - mówi Krzysztof.
Snooker to gra, która wyewoluowała z bilardu angielskiego. Powstała w brytyjskich koloniach w Indiach. Jest połączeniem tzw. piramidy i pool bilardu. Zawodnicy muszą wbijać na przemian bile czerwone i kolorowe. W ten sposób zdobywają punkty. Jest to gra bardziej skomplikowana od klasycznego bilardu. Inne różnice to wielkość stołów, mniejsze kieszenie, do których wpadają bile, cieńsze kije. - Z pewnością w Warszawie rośnie moda na tę grę - dodaje Krzysztof. - Choć jak na razie funkcjonują tu tylko cztery kluby. Dla porównania, w Pekinie jest ich 2 tysiące .
W Polsce mistrzostwa w snookerze rozgrywane są od lat 90. W tym roku odbyły się właśnie w klubie 147, którego właścicielem jest mistrz Polski z 2004 i 2005 roku Jarosław Kowalski. Założył on własny klub snookerowo-bilardowy siedem lat temu. Na początku była to tylko jedna sala z kilkoma stołami, teraz jest 7 stołów do snookera i 14 do poola. Kowalski właśnie skończył trening dwójki młodych ludzi. Uczy podstaw: jak trzymać kij, w jakiej pozycji się ustawić. - Nauka jest ważna, także dla osób, które chcą sobie po prostu pograć od czasu do czasu. W snookerze, w przeciwieństwie do poola, gra się na punkty, jest większa rywalizacja, ciekawsze reguły. Jest to również sport bardziej elegancki, gracze występują w białych koszulach i kamizelkach, to była zawsze gra dżentelmenów. Ale także pełna widowiskowych emocji. Jeden z graczy profesjonalnego snookera ze złości, że źle zagrał, uderzył ramieniem w stół i złamał sobie rękę. Ronnie O'Sullivan, najszybszy zdobywca maksymalnego breaka w historii, znany jest z tego, że
- kiedy gra słabo - oddaje kij publiczności, mówiąc, że kończy ze snookerem. Uderzył nawet kiedyś sędziego - mówi Kowalski.
Bowling: emocje przy zbijaniu
Bowling, czyli odmiana swojskich kręgli, jest grą dużo prostszą od snookera. Należy zbić wszystkie bile, a system komputerowy sam oblicza punkty. To sprawia, że w Kręgielni Saskiej na Saskiej Kępie czas spędzają całe rodziny, znajomi, zakochane pary. Pan Adam, pracujący na recepcji, twierdzi, że moda na bowling wciąż rośnie dzięki amerykańskim serialom, których bohaterowie uwielbiają spędzać wolny czas z przyjaciółmi w kręgielni.
W Warszawie przybytków bowlingu jest zaledwie kilkanaście. Ceny wahają się od 40 do nawet 120 zł za godzinę - w zależności od pory dnia i tygodnia. - Przyjechaliśmy z miejscowości oddalonej 45 kilometrów stąd - mówi Edyta Zduńczyk, która jest bowlingowi debiutantką, ale nie ma problemów ze zrozumieniem zasad i techniki gry. - To bardzo wdzięczna gra, nie potrzeba czasochłonnego treningu. Ważna jest jedynie technika rzutu. Jest jak w pubie, gra muzyka, pijemy piwo.
Wojciech Leśniowski, student IV roku SGH, zaczął grać w kręgle na początku liceum. - To była jedna z niewielu atrakcji dla młodych ludzi - wspomina. - Mieszkałem w podwarszawskim Izabelinie, a kręgielnia była w Centrum Handlowym Bemowo. Kręgle jawiły mi się jako tzw. sport pubowy - obok rzutek i bilardu. Potem zacząłem odkrywać uroki tej gry, szlifować technikę.
Wojciech bierze udział w rozgrywkach Warszawskiej Akademickiej Ligi Bowlingu, która rozpoczęła się 20 lutego i potrwa do przełomu kwietnia i maja. Organizuje je Niezależne Zrzeszenie Studentów. Sześcioosobowe drużyny przybrały najdziwniejsze nazwy: Ale Ja Nie Umiem, Kalesony Boga Wojny.
Koordynatorka akcji, studentka SGH Karolina Kruzel mówi, że nie taki bowling prosty, jak się wydaje na pierwszy rzut oka: - Przed zawodami organizujemy treningi z mistrzami tej dyscypliny, m.in. z Przemkiem Antuszewiczem, który triumfował dwa lata temu w bowlingowym Pucharze Polski. Uczy techniki, rozbiegu i wycelowania tak, by trafić strike'a (zbić wszystkie dziesięć kul). Ta gra tylko pozornie jest łatwa. Z czasem rozumiemy wszystkie jej niuanse.
Leśniowski, który gra w drużynie Jeźdźcy Hardcore'u, podkreśla, że dopiero liga pokazała mu, jaką frajdę można mieć z kręgli. Bowling z przyjaciółmi, dla rozrywki nie daje takich emocji co wyścigi pomiędzy drużynami.